Go to content

Katarzyna Miller: „Chcesz dostać w życiu w dupę, to czekaj, aż on się domyśli. Ja mówię: chcesz mieć kwiaty, to sobie kup”

„Jestem przekonana, że facetów bardziej rajcuje spocona, zachwycona życiem kobieta ze zmarszczkami od śmiechu i w dresie, niż idealna lalka, która ani głośniej nie krzyknie, ani nawet oczu mocniej nie zamknie, bo jej się makijaż rozmaże” – pisze w swojej książce „Seksownik” Katarzyna Miller. Ze znaną psycholożką i psychoterapeutką rozmawiamy o seksie, facetach i o tym, dlaczego coś kłuje nas w tyłek, gdy on chce się z nami kochać w lesie.

Ewa Raczyńska: Zastanawiam się, czy istnieje chociaż cień szansy, że my, kobiety, dogadamy się z facetami. Jak tylko wychodzi się z jakąś propozycją w naszą stronę, to się jeżymy i mówimy: „Dlaczego to znowu ja muszę się starać, a nie facet?”?

Katarzyna Miller: I to jest niedobre ustawienie sprawy , ponieważ kobiety mają lepiej rozwiniętą inteligencję emocjonalną, są bardziej pomysłowe, mają więcej fantazji i właśnie dlatego inicjatywa powinna być po naszej stronie. Jest bardzo ciekawy na to dowód. Nancy Friday amerykańska terapeutka ogłosiła, że zbiera listę fantazji seksualnych kobiet i mężczyzn. Zebrała trzy tomy fantazji kobiet i jedną mężczyzn, co pokazuje naszą przewagę. Kobiety są tak fantastyczne, tak bogate, tak skomplikowane, że w tych fantazjach pojawiają się horrory, filmy sensacyjne i oczywiście romantyczne komedie. Wszystko tam jest. I kobiety sobie pozwalają na coraz więcej, są bardziej śmiałe. Hmm, właściwie ciekawe, jaki w Polsce byłby odzew na taki apel.

A mężczyźni?

Mężczyźni w tych fantazjach wyobrażają sobie cipkę, jak w nią wchodzą, jak sobie ją oglądają, pieszczą, jak ona tu się wypnie, a tam wysunie Naprawdę tak prosto, że aż przykro. Z drugiej strony może tak lepiej dla nas, bo nasze ciało jest dla facetów fascynujące i upragnione. Można powiedzieć, że wejście w kobietę to odpoczynek dla wojownika, a my kobiety nie potrafimy docenić naszej wartości dla mężczyzn i tego jak bardzo oni nas potrzebują.

Faceci chyba rzadko się do tego przyznają?

Faceci zdali sobie z tego sprawę, oraz z tego, że jesteśmy bardziej kreatywne, bardziej pomysłowe niż oni, więc wściekli się na nas tak bardzo, że zrobili patriarchat i zabronili kobietom mieć dużo do gadania. Teraz wściekły się baby i chcą mieć swoje prawa i możliwość wejścia, tam gdzie chcą.

To jedno, bo jednocześnie zostały drugą nogą w XIX wieku, dziedzicząc po prababciach, że kobiecie czegoś nie wypada, że jak ma wielu kochanków to latawica i wiele innych podobnych.

Na przykład „nie bądź łatwa”?

Właśnie. A potem okazuje się, że większe powodzenie mają te dziewczyny, które flirtują, które okazują, że chłopcy im się podobają, dzięki czemu to one sobie wybierają partnerów, a nie czekają, aż któryś raczy na nią spojrzeć. W naszym wychowaniu mamy pewien straszny błąd. Otóż dziewczynkom mówi się: „seks to tylko z miłości”. A ja się pytam: gdzie seks, a gdzie miłość? Zdecydowanie więcej jest seksu niż miłości i na seks mamy większe szanse. Poza tym to są dwie osobne rzeczy. Oczywiście, że fantastyczny jest seks z miłością – to cudowne zwieńczenie wszystkiego, tylko trzeba najpierw nauczyć się miłości i seksu, żeby te dwie rzeczy połączyć.

