– Wybaczyłam mu niedawno. Mojemu ojcu, który przychodził do mnie w nocy i robił ze mną to, co dorosły facet z dorosłą kobietą. Wybaczyłam jego chorobę, bo tylko skrajnie chory człowiek może zrobić dziecku coś takiego. Nie chcę go widzieć, wiedzieć co u niego. Odpuściłam, bo wiedziałam, że tylko wtedy będę mogła jakoś stanąć na nogi, zacząć od nowa żyć. Przynajmniej się starać. Jej, matce, jeszcze nie potrafię. Patrzyła na mój dramat tyle lat i milczała. I mi kazała milczeć wmawiając, że to minie, że to się zdarza w każdym domu. A przecież ogólnie to on nie jest taki zły, bo zarabia, bo o nas dba. Zagryzałam wargi do krwi, bo rozumiałam, że to, co robi mój tata jest złe i ohydne. Za to nie rozumiałam i do dziś tego nie potrafię, dlaczego moja matka mnie nie ochroniła. Dlaczego zamieniła moje życie w koszmar, z którego nie mogę się otrząsnąć do dziś. Miałam 6 lat, gdy przyszedł do mnie pierwszy raz. Dziś mam 36 i nadal zdarza mi się moczyć w nocy. Dzieci wykorzystywane seksualnie, boją się całe życie. Aż do śmierci, z którą muszą walczyć. Żeby ich nie pokonała, nie wręczyła do ręki sznura czy garści tabletek. I pamiętają. Każdy dotyk, który sprawiał potworny ból.
Rodzice nie pili. Nie było tak zwanej patologii, choć ja zawsze uparcie twierdzę, że nie tam gdzie trzeba, ją widzimy. Bo nam się wydaje, że ona występuje tylko wtedy, gdy matka pije i puszcza się z różnymi gośćmi albo pijany ojciec ją tłucze na oczach dzieci. Jak bieda jest i syf. A patologia bardzo często mieszka w pięknym domu. I jeździ dobrym autem. I jest dyrektorem w banku albo bibliotekarką na uczelni. I czystym obrusem przy niedzielnym stole albo prezentem pod choinką. Rozumiesz, taką normalnością, która świeci przykładem dla innych.
Taki był mój dom. Zwyczajny, stawiany za wzór. Mój ojciec – człowiek, który nigdy nikogo nie zwolnił, zawsze wychodził z pomocną dłonią do ludzi. I ona – oaza spokoju. Mama, która dużo czyta, pięknie się wysławia. Jest inteligentna, czysta i uczynna. Tylko nocami czasem on zamienia się w potwora, który nie potrafi utrzymać na smyczy swoich obrzydliwych żądzy. I przestaje być tatą, a staje brutalnym kochankiem. I ona, na ten czas przestająca być matką i zasłania z całych sił uszy, żeby nie słyszeć. Nie słyszeć cichego wołania dobiegającego zza ściany. Prawie niemej prośby małej dziewczynki, żeby on – ojciec przestał to robić. A ona – matka zabrała ją jak najdalej od niego. Żeby weszła do tego pokoju i zdjęła go z ich własnej córki. Nigdy tego nie doczekałam. Zawsze patrzyłam na drzwi, jakby były zaczarowane. Jakby tam była ukryta jakaś moc, która pozwalała mi to przetrwać. On dyszał, sapał, pytał, czy jestem córeczką tatusia. A ja cały czas patrzyłam w jeden punkt, na klamkę na drzwiach, która przez tyle lat koszmaru nawet nie drgnęła. Ale dawała poczucie złudnej nadziei. Że może kiedyś moja mama choć raz mu na to nie pozwoli. A ona tylko czekała i gdy było już po wszystkim, przychodziła,. Głaskała moją twarz, przełykała łzy i powtarzała, że on mnie kocha, tylko trochę inaczej. Żebym się nie bała, ale nikomu o tym nie mówiła. Bo tatuś nie chce źle, bo czasem tak bywa. Myła mi krocze, smarowała maściami, bo nieraz krwawiłam. I milczała. Do dziś nienawidzę przez to ciszy.
