Go to content

„Mamy prawo (mimo wszystko) do niedoskonałego życia. Nie trzeba wciąż za to przepraszać”

– Mamo, czy będziesz zawsze? – prawie każde dziecko pyta nas o to, choć raz w życiu. Wiesz, że nie będziesz, ale odpowiadasz najczęściej: „Będę” albo też bliżej prawdy: „Będę długo, kochanie”. Wiesz, że ta odpowiedź jest ważna jak tlen, jak pożywienie, jak coś najbardziej podstawowego do życia. Kiedy zostajesz matką, rozumiesz, że nie żyjesz już tylko dla siebie.

To z jednej strony najpiękniejsza myśl świata, przecież nigdy już nie będziesz sama, z drugiej nie możesz już zaryzykować tak dalece jak kiedyś, nie możesz przycisnąć gazu. Czasami ta odpowiedzialność bywa męcząca, dusi. Ale nic tak nie usensownia naszego istnienia – jak ich pojawienie się w życiu.

Życie matki zawiera się w dylematach. Poświęcić, nie poświęcić? Iść w lewo, w prawo? Posłuchać kogoś, posłuchać siebie? Wyjechać, zostać? Zabronić, dać zgodę? Pozwolić na oddalenie, narzucać nachalnie swoją obecność? Czasami te dylematy są tylko gonitwą myśli, bo nie wszystko od nas zależy. Czasami jednak są kluczowe dla życia dziecka. Skąd wiedzieć, kiedy ustąpić?

Bycie mamą to także paradoks bycia samotnym wśród innych. Mimo, iż jazgot podpowiedzi przypomina czasem stadion narodowy (każdy przecież chętnie powie, jaką matką być), to jednak najważniejszych odpowiedzi musimy poszukać w nas samych. Bo tylko my dźwigniemy potem ich konsekwencje.

Są też nasze demony przeszłości. Nasza historia życia, dzieciństwo, rodzice. Wszyscy, którzy nauczyli nas, jak kochać, jak patrzeć na świat, czy ufać, zawierzyć, czy żyć w wiecznym lęku przed porzuceniem. Najtrudniejsze lekcje. Dzięki nim jesteśmy pełni nadziei lub strachu. Trzeba wykonać gigantyczną pracę, by zmienić sposób kochania. By nie obciążyć złymi wzorcami dzieci. Nie zawsze to się udaje.

Poza tym są jeszcze dorosłe relacje. Żyjemy w związkach, rozstajemy się, kolejny raz zakochujemy, rozczarowujemy. Nie przed wszystkim udaje nam się ochronić dzieci, bo nie da się żyć ciągle w rozkroku. Będąc częścią naszego życia, stają się świadkami. Czy wpłynie to na ich życie? Pewnie tak. Moim zdaniem musimy nauczyć się sobie wybaczać. Mamy prawo (mimo wszystko) do niedoskonałego życia. Nie trzeba wciąż za to przepraszać. Dzieci uczą się także wychodzenia z kryzysów. Wschodzącego słońca. Nadziei. Siły.

Istnieje w macierzyństwie coś jeszcze. Element magii. Czegoś kompletnie nieprzewidywalnego, unikalnego, niewytłumaczalnego. Osobista moc. Taka, która sprawia, że nawet w najgorszych scenariuszach życia istnieją dobre matki. Takie, które nie wiedząc skąd, potrafią pięknie kochać. Nawet przy egoizmie do potęgi entej uruchamia się u nich chęć dawania. Przy paraliżującym lęku – odwaga, jakiej nie znamy. Waleczność. Uważam, że tą mocą jest miłość do dziecka. Jedyne tak obezwładniające, silne i przenikające do kości uczucie. To właśnie uczucie sprawia, że nawet, jeśli nie chce nam się czasami żyć, to przypominamy sobie pytanie dziecka. „Mamo, czy będziesz zawsze?”. Dzięki temu pytaniu życie wraca na odpowiednie tory.

Jestem z Wami dziś kochane Mamy. W niedoskonałości swej.

<3