Ale niby my decydujemy się na seks, bo właśnie kochamy…

Dziewczyny często się okłamują, mówią: „bo ja go tak kocham” – wystarczy, że poczują motyle w brzuchu. I to już musi być miłość, gdzie tam podniecenie, przecież nie wypada , żeby panienka czuła się podniecona. I bach, idziemy z nim do łóżka, oczekujemy, że on ma nam dać coś wielkiego i wspaniałego. I tyle kobieta ma z tej miłości, bo on: włożył, wyjął i poszedł. No może ewentualnie włożyłby parę razy. Zresztą dla własnej przyjemności, bo ojcowie nie uczą synów. jak być dobrymi kochankami, w ogóle niczego ojcowie nie uczą…

Katarzyna Miller

Fot. Materiały prasowe Wydawnictwa Zwierciadło

Stanę trochę w obronie facetów – ich też nikt nie uczył, nie mają przykładu.

Oczywiście, nikt nikogo nie uczy, to jest epidemia od pokoleń. Są takie smutne badania, które pokazują, że tylko 10% facetów jest ze sobą w jakimś kontakcie, próbuje siebie zrozumieć, ma szansę na jakąś autorefleksję.

Prawda jest taka, że młodym chłopakom mówi się: „masz prezerwatywy i sobie radź”.

Tak, a poza tym koledzy już ci wszystko powiedzieli. A najgorsze jest to, że chłopcy uczą się seksu z pornografii, a ta dostępna powszechnie jest czymś tak prymitywnym. Rąbanką jakąś, a nie seksem żadnym.

Z Pani doświadczenia, gdzie pojawia się punkt zapalny, jeśli chodzi o seks w związku?

Bardzo różnie. Przypominam sobie parę młodych ludzi, 14 lat ze sobą chodzili i nie spali ze sobą. Nie wiem dlaczego ona się na to godziła. Bo to ona do mnie przychodziła. Może on był krypto gejem, może ktoś go molestował w dzieciństwie. Jest ogromna ilość białych małżeństw, tylko o tym nikt głośno nie mówi, bo ludzie się do tego nie przyznają.

Ale standardowo wygląda to tak: poznają się, jak są młodzi, pojawia się pożądanie, niekoniecznie zakochanie. Idą sobie pociupciać, jest im przyjemnie i miło o sobie myślą, więc się pobierają, no bo się zakochali, tak sobie myślą. A skoro się kochają, to już wszystko musi się ułożyć.

I na jakiś czas starcza im tego zapału i rozpędu, ale po dłuższej chwili okazuje się, że oni wcale siebie nie poznali, nie wiedzą kogo biorą. Jedno lubi po ciemku, drugie po jasnemu i nie chodzi tylko o seks, różnią się w wielu obszarach życia. Zaczynają się na siebie denerwować, a jak jeszcze pojawiają się dzieci, a pojawiają się, bo u nas o antykoncepcji wie się mało, to w ogóle katastrofa. Zresztą i tak często przyczyną małżeństwa jest ciążą. A potem się rozczarowują, bo miało być inaczej. I zawsze jest winna ta druga strona: „bo ty miałaś być jak mamusia, a nie jesteś”, „ bo ty nie miałeś być jak mój tatuś, a jesteś”. Pojawiają się pretensje, żale, obrażanie się, użalanie się nad sobą.

Czy my kobiety mamy do takiego użalania się większe tendencje?

Kobiety przede wszystkim mają w sobie dwie zupełnie sprzeczne postawy. Siebie (na wzór matki ) ustawiają na końcu potrzeb innych: muszą się troszczyć, nakarmić, wyprać, wyprasować, posprzątać, pamiętać, co on chce, co dzieci chcą i, często jeszcze, co rodzice chcą. I niby się na to godzą, tak bardzo chciały mieć rodzinę, poświęcają się i tyle z siebie dają. Ale też chcą coś w zamian, chcą, by wszyscy obdarowani im dziękowali, by byli im wdzięczni. Ale oni nie dziękują tylko wciąż się domagają więcej, bo dlaczego nie mają brać, są przyzwyczajeni.

I tak samo jest w seksie, bo to przecież on ma potrzeby. W umysłach wielu kobiet panuje nadal stereotypowe przekonanie, że seks to sprawa męska. A przecież już dawno zostało odkryte, że kobiety są nie tylko seksualne, ale też lepiej wyposażone. Bo mają całe ciało erogenne, a faceci wszystko kumulują głównie w tym „wacusiu” – ten ich łatwy orgazm, wytrysk im bardzo często wystarcza.

Natomiast kobietę trzeba rozkręcić, rozbudzić, doprowadzić do stanu,w którym cała będzie płonąć. I to jest dopiero seks. Ale cóż, chłopcy często nie wiedzą jak to zrobić, bo oni powkładają i wyskoczą.

