Go to content

Plakat pyta: „Gdzie są TE dzieci?” Kobiety odpowiadają: „Nie stać nas, a już naprawdę umiemy liczyć”

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam plakat z hasłem: „Gdzie są TE dzieci?, pomyślałam sobie: „Co za cholerna głupota obklejać pół Polski takim hasłem i wydawać na to kasę”. Potem zaczęłam zastanawiać się, kto to finansuje i z jakich pieniędzy. No bo, niby co miałby taki plakat zmienić. Większość kobiet takie pytanie po prostu wkurza i… tak zaczęłam badać tę sprawę.

Plakat pokazuje, że dziś statystyczna rodzinka ma półtora dziecka. Natomiast, że w latach 80-tych miała trójkę dzieci. A w 50-tych piątkę. Cholera, pomyślałam sobie: czy to w ogóle jest prawda? Sprawdziłam! Okazuje, że pamięć mnie jednak nie myli i statystyki mówią, że w roku 1960 współczynnik dzietności wynosił 2,9. W roku 1980 – 2,3. Dziś zaś jest to 1,3.

Czyby Fundacja Nasze Dzieci Kornice nie miała, na co kasy wydawać? Weszłam na ich stronę internetową i natychmiast zrozumiałam: to jest ta sama fundacja, która kiedyś wieszała billboardy z wizerunkiem gigantycznych  ludzkich płodów.

Teraz czytałam tylko kilka nagłówków. W zakładce „Nasze działania” są „Romantyczne warsztaty dla małżonków”. Kolejny nagłówek to najnowsza historia Beaty i Piotra, która zaczyna się od słów: – Widzicie tego bociana? – świętej pamięci ciotka Krystyna spojrzała w niebo. – Będziecie mieli dziecko!”

Na stronie głównej czytam…

„To inicjatywa charytatywna, bazująca na trzech filarach: Edukacja – Wiara – Zdrowie. Jej celem jest wspieranie rodzin, jako naturalnego i najważniejszego środowiska wychowawczego dla człowieka. Jesteśmy po to, żeby pomagać — to myśl przewodnia naszych działań. Każdego dnia rozwiązujemy trudności osób, które wychodzą z założenia, że ich problem nie jest możliwy do rozwiązania. Do każdej Waszej trudności podchodzimy indywidualnie i w pełnej dyskrecji.

Można do nich napisać. Obiecali, że oddzwonią. A więc piszę: „Moja córka jest osobą dorosłą. Ale nie widzi przed sobą perspektyw na zakup mieszkania i mieszka nadal ze mną. Jej poziom frustracji rośnie. Nie widzi przed sobą  fajnej przyszłości. Boję się, że ona nie będzie chciała mieć w ogóle dzieci. Kiedyś chciałabym być babcią. Oczywiście nie będę naciskać, ale rozumiem ją. Niskie zarobki dla młodych. Zero perspektyw na tanie mieszkania. A przecież kobiety nie są głupie. Potrafią myśleć już i liczyć, czy uda się im utrzymać dziecko. Czy możecie nam jakoś pomóc? Czekamy. Iwona”

Na razie nikt nie zadzwonił. Daję im czas i obiecują wam napisać, jak przebiegła nasza rozmowa.

A teraz odpowiem na pytanie z plakatu

Dlaczego nie mam więcej dzieci, choć bardzo chciałam je mieć i wydaje mi sie, że jestem naprawdę oddaną i fajną matką.

1. Nie zdecydowałam się, ponieważ nikt w tym kraju nie pomaga kobietom ściągać alimentów od ojców. To jest dramat! Wiele lat czekałam, aż ojciec mojej córki sprzeda mieszkanie swoich rodziców, by spłacić długi. Nigdzie za bardzo od pewnego momentu nie pracował, a pieniądze trzyma do tej pory chyba w skarpecie. Nikt mi nie pomógł. Polskie prawo? Nie. Jakaś findacja? Nie. Może komornik? Też nie.

2. W dodatku, ponieważ miałam tylko jedno dziecko, PiS próbował mnie wykluczyć z akcji „500 +”. Dość skutecznie! Kiedy moje zamożne koleżanki dostawały na drugie dzieci pieniądze, chciało mi się śmiać z rozpaczy. „500 +” pobierałam tylko przez rok, kiedy moja córka miała 17 lat. Załapałam się! Ha!

3. Co dalej? Nie zdecydowałam się na więcej dzieci, ponieważ to pierwsze, kiedy było chore, musiało korzystać z prywatnej służby zdrowia i to kosztowało mnie zawsze krocie. Zastanawiam się, czy kiedyś NFZ coś załatwił w sprawie mojej córki? Szczerze? Ten system zawsze pakował mnie na manowce i zabierał hektolitry czasu. W klasie maturalnej za leczenie mojej córki płaciłam miesięcznie 850 złotych. Sero!

4. Dlaczego nie zdecydowałam się na więcej dzieci? Bo kolega na podobnym stanowisku w redakcji zawsze zarabiał więcej niż koleżanka z biurka obok, choć nasza szefową była kobieta (uwaga: to nie dotyczy redakcji Oh! Me). Cóż może kiedyś było tak dlatego, że ten kolega nigdy nie potrzebował wyskoczyć z dzieckiem do lekarza i nie gnał na złamanie karku, by odebrać synka z przedszkola. Tym raczej zajmowała się u niego w rodzinie żona.

5. Moja córka krzyczy ze swojego pokoju, bym napisała jeszcze, że ona nie chce dzieci, bo się boi. Boi się, że nikt w Polsce nie respektuje zdania kobiet, czy chcą rodzić bardzo chore dzieci. Mówi też, że boi się, jak by sie czuło w tym kraju jej dziecko, gdyby okazało się, że jest nieheteronormatywne. Tak, to perspektywa młodych.

Bo nie jesteśmy głupie

W Gazecie Wyborczej czytam: „Od początku lat 90. odsetek matek z wyższym wykształceniem wzrósł od 6 do 32 proc., za to odsetek kobiet zupełnie bez wykształcenia lub z wykształceniem podstawowym spadł z 18 do 7 proc” i komentarz dziennikarki: „Serio nikt przez lata nie połapał się, że dobrze wykształcone Polki potrafią policzyć, ile kosztuje posiadanie i wychowanie dziecka, oraz mają dość nierówności płacowych?”.

Podpisuję się od tym pytaniem obiema rękoma. Kobiety są mądre, dlatego nie chcą dziś mieć więcej dzieci. Nie wieszajcie Kornice już tych plakatów. To wstyd i straszane marowanie pieniędzy. To wstyd walić po oczach kobiety w miastach i wsiach taką nachalna propagandą. Nachalna i głupią. Przeznacznie tę kasę na coś pożytecznego. Pomóżcie nam. Ja na przykład czekam na wasz telefon.