Go to content

OBOJE rodziców ma prawo do opieki nad dzieckiem. Obecny tata, to siła na całe życie

Serce dziecka pęknięte na pół. Gdy rodzice rozstają się i walczą między sobą
Fot. iStock / drxy

Tak się dzieje często. On lub ona lub nawet razem postanawiają się rozstać. Ktoś kogoś zdradził albo ktoś kogoś przestał kochać. Albo też pojawiła się pustka nie do wypełnienia, bo w środku jedno wielkie nic. Więc mówią sobie „żegnaj” albo „adieu” albo też nie mówią nic. I wszystko byłoby do ogarnięcia, bo to przecież dorośli, a dorosły (teoretycznie) powinien umieć sobie radzić z kryzysami. Z czasem przyszłaby nowa miłość (może) albo też po prostu nowa jakość i ta historia byłaby tylko wspomnieniem na fotografii (raczej zapisanej w chmurze icloud niż w postaci albumu).

I tu można by zakończyć ten wątek, gdyby nie to, że jest dziecko. Albo dwoje. Czasami nawet trójka lub więcej. I tak, jak łatwo (?) podzielić pieniądze, samochody, biżuterię, kwiaty w doniczce, tak też TEGO podzielić się nie da. Bo jak podzielić dziecko na pół? Pokroić? Jedna ręka tu, druga tam? Prawy policzek do mamy a lewy do ojca? Dwa domy? Dwa pokoje? Koty? Psy? Podręczniki? „Co za bzdura”- mówią przeciwnicy opieki naprzemiennej. „Przecież to zwykła schizofrenia, którą fundujemy dziecku”. To także głos w tej sprawie.

Tak najczęściej mówią kobiety

Niestety, bo kobiety są mi z natury bliższe. Szczególnie wypowiadają się przeciw te, które są w uprzywilejowanej pozycji. Bo, wiadomo, sądy nadal częściej stają po stronie matki. Matka to matka. Matka ma pierwszeństwo. Dom jest przy matce. I tak dalej.

A ojciec? Przy dobrych wiatrach załapie się na dwa popołudnia w tygodniu i co drugi weekend. Punktualnie o 18 w niedzielę musi odstawić syna lub córkę do mamy ze świadomością, że będzie miał okazję zjeść z nim/nią śniadanie dopiero za dwa tygodnie. Jeden z moich pacjentów, tata na medal naprawdę, tłumaczy mi: „Dwie noce co dwa tygodnie to cztery noce w miesiącu, razy dwanaście to czterdzieści osiem w roku czyli półtora miesiąca. Przez prawie jedenaście miesięcy nie mam szans zobaczyć syna, jak zasypia i się budzi. Mimo, iż nie chciałem, by jego mama odeszła”.

Drugi mój pacjent został sam, bo żona wybrała innego. Miała prawo, tak się dzieje, nie o tym rzecz. W zabezpieczeniu kontaktów, bo zapowiada się długi proces, dostaje dwa popołudnia i weekend od piątku do niedzieli. Mimo iż oboje (matka też) wnioskują o więcej. On o opiekę naprzemienną, ona (dla niego) o trzy popołudnia i weekend, który rozpocznie się już w czwartek. Sędzia jednak ma inny pomysł. Albo z rozpędu albo też po prostu tak ocenia sytuację, że ojcu należy się mniej. Dlaczego? Nie mam pojęcia, bo ojciec także na medal.

Gdzie więc jest sprawiedliwość?

Gdzie miejsce dla kochających, coraz bardziej zaangażowanych ojców, którzy mają dokładnie takie same kompetencje jak matki po drugiej stronie? Spotykam takich coraz więcej. Tych na placach zabaw. W domach. Wracają wcześniej z pracy, by odrobić z dzieckiem matematykę, ugotować obiad, pójść na rower. Dostają minimalny wymiar opieki. Jak w czymś takim budować stabilną mocną więź z dzieckiem? Jak być obecnym? Jak wspierać i być w trudnych momentach? Przecież to system z góry skazany na umniejszenie ojcowskiej roli.

Nie dziwmy się potem, że niektóre mamy uznają siebie za właściciela dziecka i dysponują nim jak chcą. „Zwiążesz się z kimś, a popamiętasz”, „Nie życzę sobie, by moje dzieci spotykały twoją nową partnerkę”. „Nie zgadzam się na wyjazd, twój tydzień kończy się w niedzielę, a nie w poniedziałek”. „Ciesz się, że masz tyle. Mógłbyś nie mieć nic”. I tak dalej. Bywają okrutne, manipulują dzieckiem, a kontakt z nim traktują jak towar wymienny.

Ojcowie też tacy są. Też prowadzą grę. Też walczą. Też bywają nieracjonalni, raniący i nie myślą o dobru dziecka. Ale praw nadal mają mniej. Mimo, iż się zmieniają. Mimo iż zasługują na więcej.

