Chcesz rozwodu. Powiedziałaś to kilka miesięcy temu, a potem spakowałaś walizkę, tę, którą zazwyczaj brałaś ze sobą, gdy jechaliśmy na urlop. Spakowałaś jedną walizkę po sześciu latach wspólnego życia. To niewiele, prawda? I wyszłaś. Od tego czasu, widzieliśmy się kilka razy. Wciąż nie wiem, dlaczego odeszłaś.
Czy można przestać kogoś kochać z dnia na dzień? Od pół roku zadaję sobie to samo pytanie. Przeczytałem setki artykułów o tym, jak odchodzi kobieta. Że to proces, który trwa. Że oddala się fizycznie, psychicznie. Jak mógłbym to przeoczyć? Byłem przy tobie. Nie, nie tylko ciałem. Byłem z tobą naprawdę. Mamy cudowne wspomnienia, zdjęcia, zapamiętane chwile. Mamy (wciąż w to wierzę) wspólne marzenia, plany. Wszystko o czym rozmawialiśmy. Ani razu przez ten czas nie powiedziałaś, że jest ci ze mną zle.
Wróciłem z pracy, byłaś już w domu. Czekałaś na mnie inna niż zwykle. Poważna. Po nocach śni mi się twoje „musimy porozmawiać”. Reszta była jak koszmarny sen.
Odchodząc, płakałaś. Rzuciłaś „nie kocham cię”. Więc jak mogłaś tulić się do mnie jeszcze dzień przed rozstaniem? Czy to była litość? Jak mogłaś mówić, że w niedzielę, jak zwykle pójdziemy do kina? Jak mogłaś kochać się ze mną przez cały ten czas, gdy mentalnie ode mnie odchodziłaś? Czy robiłaś to z przyzwyczajenia?
Nie wiem, gdzie popełniłem błąd, bo mi tego nie wytłumaczyłaś. Nie powiedziałaś też „odchodzę, bo spotkałam kogoś, z kim będę szczęśliwsza”. Wiesz, zrozumiałbym. Wolałbym dowiedzieć się o tym od ciebie, a nie od wspólnych znajomych, którzy widzieli cię miesiąc temu w jego ramionach. Chciałbym to usłyszeć z twoich ust.
Czy nie zasłużyłem na chociaż tyle? Bałaś się mnie zranić? Brak szczerości rani bardziej. Przecież byliśmy małżeństwem, a nie parą dzieciaków, które spotykają się po pracy. Zdradzałaś mnie, czy poznałaś go po tym, jak odeszłaś?
Zadałem sobie tysiące pytań o to, kim właściwie dla ciebie byłem przez te kilka lat. Czy pomyliłaś się co do mnie? Z kochanego faceta stałem się nagle gościem, którego unikasz, od którego nie odbierasz telefonu. Gościem, do którego domu wysyłasz przyjaciółkę po resztę twoich rzeczy. Nie umiem tego zrozumieć.
Jeszcze jestem w takim momencie, że gdybyś pojawiła się w drzwiach i powiedziała, że chcesz wrócić, przyjąłbym cię z otwartymi ramionami. Czasem sobie to wyobrażam. Myślę, że potrafiłbym zapomnieć, wybaczyć. Gdybyś tylko powiedziała, czego ci zabrakło. Co zrobiłem zle. Jak mogę sprawić, żebyś znów mnie kochała. Czy w ogóle jest to jeszcze możliwe?
Świadomość, że układasz sobie życie na nowo, z kimś innym, boli. Ale bardziej boli to, że wciąż nie wiem – dlaczego? Przyjaciel powiedział mi „czasem tak się zdarza”. Nie wierzę, że się „zdarza”. Nie wierzę w przypadki.
Staram się żyć. Chodzę do pracy. W zeszłą niedzielę byłem w kinie. Sam. Nie rozumiem twojego ostatniego SMS-a. „Znajdziesz kogoś, kto na ciebie zasługuje”. Zawsze myślałem, że oboje na siebie zasługujemy. Wierzyłem w nas, w to , że przetrwamy, gdy wszyscy wokół się rozstawali.
To będą trudne święta. Pierwsze bez ciebie. Nie mam na nie ochoty, boję się ich. Gdybyś zdecydowała się na rozmowę – wiesz gdzie jestem. To był nasz wspólny adres przez kilka lat.