I mamy takie dwa zagubione typy, Jasia i Małgosię, co to marzyli, że będzie im w życiu razem słodko, a tu się okazuje, że powtarzają to, co było w ich rodzinach. A rodzice się kłócili, albo ze sobą nie rozmawiali… Ile razy się pytam: „widziałaś kiedyś swoich rodziców, jak się przytulają, całują się?”. Gdzie tam! Rzadko ktoś powie, że tak, albo żeby zobaczyć ich w łóżku rano, jak leżą zadowoleni… Nie ma mowy!

A my mamy wykorzystywać nasze umiejętności, naszą inteligencję, naszą wytrzymałość, odporność dla siebie, a nie dla wszystkich. To jest główny błąd, który popełniają kobiety. A przecież, jeśli ja jestem mądrzejsza, to mogę ustawić sprawy według siebie. Oczywiście nie o to chodzi, żeby ustawiać je z niekorzyścią dla kogokolwiek. Tutaj jest ważna prawdziwa mądra asertywność, która polega na tym, że moje prawa są ważne i twoje prawa też są ważne. Czyli dogadujemy się, a rzecz zawsze polega na komunikacji. Ustalamy, by wszyscy mieli tyle, ile każdemu potrzeba, a nie czyimś kosztem, często straszliwym.

Żeby to było takie proste…

No tak, kobiety robią coś dla innych swoim kosztem i chciałyby otrzymać to samo, a raczej jeszcze więcej. Ale tak się najczęściej nie dzieje, wtedy kobiety stają się okropnie sfrustrowane, mają pretensje i stają się namolne, mendzące i upierdliwe. Po prostu czasami chłop naprawdę ma prawo powiedzieć: „nie mogę patrzeć, jak się męczysz, wychodzę”.

Ja mówię taką rzecz: mi nie przeszkadza, że ode mnie coś zależy, nie przeszkadza, że to ja o czymś decyduję, bo lubię decydować, lubię jak coś ode mnie zależy i lubię urządzać, postanawiać, mnie to nie przeraża. Każdy powinien robić to co chce, co jest dla niego, co mu pasuje. Dlaczego ja mam czekać, co wymyśli mój partner, kiedy już wiem, co chcę. W dodatku często słyszę takie głupie gadanie: „Mam po to męża, żeby ze mną chodził”. No a jak on nie chce chodzić, to ja też mam zrezygnować np. z wyjścia do kina, teatru, na basen , do znajomych?

Nie dajemy sobie przestrzeni na siebie w związku. Nie jest tak, że my najczęściej czegoś oczekujemy? Jesteśmy jednym wielki oczekiwaniem?

Jest taki dowcip trafnie to obrazujący: „Czego chcą kobiety? Kobiety chcą więcej”. To taka smutna prawda. Ona ma dom, ma dzieci, ma to, co chciała mieć, ale już drąży, chociażby, że ten facet powinien być lepszy. Bo dlaczego na przykład on nie siedzi więcej w domu? A nie siedzi dlatego, że po pierwsze – nie zbudowaliście wspólnoty, on nie nauczył się satysfakcji z „dmuchania w ognisko”, po drugie, bo mu w pracy ciekawiej, po trzecie – przyjdzie do tego domu i będzie słuchał, że butów nie zdjął w progu, żeby nie bawił się piłką z dzieckiem w domu, bo coś stłucze, że przyszedł za późno…

Tak, bywamy straszne…

A z drugiej strony, jak on powie: „Co się przejmujesz tym obiadem, pizzę zjemy”, to słyszy: „Pizzę? Na obiad? To ja latam, codziennie gotuję, się poświęcam, a ty nawet tego nie doceniasz”. Ale on oczywiście, że docenia, kiedy dostaje smaczne jedzonko. I jak ona lubi – niech gotuje, ale jak nie lubi, to po co ma gotować i się tym zadręczać?

Katarzyna Miller

Fot. Materiały prasowe Wydawnictwa Zwierciadło

Znajoma mówi: „Wiesz, ja cały tydzień gotuję, a jak ten jeden dzień zostawiam z nim dzieci, to on je zabiera do Mc’Donalda”.

I jest wściekła, że oni są szczęśliwi, bo ona w to szczęście palucha nie wsadziła. Częste też jest: „To ja z tym dzieckiem siedzę cały dzień, lekcji pilnuję, naganiam do obowiązków, a tatuś przychodzi wieczorem i ten dzieciak do niego leci szczęśliwy. A do mnie tak nigdy nie leci”. Wtedy mówię: a to się zastanów dlaczego nie leci? Poza tym powinnaś się cieszyć w końcu to twój mąż, jego wybrałaś na ojca swojego dziecka.

