Go to content

Po nogach ciekła jej strużka krwi. Wnętrze paliło. „Jak mogłeś” – wyszeptała. „Przecież tego chciałaś, sama się prosiłaś”

fot. Gigi_my_girl/iStock

Wakacje to jest czas, na który czekają wszyscy. Szczególnie maturzyści, którzy po roku harówki mają więcej wolnego. Tak było też z Weroniką. Ostro zakuwała, starła się o dobre świadectwo i jak najlepsze wyniki na maturze, by dostać się na jakiś kierunek związany z medycyną. Wiadomo ten główny był najlepszy, niemniej jednak nawet pielęgniarstwo by ją zadowoliło. Leczyć, pomagać, ulżyc z bólu, widzieć nowe życie to było coś, czego chciała doświadczać.

Póki co wszystko szło po jej myśli. Oceny na cenzurce prezentowały się naprawdę nieźle. Z matury wychodziła zadowolona. Ciężko pracowała na sukces, o którym tak marzyła, stąd też tak cieszyła się na wakacje i ona, i jej paczka. Znali się całe liceum, uczyli razem i imprezowali. Na czas wakacji mieli jeden plan – korzystać z życia jak najwięcej. Weronika była bardzo lubiana, dusza towarzystwa, przebojowa, radosna, inicjatorka wielu szalonych akcji. Chłopakom się podobała. Wszystkim, bez wyjątku, ale nie każdy się przyznawał. Kilka miesięcy temu rozstała się z Miłoszem i postanowiła z nikim się nie wiązać. Chodziła na jakieś randki, całowała na imprezach, ale nigdy nie szła na całość i nie czekała z utęsknieniem aż jej amant zadzwoni. Po rozczarowaniu Miłoszem diametralnie zmieniła stosunek do płci przeciwnej. Niewinna zabawa, flirt owszem. Związek nie. Tak jest wygodnie.

Weronika jest teraz szczęśliwa, cieszy się wolnymi chwilami i imprezami do rana. Jest królową parkietu, tańczy do upadłego, wzbudza powszechny zachwyt. Jest taka śliczna i pewna siebie. Wysoka, smukła, proporcjonalna. Ma bardzo zgrabną sylwetkę, którą potrafi podkreślić. Nie ma imprezy, na której ktoś by jej nie podrywał. Ona jednak na dużo sobie nie pozwala. Na parkiecie szaleje, czasem da się pocałować, do domu jednak wraca zawsze z paczką bez moralniaka.

Tego dnia była z przyjaciółmi nad jeziorem. Dziewczyny się opalały, chłopaki skakali do wody. Pili piwo i wino. Byli w świetnych humorach. Weronika pękała ze śmiechu, bo Bartek czymś ją rozbawił, a potem wrzucił do wody. Nie obraziła jak się jak większość dziewczyn zapewne by zrobiło. Ganiała go potem po plaży chcąc rewanżu. Wskakiwała mu na plecy, chlapała wodą, przewracali się razem, on ją zarzucał na ramię jak worek kartofli, a ona się tylko śmiała. Krystian obserwował ją bacznie. Był w ich paczce, ale zawsze małomówny i skryty trzymał się z boku. Przyjaźnił się z Bartkiem. Im obu Weronika bardzo się podobała, Krystian jednak w przeciwieństwie do kumpla, o tym nie mówił. Marzył natomiast o spotkaniu z dziewczyną, szalonym tańcu, pocałunkach po jej dekolcie, dotyku jej pośladków. Bardzo go kręciła, nigdy jednak nie miał odwagi, by chociaż zaprosić ją do kina.  Obserwował ją uważnie, delektował jej śmiechem i widokiem ciała w bikini. Chętnie poczułby smak jej skóry, jej zapach i gładkość, bo przecież Weronika miała taką piękną skórę. W swoich snach całował ją centymetr po centymetrze.

Gdy całą paczką znów wylądowali w klubie nie przestawał jej obserwować. Wera miała na sobie kuse szorty i bluzkę na ramiączka. Nie miała stanika. Kilka razy, gdy się nachyliła widział jej drobną, nagą pierś. Czuł jak wzbiera się w nim podniecenie. Ta dziewczyna działa na niego niesamowicie.

