Go to content

Nie mam siły na seks z mężem. A on się obraża albo grozi mi zdradą

zainteresowanie związkiem
fot. Goodboy Picture Company/iStock

Gdzie zaczyna się małżeński gwałt? A molestowanie i nagabywanie? Mojemu mężowi nie wystarcza zwykłe „nie”. Muszę to powtórzyć kilka razy, odepchnąć go. Potem słyszę: jesteś zimna, ranisz mnie, w końcu znajdę sobie inną.

Piszę, bo dziś kolejna awantura,  już nie wiem, co robić. Jestem zmęczona. I nie, nie chodzi o to, że mąż chce seksu raz na tydzień, miesiąc, a ja mu odmawiam. On chce codziennie, czasem po kilka razy dziennie. Niezależnie od tego, jak się czuję. Najczęściej ulegam, bo zależy mi na świętym spokoju. Ale co to za seks, gdy ulegam. „Naprawdę kręci cię stosunek z kłodą?” pytam.

Scenariusz jest zawsze podobny

Najpierw łapie mnie za tyłek albo pierś, przyciąga do siebie, mam być gotowa, natychmiast też go pragnąć. Nieważne, że właśnie wali się nam praca zawodowa, jesteśmy po awanturze z synem, który sprawia kłopoty wychowawcze, czy przed chwilą rozmawiałam z mamą, która choruje na nowotwór. Muszę chcieć.
Tylko jeden raz zwierzyłam się przyjaciółkom, powiedziały: „Wow, niesamowite”. „Ale go kręcisz, zazdroszczę”, a potem posypały się historie o ich partnerach, którzy nie przytulają, nie chcą seksu, unikają. „Powinnaś się cieszyć!” niemal z wyrzutem powiedziała jedna– jej mąż zgadza się na seks raz w miesiącu.
Tak, to prawda, mój Michał jest czuły, na spotkaniach zawsze trzyma mi rękę na kolanie, ciągle chce być obok. Niestety, mi to nie jest potrzebne do szczęścia. Wciąż go kocham, chyba, na pewno mi zależy,  ale czuję się tak, jakby mnie zaduszał każdego dnia. Nawet nie zdążę się stęsknić, nie zdążę go potrzebować.

Gdyby „nie” wystarczało

Znaleźlibyśmy kompromis, nie wiem, kochali się kilka razy w tygodniu, rozmawiali o tym dojrzale, co wpływa na to, że nie jestem zawsze gotowa. Nie, on nie chce rozmawiać. Dla niego jestem zimna, znudzona. Obraża się, idzie spać do dużego pokoju, mówi, że sobie kogoś znajdzie, bo nie jest w stanie prowadzić takiego życia bez intymności. A my ciągle mamy intymność, przynajmniej według mnie.

Im bardziej on się obraża, tym ja zamykam się bardziej. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy miałam seks, bo tego chciałam, bo pragnęłam. I nie jestem sobie w stanie tego przypomnieć…

Nawet jeśli  rano jest przyjemnie, stresuję się, że popołudniu on wejdzie do łazienki, jak myję ręce i znów będzie chciał. Nawet nie mogę posiedzieć w spokoju w wannie.
Mąż podoba się kobietom, podoba się też mi. Jest przystojny, męski, zadbany. Przy mnie nie zwraca uwagi na inne kobiety, ciągle mówi, jaka jestem świetna, piękna, boska. A potem od nowa. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy to nie seksoholizm? Albo jakieś inne zaburzenie? Na terapię nie chce iść, a gdy mówię o seksuologu wręcz mnie wyśmiewa. „Ty idź weź jakieś hormony na popęd” mówi.

Wiem, że brzmi to dość żałośnie, ludzie mają większe problemy. Ale czy codzienne naruszanie granic nie jest problemem? Poczucie, że jestem przedmiotem?

PS. Na początku byliśmy normalnym, fajnym związkiem. Jasne, dużo się kochaliśmy, ale dopiero się poznawaliśmy, była ogromna chemia. Nie mieliśmy też żadnych innych spraw. Teraz minęło 15 lat, mamy stresujące życie, dużo zajęć. Wymuszany seks, nastroje męża jeszcze bardziej mnie stresują.