Naprawdę, kobiety bardzo dużo sobie same psują przez fakt, że się nie zatrzymają i nie zastanowią nad tym, co im naprawdę odpowiada. Są fajne, mają cudowne zalety i nie bawią się nimi, nie cieszą się, nie biegają przez życie, jak po łące, tylko brną, jak w takim bagnie. Jak były dziewczynami to biegały, ale teraz już są MATKAMI.

To faceci chcą się bawić, mówią: „chodź pokochamy się w lesie”?

I słyszą: „w dupę będzie mnie kłuło”.

No tak. Chcemy być takie odpowiedzialne i dorosłe, i poważne…

A z drugiej wcale nie chcemy takie być. Bo facet ma odpowiadać za to, jak nam jest. Tu są same paradoksy i rzeczy sprzeczne ze sobą. I niestety nie jest to tak zwana jedność przeciwieństw, która się fajnie sprawdza, bo dzień i noc to jest to samo i jedno bez drugiego nie istnieje. Ale pretensja i oczekiwanie, że ktoś do kogo mam pretensje, jednocześnie będzie wiedział, co ja potrzebuję… No jak to można pogodzić.

A przecież to my mamy większą dojrzałość emocjonalną, my byśmy mogły być sprawcze. On się pyta: „Po co chodzisz na te spotkania ze swoimi przyjaciółkami.” I ona zamiast powiedzieć: „Kochanie, bo to jest cudowne, uwielbiam ten czas”, krzyczy: „A co cię to obchodzi, a ty też wychodzisz na piwo, a czy ja się ciebie czepiałam, jak szedłeś ostatnio na mecz!!!”. Ręce opadają. A nie lepiej pójść z nim od czasu do czasu na ten mecz, jak nie lubisz, to chociaż raz, powygłupiaj się z nim, powrzeszcz tam trochę, on od razu uzna cię za fajną laskę, wrócicie do domu i będziecie mieć taki seks, że ho ho. Po prostu dajmy żyć sobie i innym, a nie myślmy, że tyle jest strasznych rzeczy do zrobienia i ja nie mogę odpuścić. No to w końcu naucz się odpuszczać.

Nie myj tej podłogi, nic się jej nie stanie?

Podłoga dla mnie, czy ja dla podłogi? Ja na przykład nie prasuję, żelazko gdzieś mam, ale nie wiem gdzie. A przecież dziewczyny majtki prasują. Po co to? Nie lepiej fajnie razem spędzić czas? Albo i osobno…

I ten seks tak poważnie traktujemy…

Przede wszystkim mamy niedobry stosunek do naszego ciała. Przecież wszyscy wciskają nam, że nasze ciało wymaga poprawek, ze coś jest z nim nie tak. Trzeba coś dołożyć, wyrzucić, zakryć, ukryć…

Faceci miewają kompleksy?

Miewają, największy problem mają ze wzrostem. Bo wysoki mężczyzna, to istota, która na tym świecie ma najlepiej. Chociaż ostatnio poznałam wysokiego mężczyznę, bardzo przystojnego, który jest tak uległy swojej żonie i tak nieszczęśliwy… Że myślę sobie: „Chłopie, jak cię twoja mamusia załatwiła”. A tatuś oczywiście nie był żadnym przykładem. I, oczywiście, w związku z „wacusiem” mają kompleksy…

Rozwijamy się w seksie, poszukujemy w związku nowych rzeczy?

To różnie, bo najczęściej boimy się, co facet o nas pomyśli. Kobieta coś zaproponuje, a on wrzeszczy: „od kogo się tego nauczyłaś?!?”.

I co wtedy?

Wtedy trzeba się nie dać, wytłumaczyć: kochany masz zdolną żoneczkę, więc się ciesz. A my tak łatwo dajemy się krytyce, bo kiedyś tatuś, mamusia, babcia wciąż nas krytykowali – jak się temu nie przeciwstawisz, jesteś załatwiona na amen. Przykładowo: jednej dziewczynce ciocia raz powiedziała, że ma grube nogi, i ona nie nosi spódnic w ogóle. A to nie tak powinno działać.

Musimy pamiętać, że w gruncie rzeczy, jeśli ludzie mówią coś niemiłego, ta najczęściej mówią o sobie, a nie o mnie, poprawiają sobie nastrój, umniejszając mnie. Więc ja w tym nie biorę udziału.

Rzadko słyszymy dobre rzeczy na swój temat?