– No Krystian! – usłyszał nagle jej głos. – Co tak siedzisz, dawaj na parkiet. Leci taki świetny kawałek! – i pociągnęła go radośnie za rękę. Nie opierał się jej. Nie spodziewał, że ona go zauważy. Rzadko rozmawiali, co najwyżej śmiała się z jego ciętych ripost. Teraz w końcu miał okazję być bliżej niej. Był nieco stremowany, a Weronika wręcz przeciwnie. Wypiła już kilka szotów, zresztą i bez alkoholu była taka pełna energii. Uwielbiał na nią patrzeć. Ona tańczyła, on pochłaniał ją wzrokiem. Po kilku piosenkach wrócili do stolika, wypili po szocie. Weronika usiadła obok niego, a że kanapa była ciasna, a ich było na niej z dziesięć osób, to niemal ocierała się o niego. Krystian siedział sztywno, nie wiedząc jak reagować. Weronika zaś coś żywo opowiadała, klepała go po udzie, śmiała się głośno.

Gdy wstała, by wypić kolejnego szota, stanęła idealnie tyłem do niego. Na wysokości jego wzroku była jej pupa, a spod króciutkich szortów wystawały jej pośladki. Były tak blisko, niemal mógł je poczuć. Ledwo się opanował, by ich nie dotknąć. Zamknął oczy i marzył, że ona stoi tak tylko dla niego. Impreza trwała w najlepsze, nawet on tańczył i pił. Często na parkiecie w tany porywała go Weronika. Był niemal wniebowzięty. Około trzeciej paczka zaczęła się wykruszać. Dziewczyny chciały już wracać, a Wera uznała, że bawi się aż do zamknięcia. Wypiła sporo, Krystian cały czas był obok. Oczywiste było to, że ją odprowadzi. Chłopaki zawsze tak robili, dbali o swoje koleżanki. Byli niemal jak bracia. Weronika niczego więc się nie obawiała. Wyszli z klubu po czwartej, prowadził ją pod rękę, nie zataczała się, ale trzeźwa to ona nie była. Oparła mu głowę na ramieniu.

– Jak dobrze, że jesteś – wyszeptała. Krystian zatrzymał się i spojrzał na nią. Była tak śliczna, choć makijaż się jej rozmazał i miała mętny wzrok. Szotów trochę w siebie wlała. Nie wytrzymał, pocałował ją. Najpierw delikatnie. Potem namiętnie. Nie opierała się, chyba się jej podobało. Szli akurat parkiem. Lekko już widniało, dokoła nie było żywej duszy. Przyciągnął ją do siebie lekko. Nie stawiała oporu. Oparł ją o duże drzewo i zaczął całować mocniej. Początkowo całowała go tak samo łapczywie, ale gdy złapał ją za pośladki, a usta skierował w dekolt, zareagowała.

– Krystian, nie… – powiedziała cicho. Ale on zamknął jej usta soczystym pocałunkiem i przycisnął do drzewa. Poczuła jego nabrzmiałą męskość. Jeszcze się nie wyrywała. Była pewna, że on zaraz przestanie. Nie przestawał. Dotykał ją wszędzie, lizał. Pijana nie miała siły, by go odeprzeć. Nie potrafiła też krzyczeć, chyba ją zamroziło. Zawsze do tej pory chłopcy reagowali na jej „nie”. Krystian zdawał się tego nie słyszeć. Rozpiął swój rozporek, był gotowy. Tak długo marzył o tej chwili. Nie pytając się jej o zdanie, rozpiął jej szorty, zerknął na bieliznę. Koronkowe majtki, chyba stringi, tylko go podkręciły. Nawet ich jej nie ścignął, materiału było tak niewiele, że tylko je przesunął odkrywając jej intymność. Zupełnie jakby specjalnie założyła taką bieliznę. Wdarł się w nią brutalnie, chyba coś krzyczała, ale był tak podniecony, że nie zwracał na to uwagi. Chciał ją wziąć tu i teraz. To co dla niego trwało ułamek sekundy, dla Weroniki trwało całą wieczność. Momentalnie oprzytomniała, obezwładniona jego siłą nie była stanie się bronić. Do końca chyba myślała, że Krystian jej posłucha i się opamięta. On jednak, pogrążony w spełnieniu swoich marzeń, bo przecież była taka okazja, kompletnie się wyłączył. Był jak robot, bezduszny wzrok wlepiony gdzieś w dal i ten skowyt gdy skończył.

