Wyjście do knajpy wiązało się z irytującymi opóźnieniami w piciu. Niektórym wlanie w siebie kolejki zajmowało zdecydowanie za dużo czasu, mimo że znacząco kierowałam spojrzenie na mój dramat: opróżnioną lampkę wina. Zamawiali jedzenie, co z mojego punktu widzenia było bez sensu, skoro celem był porządny ochlaj.
Zatem wracałam do domu, wydawałam głęęębokie westchnienie ulgi, rzucałam na podłogę torebkę i płaszcz, szłam prosto do kuchni i nalewałam sobie ogromny kieliszek sauvignon blanc. Następnie siadałam w ogrodzie i „podziwiałam zachód słońca”, paląc cienkie mentole. Oglądałam na Facebooku zdjęcia przedstawiające mnie i Seba, nastawiałam radio na Magic FM, najbardziej wyspecjalizowaną w puszczaniu smutnych piosenek o miłości angielską stację, dzięki czemu podnosiłam klasę swojej rozpaczy tak, jak podnosi się klasę filmu, oglądając go w HD. Wspomnijcie It Must Have Been Love Roxette, Linger The Cranberries, Torn Natalie Imbruglii…
Po raz pierwszy samotnie upiłam się na smutno osiem lat wcześniej. Miałam dwadzieścia dwa lata i rzucił mnie facet, na którego punkcie wariowałam przez rok. Zaliczyliśmy raptem siedem randek (uzależnienie od miłości! Więcej na ten temat dalej). Zaesemesował do mnie, że ten związek już mu nie podchodzi, a ja zareagowałam słuchaniem na okrągło smutnych piosenek (If You’re Not the One Daniela Bedingfielda, Creep Radiohead), wychylaniem ośmiu browarów, płakaniem, póki moja twarz nie opuchła do podwójnych rozmiarów, oraz zaleganiem na podłodze przy akompaniamencie teatralnego zawodzenia. Byłam absolutnie przekonana, że go kocham, chociaż ledwie gościa znałam.
Przed dopiciem wina do końca, pamiętając o głęboko zakorzenionym we mnie strachu przed pustą butelką, wychodziłam po piwo albo cydr, żeby zgrabnie zwieńczyć ostatnią lampkę. Wybierałam oczywiście inny monopolowy, nie ten, w którym byłam po wino. Nigdy, ale to nigdy nie kupowałam całego wieczornego alkoholu w jednym sklepie. Normą były dwa wypady, a to dlatego, że zawsze rozpoczynałam z zamiarem poprzestania na określonej ilości. I zawsze, ale to zawsze kończyło się na większej.
Lubiłam wkładać kostium ofiary. Był ciepły, wygodny, chronił mnie przed wymaganiami. Wełniana jednoczęściowa piżama, w której mogłam się schować. Żeby uczciwie posortować odłamki miłosnego życia, które własnoręcznie strzaskałam, musiałabym wymienić ze sobą spojrzenia. Postanowiłam więc patrzeć na sprawy przez spaczony pryzmat lampki wina.
Włączałam Magic FM, wyszukiwałam smutne filmy i rozmyślałam, jak bardzo świat mnie skrzywdził. Zastanawiałam się, jak można nazwać rozliczne smutki. Stadem? Bandą? Konduktem wychodzącym z butelki. Właśnie tak.
„Jak dobrze być trzeźwym” | Książka w Sklepie EMPIK.COM
Odważna, dowcipna, szczera i fenomenalnie napisana.
Lektura obowiązkowa dla każdego, kogo dręczy podejrzenie, że alkohol więcej mu zabiera, niż daje.
Czy kiedykolwiek postanowiliście odstawić alkohol na miesiąc, a już po tygodniu mieliście w ręku drinka? Uważacie, że to głupota poprzestać na jednym?
A może rozważacie abstynencję jako kolejny – po niskokalorycznej diecie oraz regularnym uprawianiu sportu – krok ku zmianie życia na zdrowsze i lepsze?
Witajcie w klubie! Są nas tu miliony! Okazuje się, że większość z nas naprawdę chciałoby mniej i rzadziej pić.
Tylko jak to zrobić?
Ta książka rozwala system. Każdy, niezależnie od powodów, dla których chce rzucić albo mocno ograniczyć picie, powinien ją przeczytać. Jest mądra, odważna, szczera i zabawna. Ta książka to coś dużo więcej niż opowieść o pokonywaniu nałogu. To opowieść o lepszym, szczęśliwym jutrze. I o tym, że życiem w trzeźwości można się odurzyć bardziej niż najlepszym drinkiem. Catherine Gray przedefiniowuje trzeźwość na potrzeby dwudziestego pierwszego stulecia i wytycza nowy kurs w świecie bez procentów. Niech będzie waszą przewodniczką.
Książka Catherine Gray to połączenie humorystycznego pamiętnika z poradnikiem dla tych, którzy chcieliby się cieszyć abstynenckim stylem życia. I choć wyznania autorki przybierają atrakcyjną i przesyconą autoironią formę, to ich kaliber wcale nie jest lekki. Gray bez ogródek opowiada o tym, jak wygląda zwykły dzień alkoholiczki, która nie tylko musi mierzyć się z wyzwaniami zawodowymi, ale i wspinać na wyżyny kreatywności, by ukrywać swą słabość przed wszystkimi. A jednak po niemal dwudziestu latach picia Gray wybiera trzeźwość – wolną od przypadkowego seksu, wstydu, nocnych wypraw do sklepu monopolowego…
W procesie wychodzenia z uzależnienia pomaga jej pisanie, którego efekt stanowi właśnie ta książka.
Każdy z własnymi demonami musi sobie poradzić sam, ale warto skorzystać z podpowiedzi Gray, jak tego dokonać. Metodą prób i kolejnych błędów znalazła ona sposoby radzenia sobie na suto zakrapianych alkoholem imprezach rodzinnych i firmowych czy odpowiadania na pytania typu „Może odrobinka? Przecież nie zaszkodzi”. A wszystkie te przemyślenia wsparła wynikami badań naukowych, aby lepiej zrozumieć, co się właściwie z nią działo i dzieje, i w czym powinna szukać źródeł jej uzależnienia.
„Szczera, nowoczesna i prawdziwa”.
„Stylist”
„Odważna, dowcipna, i fenomenalnie napisana”.
„Marie Claire”
„Ani śladu moralizatorstwa”.
„The Times”
„Napisana z godną podziwu uczciwością”.
„The Guardian”
„W naszej kulturze trzeźwość zbyt często utożsamiana jest z nudziarstwem. Książka Gray wywraca ten koncept na nice. Wychodzenie z nałogu jest w niej pełne radości i afirmacji życia. Lektura obowiązkowa dla każdego, kogo dręczy podejrzenie, że alkohol więcej mu zabiera, niż daje”.
Hilda Burke, psychoterapeutka
Fragment książki „Jak dobrze być trzeźwym” – Grey Catherine | Książka w Sklepie EMPIK.COM
Autorka napisała również „Jak dobrze być singlem” – Grey Catherine | Książka w Sklepie EMPIK.COM