Uczyłam się dobrze, byłam zawsze przygotowana, dobrze ubrana. Oni dbali o każdy szczegół, o każdy drobiazg. Ojciec udzielał się w szkole, nie tylko na wywiadówkach. Był zaangażowany społecznie, chwalony i podziwiany. Miałam wmawiane, że w wielu domach tak się dzieje, że potem dorosnę i będę miała normalnie męża. Gdy ją pytałam, czy też tak miała, zanim poznała jego, milczała. Ojciec za nią odpowiadał, że oczywiście tak, tylko to są sprawy, które wymagają tajemnicy. Bo w ogóle każde dobrze wychowane dziecko wie, że z domu się „nic nie wynosi”. A przecież, ja takim właśnie dzieckiem byłam. Na początku tylko mnie dotykał i siebie też kazał. Potem posuwał się coraz dalej, kazać mi uprawiać z nim seks oralny. Gdy skończyłam 11 lat uznał, że jestem gotowa na to, żeby z jego dziewczynki przemienić się w jego kobietkę. Krzyczałam i przerwał. Był zdenerwowany, przepraszał, a za chwilę wyklinał. Zostawił mnie wtedy i ona przyszła. Opatrywała mnie i mówiła, że zawsze tak jest za pierwszym razem, że później będzie przyjemnie. Nigdy nie było, bo jak z własnym ojcem. Tylko z czasem przyszło takie odrętwienie, zobojętnienie. Taka moja cicha zgoda, żeby sobie przychodził te dwa trzy razy w tygodniu, ulżył i dał spokój. Wtedy mogło płynąć to normalne życie. Szkoła, wyjazdy do dziadków, wakacje nad morzem. I Wigilie, gdzie łamaliśmy się opłatkiem jak gdyby nigdy nic. I razem czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę. I tak przez lata. Dni, które stwarzały iluzje normalności i noce, gdy nie spałam, bo nasłuchiwałam, czy on idzie. Albo uprawiałam seks z własnym tatą.
Kiedy odeszłam? Nigdy. Moje wspomnienia, wstręt do siebie, moje poczucie winy nadal mieszkają pod tamtym adresem. I w tamtym pokoju. Gdzie na ścianach wisiały obrazki Matki Boskiej, bo niedzielna msza była obowiązkiem. Tata mawiał, że rodzina bez Boga, to nie rodzina. Że nie wolno wierzyć po prostu w cokolwiek, jeśli od wieku wieków wierzymy w miłosierdzie. Kiedyś chciałam ojca zapytać, kiedy przejawiał się jego Miłosierny. Wtedy, kiedy wkładał mi rękę pomiędzy nogi, czy gdy wpychał członka do ust? Mama kazała mi się żegnać co wieczór i prosić Boga o wybaczenie. Ja miałam prosić. Nie twierdzę, że jest inaczej, że nie rozumiem ludzi, którzy wierzą i czerpią z tego dobro. Ale pomyśl, z czym może się kojarzyć znak krzyża dziewczynie takiej, jak ja. Teraz mam chłopaka, od dwóch lat, powiedziałam mu w końcu. Bo nie wiedział co robić, gdy moczyłam w nocy łóżko i krzyczałam. Albo dusiłam ze strachu. Płakał, nic nie mówił, tylko płakał. I jest przy mnie i ze mną. Może pomału to się wszystko jakoś ułoży. Może przestanę patrzeć z obrzydzeniem na wszystkie relikwie. Dziecka nigdy nie chciałam mieć. Nie umiałabym go kochać, bo kojarzy mi się z najgorszym z koszmarów. Z perspektywy lat widzę, że my wszyscy byliśmy, że jesteśmy chorzy. Cała nasza trójka. Ja, matka i ojciec. Tak jakby w tej historii były tylko ofiary.
Wysłuchała: Anika Zadylak