Weronika płakała cicho, poprawiła koszulkę i naprędce zapinała szorty. Po nogach ciekła jej strużka krwi. Wnętrze paliło.

– Jak mogłeś? – wyszeptała.

– Przecież tego chciałaś, sama się prosiłaś – zripostował ze śmiechem. – Brak stanika, te spodenki i niemal brak majtek. Cała noc się o mnie ocierałaś. Zrobiłem to, czego chciałaś – spojrzał na nią chłodno. W jego oczach dostrzegła resztki żądzy i dziką satysfakcję. Zapiął spodnie, uśmiechnął się dumnie i po prostu poszedł. Zostawił ją. Ten spokojny Krystian. Nieśmiały, który nigdy nie miał dziewczyny i lubił gry komputerowe. Którego podejrzewali o bycie gejem, który kiedyś był ministrantem i na obozie tak płakał za mamą.

Weronika wróciła do domu sama. Od razu poszła do łazienki, by zmyć z siebie jego zapach. Tata był w delegacji, a mama nie wróciła jeszcze z nocnego dyżuru w szpitalu. Dziewczyna więc długo brała kąpiel i płakała. Wszystkie ubrania, jakie miała na sobie, wyrzuciła. Wyłączyła telefon. W pokoju tępo przez kilka godzin patrzyła się w sufit, a w głowie kołatały się jego słowa „sama się prosiłaś”. Zdecydowała, że weźmie ten wolontariat, o którym wspominała mama. Przynajmniej nie będzie musiała o tym wszystkim myśleć. Od paczki się odizolowała. Na pytania Kasi, z którą była najbliżej, odpowiadała niechętnie i ostro, aż przyjaciółka przestała dopytywać o to, co się stało. Może coś podejrzewała. Ale w gruncie rzeczy, byli na imprezie, Wera świetnie się bawiła, piła, tańczyła, była kuso ubrana, szalała na parkiecie. Faktycznie była kusząca, sama się prosiła. Kto by jej uwierzył, że jej własny kolega ją po prostu zgwałcił w parku? Była pijana, pewnie tego chciała, a teraz się wypiera. Weronika już słyszała komentarze znajomych.

Bała się iść na komisariat. Te przesłuchania i dopytywanie, czy może jednak miała ochotę na szybki numerek. Szybko policzyła, czy mogłaby zajść w ciążę, na szczęście szansa była niska. Dnie spędzała w swoim pokoju, płacząc lub po prostu gapiąc się w ściany. Gdy zaczęła wolontariat, zatraciła się w pracy w szpitalu, kontakty ze znajomymi ograniczyła do minimum. Dostała się na psychologię w innym mieście i uznała, że wyjedzie, by o tym wszystkim zapomnieć. Jednak nie zapomniała. Tak naprawdę jeszcze kilka ładnych lat będzie nosić w sobie poczucie winy i dopiero jako dojrzała kobieta, na kozetce u znajomej psycholożki, zacznie o tym rozmawiać. Przepracuje problem, zrozumie, czemu nie była w stanie z mężem stworzyć zdrowej relacji, pojmie swój strach, przestanie obwiniać i zacznie współpracować z pobliskim komisariatem, gdzie będzie pro bono rozmawiać z dziewczynami po gwałtach lub próbie gwałtu. Gdy sama odzyska już wewnętrzny spokój będzie chciała pomóc każdej skrzywdzonej tak by słowa „sama się prosiłaś” nigdy nie miały racji bytu i nie niszczyły im życia.