Jest tylko jedno wyjście, gdy dwoje kocha i ma kompetencje, by wychowywać dziecko. To właśnie system naprzemienny. Taki, w którym rodzice mają tej opieki tyle samo. W przypadku mniejszych dzieci to na przykład trzy dni w tygodniu u jednego, cztery u drugiego, starsi mogą być tydzień tu, tydzień tam. Dobrze, gdy w tym czasie, gdy są u drugiego rodzica mają szansę zobaczyć się także z mamą lub tatą. Na przykład na zajęciach z piłki, gdy tata podjedzie (w tygodniu mamy) popatrzeć na trening syna. Lub gdy mama wyskoczy z córką na babskie zakupy, spacer lub lody. Wtedy ten świat przestaje być tak podzielony, jak zarzucają mu niektórzy.

Wiem, to zakłada współpracę rodziców. Tak, to warunek niezbędny, by o tym pomarzyć. Mimo różnych emocji jakie mają względem siebie, muszą się ze sobą komunikować. Muszą grać do jednej bramki, którą jest dobro dziecka. To, co dorosłe zostaje w świecie dorosłych. To, co rodzicielskie musi pozbyć się agresji, inwigilacji, chęci zemsty. Dziecko nie może żyć w dwóch światach, w których jeden jest czarny a drugi biały. Matka mówi, że ojciec to zbir, a ojciec, że matka to chodząca patologia. A takie słowa słyszymy w gabinetach, w aktach sądowych, w rozmowach przyjaciół. Dziecko ma prawo kochać oboje rodziców, myśleć o nich dobrze, ufać im i być z nimi tyle samo.

Rozumiem, że czasami to boli okropnie

On/ona odeszła, a ja mam ponieść jeszcze jedną konsekwencję  w postaci utraty połowy czasu z dzieckiem. To niesprawiedliwe. Tak, zgadzam się. Ale musisz wtedy pomyśleć o sprawiedliwości w życiu swojego dziecka. Czy ono ma cierpieć także z tego powodu, że traci jednego z rodziców?

Żeby było jasne: nie uważam, że opieka naprzemienna jest najlepszą z możliwych. Nie zawsze i nie w każdej sytuacji. Patrząc na to, jak się rozstajemy – nieliczni będą zdolni ją podjąć. Poza tym nikt nie wymyślił niczego lepszego niż system pod tytułem RODZINA. Pełna, mieszkająca razem, w miłości i spokoju. Wszystko inne to mniejsze zło dla dziecka. Ale w przypadku rozstania warto zadać sobie pytanie, czy mniejszym złem jest to, że nie musi przenosić się z miejsca na miejsce czy to, że będzie miało szansę nawiązać mocną więź z obojgiem rodziców?

Znam dzieci, które żyją w takich systemach i mają się dobrze.

Znam wspaniałych ojców i wspaniałe matki – trudno mi dziś nawet powiedzieć, która grupa jest liczniejsza.

Osobiście nie uważam, że jestem lepszą matką niż ojciec moich dzieci, mimo iż matką jestem niezłą (chyba).

Dobry ojciec to siła na całe życie. Brak ojca to wyrwa, która przypomina o sobie także przez całe życie.

Dziecko nie jest niczyją własnością. Nie należy do mamy. Nie należy też do taty. Należy do siebie i świata.

Obydwoje przywołali je na świat i obydwoje powinni wziąć za nie odpowiedzialność.

Tym samym, jeśli nie ma przeciwwskazań po żadnej ze stron, oboje mają prawo do takiej samej obecności w jego życiu.

Oboje.


Kochani! Zaczynamy akcję „Rozwód rodziców to nie rozwód z dzieckiem. Dziecko ma prawo do opieki obojga”. Zapraszam Was do dzielenia się z nami swoimi doświadczeniami i opiniami. Piszcie do nas, nawet jeżeli słowo: „rozwód” budzi trudne i bolesne wspomnienia. Co jest najtrudniejsze, jak udaje się to poukładać, czego byście oczekiwali od drugiej strony. Zapraszam też do tego, by pisali mężczyźni. Ważne jest zdanie każdego z was. Co zrobić, żeby nasze dzieci były szczęśliwe nawet po rozwodzie?

List przesyłajcie na adres kontakt@ohme.pl z dopiskiem „Rozwód” oraz informacją, jak chcecie zostać podpisani.

Jeżeli wyrażacie zgodę na publikację listu,  prosimy o dołączenie w treści wiadomości poniższego oświadczenia:
Oświadczam, że jestem autorem nadesłanej pracy konkursowej oraz wyrażam zgodę na jej publikację przez portal Oh!me.
Wyrażam zgodę na wykorzystanie i przetwarzanie przez Organizatora swoich danych osobowych uzyskanych w związku z organizacją Konkursu, wyłącznie na potrzeby organizowanego Konkursu, zgodnie z przepisami Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. z 2002 r., Nr 101, poz. 926 z późn. zm.).