Chyba nigdy nie rozmawiało się o polityce tyle, co dzisiaj. Każda impreza, spotkanie ze znajomymi trąca polityczną dyskusją.
Usłyszałam gdzieś ostatnio, że naszej nowej władzy chodzi tylko o jedno – właśnie o tę władzę. Boję się ludzi, którzy nie potrafią się uśmiechać, a mam wrażenie, że tylko takich obserwuję ostatnio w roli przedstawicieli naszego państwa. Nagle słowo demokracja nabrało głębszego znaczenia, obrona praw przez obywatela również. Wydawałoby się, że żyjemy w czasach, kiedy nie powinniśmy martwić się o to, że zostanie nam ograniczone prawo wyboru, że nagle obudzimy się w kraju przesiąkniętym niechęcią, teoriami spiskowymi, strachem, gdzie obywateli dzieli się na tych lepszego i gorszego sortu. W kraju, gdzie każda możliwość wyboru niezgodna z sumieniem rządzących stanie się za chwilę niemożliwa.
Patrzę w przyszłość próbując zrozumieć działania obecnej władzy. Taką mamy, zostali wybrani, dziś już nieważne jaką liczbą głosów, jaką część społeczeństwa reprezentują. I tak w nosie mają tych, którzy na nich nie głosowali, jak i tych, którzy do wyborów nie poszli w ogóle. Politycy snują wizję swojego wspólnego sumienia, które zdecydowanie mówi „nie” finansowaniu in vitro z budżetu państwa, które uważa, że młodzieży nie powinno się edukować seksualnie, i próbuje ograniczyć dostęp do środków antykoncepcyjnych.
W kwietniu mijającego roku wprowadzono w Polsce zgodnie ze stanowiskiem Komisji Europejskiej sprzedaż bez recepty tak zwanych „tabletek po”. Oczywiście decyzja ta wywołała masę krytyki. Że oto zabijane są dzieci, którym nikt nie daje prawa wyboru do życia, że spowoduje to zdecydowane zmniejszenie wskaźnika dzietności w naszym kraju, że kobiety, które zdecydują się skorzystać z tej możliwości antykoncepcji są morderczyniami, dzieciobójcami – epitety myślę, że już każdy umie dopisać sobie sam. Jak zawsze zabrakło edukacji. Tabletki „po”, które zapobiegają ciąży do 24 godzin po stosunku, a które można jeszcze kupić bez recepty nie są środkami wczesnoporonnymi, one opóźniają do 5 dni owulację tym samym zapobiegając ciąży. Nie przerywają ciąży, jeśli kobieta już w nią zaszła. Poza tym (litości!) nikt nikomu ich do gardła nie wpycha. To jest możliwość wyboru. Każdej kobiety, czy pary.
Nowy Minister Zdrowia rozważa jednak możliwość wycofania ze sprzedaży tabletek bez recepty. Otrzymał petycję z 200 tysiącami podpisów, które w tonie dzieciobójstwa właśnie zwracają uwagę na mordercze działania na razie tego środka antykoncepcyjnego. Co z resztą, czas pokaże. Może prezerwatywy znikną z półek przy kasach w sklepach, bo będą siać ogólne zgorszenie i niszczyć możliwość powołań milinów istnień ludzkich.
Ale w zamian przecież dostaniemy 500 złotych na dziecko. Więc po co nam antykoncepcja, edukacja seksualna. Będziemy rodzić na potęgę, nie pracować, bo i po co, skoro kasę da nam rząd.
Ta wizja godzi we mnie. We mnie jako kobietę. Siedź w domu, rodź dzieci, nie pracuj, nie korzystaj z antykoncepcji, a dzieci – zwłaszcza dziewczynki wychowuj w duchu zaściankowości, gdzie kobietę sprowadza się do roli sprzątaczki, praczki, kucharki i obiektu prokreacyjnego. I pamiętaj, jak będziesz chciała się wyłamać z tej jedynej i słusznej wizji, to zostaniesz obrzucona odpowiednimi epitetami. Jesteś kobietą – nie masz prawa decydować o swoim ciele, o zdrowiu.
Przesadzam? Pewnie tak. Ale dwa miesiące temu nikt nie przypuszczał, że można dorobić sobie klucze do siedziby NATO, więc dlaczego ja nie mogę zakładać, że za rok zostanie ograniczona w skuteczny sposób sprzedaż wszystkich środków antykoncepcyjnych? Że nastolatki będą zachodzić w ciążę jeszcze częściej niż dotychczas, bo o seksie będą dowiadywać się z porno filmów, albo w szkole będą słuchać o kwiatkach i robaczkach, i nadgryzionych jabłkach.
Ta wizja dzisiaj mnie samej wydaje się absurdalna, choćby z tego względu, że wiemy, w jakim miejscu jesteśmy. Mamy świadomość swoich praw, jak i obowiązków. Nie wierzę (może naiwnie), że kilkudziesięciu smutnych polityków jest w stanie przewrócić codzienność do góry nogami.
Natknęłam się na kontrpetycję do tej, która do Ministra Zdrowia już dotarła, przygotowaną przez Koalicję Mam Prawo Do Antykoncepcji Awaryjnej, w której można przeczytać:
(..) Zgodnie z Powszechną Deklaracją Praw Seksualnych przyjęta i zarekomendowaną przez Światową Organizację Zdrowia WHO każdy człowiek ma prawo do podejmowania wolnych i odpowiedzialnych decyzji dotyczących posiadania potomstwa. Prawo to obejmuje możliwość decydowania o posiadaniu lub nieposiadaniu potomstwa, jego liczbie, różnicy wieku między potomstwem, a także prawo do pełnego dostępu do środków regulacji płodności. Czytaj więcej
Pod petycją w ciągu 10 dni podpisało się ponad sześć tysięcy osób, a liczba fanów tej inicjatywy na Facebooku stale rośnie. I to wcale nie świadczy o tym, że wśród naszych obywateli jest tylu żądnych śmierci nienarodzonych dzieci. Im więcej głosów pod petycją, tym większa świadomość społeczeństwa swoich praw, możliwości wyboru i decydowania według własnego, a nie ogólnie przyjętego sumienia. Demokracja dla mnie na tym polega – na dawaniu przez władzę przestrzeni do moich wyborów. A jeśli już ktoś będzie miał potrzebę je ocenić – niech zrobi to zgodnie z własnym sumieniem nie próbując jednak wpływać na moje życie i narzucać mi swoich poglądów.