Absolutnie za rzadko! Ostatnio usłyszałam od jednej z pacjentek, że kiedy wychodziła na randkę, mama powiedziała do niej, że wygląda przepięknie i że jest warta grzechu. Super córce taki fajny tekst powiedzieć.

I tak to powinno działać. Mam ochotę na chłopa, idę w ten romans, ale nie po to, żeby wychodzić za niego za mąż, ale żeby przeżywać fajne chwile. Reszta sama się dzieje: czy ten romans się skończy, czy się rozwinie, czy się okaże, że oprócz tego, że fajnie nam się ze sobą kochać, to jeszcze lubimy chodzić razem na spacery i pojechać na wspólne wakacje. To wtedy zaczyna się coś budować. A z góry nikt ci tego nie zagwarantuje. Musisz sprawdzić, nie ma innego wyjścia, on sprawdza i ona też. To nie tylko facet ma ciebie wziąć, ty też go bierzesz. Nie kupuj kota w worku.

Ale o takich kobietach mówi się często, że są puszczalskie…

I przestańmy tak mówić, tylko nazywajmy takie kobiety mądrymi i doświadczonymi, bo to one przyniosą sobie i facetowi satysfakcję w związku i przyjemność.

Ja na szczęście miałam bardzo mądrego i nietypowego ojca, który mówił, że najcudowniejsze kobiety to te po 40-tce. Bo one mają w sobie dojrzałość, są świadome siebie, mają taką prawdę w sobie, wiedzą czego chcą, to są prawdziwe partnerki. I ich ciała mają już jakąś historię.

Tymczasem często słyszę: ile ja mogę mu dawać skoro nic nie dostaję w zamian?

Ale my mamy prosić, żądać, wymagać, dziękować cieszyć się. Facet ma wiedzieć, czego baba chce, bo on się nie domyśli. O jeny to domyślanie… chcesz dostać w życiu w dupę, to czekaj, aż on się domyśli. Ja mówię: chcesz mieć kwiaty, to sobie kup.

A nie będzie tak, że jak ja sobie kupię pięć razy te kwiaty, to on w końcu wpadnie, że ja je lubię?

I jak powie: „A co tu takie ładne kwiaty?”, to mu powiedz: „Wiesz kochanie, bo jedna osoba tak bardzo mnie kocha”, a gdy spyta kto, to wytłumacz; „No ja. I jakoś wygląda, że to jedyna osoba, ale się tu kreci jakiś facet po domu, to może on też mnie chociaż lubi i czasami też kupi mi kwiaty”. Mam taką przepracowana sytuację z moim Misiem. Przechodzimy koło pań z kwiatami i mówię: „Poproszę trzy róże, ten pan płaci” – wskazuję na niego, a on oburzony: „Ja? Dlaczego?”, „Pięć róż poproszę” i mówię: „Misiek płać za trzy, bo zaraz będzie pięć”. Po czym płaci, ja go całuję i mówię: „Bardzo ci kochanie dziękuję”. Nie mówię: „Ty świnio, sama sobie musiałam kupić”. On się śmieje, ja się śmieję, wszyscy są zadowoleni. A ja wiem, że on nie jest od kwiatów. Uczył się, chodził ze mną na działki, i nadal odróżnia tylko róże i tulipany, ale czy ja nauczyłam się samochodów? No nie. Bo mnie to nie interesuje.

Nie dostrzegamy miłości w codziennych sprawach. A przecież on auto do myjni zabrał, zlew przepchał…

Ja na przykład się nie ruszę do telewizora, jak coś się zepsuje, zawsze krzyczę: „Misiu, znowu coś się stało” i życzę sobie być głupia w tych sprawach.

A my chcemy kwiaty, kolacje…

Na kolację lepiej idź z przyjaciółką. Oczywiście jego można czasami zaprosić, czy powiedzieć: „Słuchaj już najwyższy czas, żebyś mnie zabrał na kolację”. I kiedy słyszysz: „Naprawdę, muszę? Potrzebujesz tego?” nie strzelaj focha, tylko powiedz: „Tak, potrzebuję, pójdziemy, będę na ciebie patrzyła z zachwytem, popatrzę na innych facetów i pomyślę, nie no mój to jest najfajniejszy”. „No to idziemy” – odpowie. Trzeba po prostu cieszyć się tym, co jest możliwe, a nie, kiedy jesteśmy w Wenecji, żałować, że nie ma nas w Paryżu.

SEKSOWNIK_MOCKUP