Cześć Człowieku!
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że mógłbyś być zupełnie sam? Że nagle zwalniasz w tej ciągłej pogoni za pieniędzmi, za lepszym i większym domem, za droższym autem i wakacjami w pięknym kurorcie. Stajesz, rozglądasz się i nic. Tylko ty i twoje dobra. Bez serca i duszy, bez uśmiechu w szary dzień, bez zwykłego gestu, który tak często oznacza wszystko.
Tylko ty i nikt poza tym.
Budzisz się i zasypiasz sam. Idziesz do pracy, gdzie w ogromnym biurze, tylko jedno twoje biurko. Nie ma do kogo zadzwonić, nie ma komu powiedzieć o kiepskim śnie i równie złym poranku. Potem, idziesz pustą ulicą i wstępujesz do sklepu, gdzie półki aż się uginają, ale nikt cię nie pyta, czy coś podać i doradzić. W pustym domu, też nikt na ciebie nie czeka, a po klatce schodowej roznosi się tylko echo głuchej ciszy. Stajesz wieczorem w oknie i nikogo nie widzisz poza swoim odbiciem w szybie. I tak każdego dnia. Masz wszystko, a tak naprawdę nie masz nic.
Zapierasz się. Mówisz, że poradzisz sobie sam, że nikogo nie potrzebujesz, że stały związek, to stały kłopot, a przyjaciele czy koleżanki zawodzą, kłamią i oszukują. Że nie warto zaufać i uwierzyć, że ludzie w twoim życiu przychodzą i odchodzą.
I nie ma żadnej różnicy, czy żyjesz w pojedynkę czy z kimś.
A przecież drugi człowiek to nie tylko związek, małżeństwo czy dozgonna przyjaźń. To zwykłe, codzienne gesty, nieoczekiwana pomoc, dobre słowo i życzliwość. To każdy dzień i życie, które cię otacza.
Pomyśl. Kim byłbyś bez swojej sąsiadki? Tej samej, która notorycznie cię wkurza ciągłymi pretensjami o zbyt głośną muzykę. I tej, która gdy tylko zachorujesz, puka do drzwi z talerzem pożywnego rosołu. A ekspedientka w osiedlowym sklepie? Ta, co marudzi, że znowu na czynsz nie zarobi i podnosi ceny, żeby jakoś się ratować. A gdy masz gorszy miesiąc, pakuje ci zakupy do torby, mruga okiem i mówi, że oddasz, jak już będziesz mógł.
I koleżanka, która dzwoni wiecznie zasmarkana, bo mąż zapomniał o kolejnej rocznicy. Za to o meczu z kolegami już nie. Tylko gdy tobie trzeba nagle w nocy przy kimś pomilczeć, zjawia się pierwsza i o nic nie pyta. A ten facet, przez którego wyjesz trzecią noc, bo znowu cię wystawił, bo kolejny raz spotkanie służbowe było ważniejsze? Tak, ten, który na rękach niósł cię na pogotowie, kiedy skręcało cię z bólu. I siedział przy łóżku całą noc, choć na siódmą rano miał do pracy.
Albo pan, co sprząta osiedlowe śmietniki i grabi śmieci spod resztek śniegu? Wiecznie podcięty i ze śmierdzącym papierosem. Ale gdy zapchał ci się zlew, był pierwszy, ze wszystkimi narzędziami i uszczelką, o której pojęcia nie miałeś.
Mama i tata, ci ciągle niezadowoleni rodzice, na okrągło zamartwiający się o twoją przyszłość i wydzwaniający trzy razy dziennie. Ci sami, do których możesz wrócić w każdej chwili, zamknąć się w swoim dawnym pokoju i liczyć na ciepłą herbatę. I rękaw, do wypłakania. I dobrą radę i wskazówki, żeby znowu nie błądzić.
Widzisz człowieku, mówisz, że samodzielny jesteś, że najważniejsze to mieć na opłaty, zaległą ratę w banku, na nowe ciuchy i drinka w sobotę. I z kim go wypijesz, gdy twoje puste gadanie się spełni i sam będziesz jak palec?
W życiu wszystko jest ważne. Musi mieć swoje miejsce i czas. Szkoła, studia, jakaś robota. Kąt, żeby było gdzie głowę do świtu położyć, miejsce, w którym można się schować. Ale bez drugiego człowieka nic nie jest warte, nic nie cieszy, nic nie motywuje. Gdy nie ma komu powiedzieć „dobranoc”, gdy nie ma do kogo iść i na kogo liczyć, cała reszta przestaje mieć sens.
Z kim, będziesz dzielił te swoje sukcesy? Komu opowiesz o kolejnej wygranej? Komu się pochwalisz, że znowu dałeś radę? Kto cię poklepie po ramieniu, gdy nadejdzie zły czas?
Dlatego już przestań się wypierać, zastawiać rozsądkiem, krzywdą i strachem. Przestań tłumaczyć, że samodzielność, że taka dobra ta samotność.
Wyjdź i się rozejrzyj.
Bo żyć zaczniesz wtedy, kiedy zrozumiesz, że tylko z ludźmi. Że tylko wtedy, kiedy jest komu podać rękę i odwzajemnić uśmiech. Że tylko wtedy, gdy zauważasz kogoś jeszcze, nie tylko siebie.
Drugi Człowiek.