Go to content

Zmieniam mamie pampersy, zajęłam się chorą teściową. A mąż w rocznicę ślubu oświadczył, że ma kochankę

fot. Tinnakorn Jorruang/iStock

Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że tuż przed wybuchem pandemii przyleciałam z Orlando do Polski, ponieważ moja mama potrzebowała pomocy. W Stanach mieszkałam przez ostatnie kilkanaście lat, tam urodziła się moja córka i syn. Oboje są już nastolatkami. W roku 2000 postanowiłam przyjechać do Polski ze względu na starzejących się rodziców. Moja mama miała wtedy głęboką depresję po śmierci taty. Wkrótce okazało się też, że opieki potrzebuje także teściowa.

Przez ostanie trzy lata w moim życiu wydarzyło się naprawdę wiele. Po pierwsze stan chorobowy mojej mamy pogorszył się. Miała zawał, doznała częściowego paraliżu i teraz w zasadzie potrzebuje mojej opieki 24 godziny na dobę. Muszę ją myć, zakładam jej pampersy. Kiedy chcę zabrać na spacer, taszczę ją na swoich plecach po schodach z pierwszego piętra (gdzie jest jej sypialnia) na parter. Wszystko robię sama. Kiedy wychodzę do sklepu, to tylko na godzinkę, biegnę po uliczkach jak najszybciej, by mama nie była długo sama.

Po drugie: swoją teściową zajęłam się równie empatycznie. Przez rok robiłam jej zakupy, doglądałam wszystkiego, woziłam po lekarzach. Ona ma Alzheimera i dlatego było mi trudno opiekować się dwiema staruszkami równocześnie. Dlatego po konsultacji Rafałem znalazłam dla teściowej dom opieki. Dzięki mnie trafiła do maleńkiego prywatnego domu, w którym jest tylko 8 osób. Wszystko mają tam na fajnym poziomie, staruszkowie mogą nawet wychodzić do ogródka. Przez rok mąż nic nie płacił za ten dom, ponieważ jego mama miała odłożone pieniądze. Oczywiście kwota nie była wysoka, więc po upływie roku pieniążków zaczęło brakować. Teściowa ma bardzo niską emeryturę, dlatego znowu zakasałam rękawy i postanowiłam wyremontować jej niewielkie mieszkanko, umeblowałam i wynajęłam. W związku z tym od kilku miesięcy mój mąż musi dopłacać do tego tylko niewielką kwotę. A i tak ciągle się spóźnia, ponieważ…

Fatalna rocznica ślubu

No właśnie… niedawno do mnie zadzwonił i powiedział, że już dłużej nie zamierza czekać i że związał się z inną kobietą. Młodszą ode mnie o czternaście lat, a od niego o ponad dwadzieścia. Pamiętam ten dzień jak dziś, bo to była nasza rocznica ślubu. Koszmar!

To dla mnie był szok. Mamy przecież 14-letnią córkę i 16-letniego syna. Nasza sytuacja jest teraz bardzo skomplikowana, ponieważ od roku nasze dzieci mieszkają same w mieście oddalonym ode mnie o dwie godziny jazdy samochodem. Po prostu w moim miasteczku nie ma żadnej szkoły międzynarodowej, a dzieci nie mogły iść do zwykłej szkoły, ponieważ różnice programowe są zbyt obszerne. I tak musiały cofnąć się w Polsce o rok w nauce, co przyjęły jako cios i niesprawiedliwość. Dla nich ta nowa sytuacja musi być trudna. Moje dzieci są samodzielne i nawet dobrze sobie radzą w internacie, ale zdaję sobie sprawę, że to bardzo odbija się na ich psychice. Ja nie mogę opuszczać mamy na długo. Nie stać mnie też na wynajęcie opiekunki. Jak już pisałam, mąż czasem przesyła pieniądze, ale jak zawsze wylicza mi każdy grosz. I tak cieszę się, że na razie płaci pieniądze na prywatną szkołę dla dzieci.

Zobacz także: 10 sprawdzonych rad, jak utrzymać w dobrej kondycji związek na odległość

Pieniądze mają ogromną moc

Najgorsze jednak dla mnie jest to, że syn i córka są nastawiani przeciwko mnie. Pieniądze mają ogromną moc, Rafał za ich pomocą lubi manipulować dziećmi. Moim zdaniem on kupuje ich oddanie, ponieważ nigdy nie poświęcał im swojego czasu. Nie potrafił słuchać i przyjmować uwag. Nawet jeżdzić na nartach to ja uczyłam nasze maluchy, a jak trzeba było opanować jazdę na rowerze, to prosiłam o pomoc brata koleżanki. To ja zawsze urządzałam urodziny i pilnowałam, byśmy wychodzili na rocznicę ślubu do restauracji. Rafał mi żadnego party nigdy w życiu nie urządził. Myślał zawsze tylko o sobie. Do diaska, że ja tego wcześniej nie dostrzegałam?!

Mąż zawsze ustawiał dzieci przeciwko mnie. I teraz znów udało mu się im wmówić, że trzy lata temu porzuciłam rodzinę. A przecież to bzdura! Przyjechałam do Polski na pogrzeb taty. Potem wybuchła pandemia. Postanowiłam więc, że zajmę się mamą. Następnie znów remontowałam mieszkanie teściowej. Nie było jak wrócić. Kiedy w końcu udało mi się przekonać dzieci, by zamieszkały w Polsce, cieszyłam się. Tyle że one tęsknią za pełną rodziną i luksusowym domem, jaki miały w Stanach. A przede wszystkim za swoimi przyjaciółmi. Tam chyba był ich prawdziwy dom, tam się urodziły i innego nie znają. W sumie nie dziwię się im, że całą złość skupiają na mnie.

Kobiety, nie bądźcie tylko kucharkami i służącymi

Zdaję sobie sprawę, że byłam dla Roberta tylko kuchtą, matką do dbania o dzieci i, jak się mówi w Stanach, taką „taxi mama”. Dbałam o dom i robiłam wszystko, czego on oczekiwał. Obiad, pranie, podwózka — wszystko było zawsze na czas. Jak chorowałam, to tylko w nocy. Rano jakoś wycierałam nos, brałam paracetamol i zawoziłam dzieci do szkoły, robiłam zakupy i tak w koło.

Dziś jestem sama i nie potrafię dać sobie rady ze wszystkim. A mąż żyje u boku nowej młodszej panienki i śmieje mi się w twarz. Co mam robić?

W domu łzy płyną mi po policzkach ciurkiem. Czasem sąsiedzi zaproszą na herbatę, bo widzą, że niemal nie wychodzę z domu. Jestem tylko przy mamie. Ja już nie czuję się młoda, bo mam 53 lata. Już nie wierzę w miłość. Całe życie poświęciłam rodzinie. Nigdy nie myślałam o sobie. Proszę o pomoc, proszę o pardę.

Ewa