Wszyscy mówią, że przecież wystarczy odejść. Spakować walizkę, wyjść i zamknąć za sobą drzwi. To twój wybór, twoja decyzja. Co w tym trudnego? Jeśli nie chcesz tak żyć, po prostu sobie na to nie pozwól, zakończ. Każdy to zrozumie.
Łatwo im mówić, prawda? Ile razy chciałaś odejść? Ile razy wracałaś? Ile razy on ci groził, a ty rozpadałaś się na tysiące cząsteczek trudnych do pozbierania? Jestem pewna, że czułaś się wtedy słaba, bezsilna, a on sprawiał, że wierzyłaś w każdą jego groźbę, w każde ostrzeżenie, które ci dawał.
Mówił ci, że go potrzebujesz? Że bez niego nie dasz sobie z niczym rady, bo jesteś głupia, bo nic nie rozumiesz, bo tylko ci się wydaje, że wszystkie rozumy pozjadałaś? I być może jesteś kobietą, która pracuje gdzieś na stanowisku, zarządza ludźmi, mogłaby być niezależna, to jednak nie ufa sobie, nie ufa własnym umiejętnościom, bo jeden człowiek potrafił jej wmówić, że nic nie potrafi, że życiowo nie jest w stanie sama sobie poradzić.
Mówił ci, że jesteś brzydka i bezużyteczna? Ile obelg usłyszałaś na swój temat? „Zobacz, jak ty wyglądasz” – powtarzał każdego dnia z pogardą podkreślając, że i tak nikt cię nie zechce. Że po co się stroisz, że każdy facet pozna się na tobie szybciej niż ci się wydaje. Zostawałaś, bo wątpiłaś w swoją atrakcyjność, kobiecość, w to, że jesteś jednak coś warta.
Okłamywał cię, mówił, że wszyscy ludzie to oszuści, że tylko udają, że cię lubią. Że gdy tylko odejdziesz, zostaniesz sama jak palec, że nikt nie będzie chciał ci pomóc, bo jak pomagać takiemu śmieciowi jak ty. Nie zasługujesz na nic. Więc ty przestałaś ufać ludziom, nikomu się nie zwierzałaś, nikogo nie śmiałaś prosić o pomoc. Bo jak? Jak o pomoc może prosić ktoś tak nic nie znaczący, jak ty. Ktoś, kto jedyne na co zasługuje, to na tak podłe traktowanie. Widocznie jesteś niewystarczająco dobra, zbyt słabo się starasz, zbyt mało kochasz, by inni ludzie wyciągnęli do ciebie rękę.
Przestajesz wierzyć, że jest lepszy świat, inne życie. Drżysz na dźwięk klucza w zamku, podkulasz nogi i wciskasz się w fotel, by być niewidzialną, niedotykalną, by on przestał zauważać twoją obecność. W końcu jesteś tylko „szczurem”, „kopciuchem”, „dziwką” i „puszczalską”. Nic nie znaczysz. Twoi rodzice tylko ci wmówili, że jesteś wyjątkowa, że zasługujesz na coś dobrego. A to on jest dobrem, które cię spotkało. On pokazuje ci, gdzie twoje miejsce. On upokarza, poniża, krzywdzi. I mówi, że gdy się odważysz, zabije cię, zniszczy ci życie, że popamiętasz, że jego nikt i nigdy nie ma prawa zostawić. A ty się boisz, bo wierzysz w jego słowa, bo myślisz, że on naprawdę do tego jest zdolny.
I przychodzi ten moment, kiedy masz dość. Kiedy dochodzisz do tak destrukcyjnego punktu, w którym przestajesz się przejmować tym wszystkim, co on mówi. Jedyne, co się pojawia w twojej głowie, to myśl, że musisz zatroszczyć się o siebie, o swoje życie. Ta potrzeba troski, z powodu bólu, który czujesz, wydaje ci się tak głęboka i tak nie do zniesienia, że musisz uciec od tej samobójczej destrukcji. Troska staje się silniejsza niż strach, niż zakorzenione w tobie przez lata przekonania, że nie masz prawda do niczego, co dobre.
I wtedy odchodzisz. Najpierw uciekasz. Uciekasz jak najdalej pełna lęku i obaw, że on cię znajdzie, że po raz kolejny przekona cię, że powinnaś do niego wrócić, bo on cię kocha, bo przy nim będziesz szczęśliwa, bo wasze życie już będzie lepsze. Ile razy to słyszałaś? Ile razy uwierzyłaś? Ale teraz jest inaczej, coś w tobie pękło. Choć boisz się tak bardzo, to wiesz, że nie wrócisz, że podjęta w tej chwili decyzja jest ostateczną.
Ale nie jest łatwo. Nie jest łatwo poradzić sobie z nadużyciami, które trwały wobec ciebie przez lata, nie jest łatwo poradzić sobie z bólem, cierpieniem. Chciałabym, żebyś wiedziała, że to jest w porządku. Że wszystko, co czujesz jest dobre. Cokolwiek zrobiłaś, co zamierzałaś jest okej. Bez względu na to, co przeżyłaś, na co jemu pozwoliłaś – możesz być dumna z siebie, z miejsca, w którym się znajdujesz.
To wszystko zajmie trochę czasu. Daj go sobie. Poczekaj. Nic nie zadzieje się od razu. Lęki nie znikną po jednej ciemnej nocy, nie odbudujesz siebie w ciągu doby. To nic, że teraz czujesz się słaba, że brak ci pewności siebie, pewności tego, co będzie jutro. To nic, że myślisz, że go kochasz, nawet jeśli to była zła miłość.
Wszystko, co dzisiaj tobą targa, w końcu odejdzie. W końcu stanie się twoją siłą.
Gdziekolwiek jesteś na swojej drodze do odzyskania siebie, jestem z tobą. Też tam byłam. W tych złych czasach, w tych niepowodzeniach, w tych wątpliwościach i strachu. Chciałabym, żebyś wiedziała, że wierzę, że jesteś w stanie stawić temu czoła, że nie jesteś sama w swojej walce, że masz więcej siły i determinacji, i przyjaciół wokół, niż przypuszczasz.
I wiem, że nadejdzie dzień, kiedy wyjdziesz i zamkniesz za sobą drzwi. Bo dotrze do ciebie z całą tą cholerną mocą, że nie musisz tak żyć. Że jesteś dobrym człowiekiem, który nie może być tak podle traktowany. Że nikt na to nie zasługuje. Zwłaszcza ty.