Go to content

W życiu niczego nie możemy być pewni. Jedna sytuacja może pociągnąć za sobą lawinę ludzkich nieszczęść

Fot. iStock / franckreporter

Mógłbym śmiało powiedzieć, że miałem wszystko. Dwa kierunki studiów ukończone z wyróżnieniem, dobrze sytuowani rodzice. Mieszkanie małe, ale własne, spore grono dobrych znajomych, kilku przyjaciół. Świetna praca, wakacje w Portugalii, odważnie patrzyłem w przyszłość. A gdy poznałem Asię, wiedziałem, że wygrałem los na loterii. Taki życiowy los, gdzie spokojnie możesz planować i realizować.  I tak też było.

Spotykaliśmy się, poznawaliśmy, utwierdzaliśmy w tym, że chcemy dzielić każdy kolejny dzień. Wiedziałem, czułem całym sobą, że odnalazłem matkę naszych dzieci, żonę, z którą się zestarzeję. Byłem po prostu szczęśliwy. Oczy Asi utwierdzały mnie w tym, że nie ma i nie będzie nikogo innego niż ja. Oddawaliśmy się sobie bez granic i poczucia lęku. Wspólnie pokonywaliśmy problemy, potrafiliśmy przeprosić i przyznać do błędów. Zaczęliśmy się już rozglądać za wspólnym mieszkaniem, a ja szukałem jej pierścionka zaręczynowego. Oboje na to czekaliśmy, oboje tego pragnęliśmy. Wracałem do domu po pracy, patrzyłem na innych ludzi i nie bardzo rozumiałem ich smutne, umęczone twarze. Przecież w życiu masz tyle, na ile sam sobie zapracujesz i się postarasz. Po co narzekać, użalać się, skoro wszystko zależy od nas. Nie pracuje ten, kto nie chce, szkół też nikomu przed nosem nikt nie zamyka, przyjaciół dobieramy sobie sami, partnerów życiowych też. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Jak dziś słucham siebie sprzed trzech lat, to myślę – jaki ty głupi byłeś człowieku. I naiwny. Bo wystarczył jeden wyjazd służbowy, jedno spotkanie, żeby zniszczyć wszystko. Nie tylko mnie.

Wybacz, że nie opowiem ci szczegółów, po prostu ich nie pamiętam. Czasem zastanawiam się nawet, czy to dobro czy przekleństwo, bo noc potrafi malować w mojej głowie straszne obrazy.

To był kolejny firmowy wyjazd, jeden z wielu, które odbywałem kilka razy w roku. Tym razem było trochę inaczej, bo dołączyła do nas ekipa z innego miasta. Kilkunastu pracowników, głównie faceci, bo taka branża. Tamten koleś niczym szczególnym się nie wyróżniał, zresztą ja też nie. Po wszystkich oficjalnych spotkaniach zwyczajnie zeszliśmy do baru się napić. On też był. Jak to faceci, gadaliśmy o wszystkim, nie tylko o robocie i sporcie. O swoich czy w ogóle kobietach, też. Wiedział więc, że kogoś mam, że przede wszystkim jestem hetero. Do głowy by mi nie przyszło, że powinienem być ostrożny, nie zostawiać piwa na barze. Takie historie zdarzają się przecież tylko kobietom, w podrzędnych dyskotekach, szemranych towarzystwach. W najgorszym koszmarze mi się nie wyśniło to, co się później stało. Faktycznie jakoś tak się dosiadł do mnie, chłopaki już odpadli, poznikali w swoich pokojach, a my rozmawialiśmy. Głównie o dużym projekcie, jaki miały nasze firmy razem sfinalizować. Nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy poczułem się dziwnie… Słabo, zbyt słabo na tę ilość alkoholu, którą wypiłem.

Potem w mojej głowie były już tylko takie wyrywki zdarzeń, takie kadry z momentami tamtego wieczoru. Widzę wtedy jak on mi obciąga, potem ja jemu. Słyszę jak sapie, jęczy i przyciska mnie do siebie. Nie wiem czy to narkotyki, które mi podał, czy moja psychika wyparła większość tego, co się zdarzyło tamtej nocy. Nie chcę tego wiedzieć, może jeszcze nie potrafię się z tym zmierzyć. Rano po przebudzeniu, zdążyłem kątem oka dostrzec, jego obleśny uśmiech. Zabrałem rzeczy i po prostu wyszedłem. Spakowałem walizkę i wyjechałem wcześniej, szef myślał, że to przez problemy rodzinne. Prawie uśmierciłem matkę, byleby już stamtąd wyjść, wyjechać, zapomnieć. Tak, jeszcze wtedy myślałem, że sobie z tym poradzę. Zajmę pracą, przyszłą żoną, naszym wymarzonym i idealnym życiem. Przecież mogę poprosić o przeniesienie do innego działu, żeby uniknąć spotkania z tym draniem. Dlaczego nie poszedłem na policję? Bo uważałem, że to pierwszy krok, do zniszczenia sobie życia. Nie pojmowałem, że to już się stało, że już nic nigdy nie będzie takie samo, jak przedtem.

Asia niczego nie zauważyła, nie mieszkaliśmy jeszcze wtedy razem, minęło kilka dni zanim się spotkaliśmy. Przez telefon, podczas rozmów, łatwiej było ukryć zmęczenie, lęk, upokorzenie. Mijały dni i tygodnie, wydawało mi się, że nad tym panuje, że nic po mnie nie widać, że sobie z tym poradziłem. Coraz więcej pracowałem, nawet do domu wracałem z dokumentami. Standardowo raz dziennie dzwoniłem do Asi i tak jak wcześniej, wysyłałem jej SMS-y,  widywaliśmy się co drugi weekend, czasem też  w tygodniu. Wszystko płynęło swoim rytmem. Pierwszy raz Aśka rozpłakała się, gdy wróciliśmy z zakupów. Pytała, co się ze mną dzieje, bo zacząłem podnosić głos bez większego powodu, bywałem złośliwy i nieprzyjemny. W sklepie zrobiłem jej aferę szarpiąc reklamówkę i zarzucając, że się ślimaczy. Przytuliłem ją wtedy, przepraszając i niczego nie wyjaśniając. Kilka razy złapałem się na tym, że unikam rozmów na temat wspólnego mieszkania, przestałem myśleć o zaręczynach, ślubie. Asia, zresztą ja też, uwielbialiśmy się ze sobą kochać. Potrafiliśmy robić to przez całą noc lub w dzień, niekoniecznie w łóżku. Jest piękną kobietą, kochałem jej dotyk, zapach skóry, jej szept, gdy prosiła o jeszcze. Z nikim przedtem nie było mi tak dobrze jak z nią.

Nie wstydziliśmy się siebie, razem odkrywaliśmy pewne sfery, jej oczy patrzyły na mnie z ogromnym pożądaniem. Była ciepła i dzika jednocześnie – marzenie, każdego faceta. Któregoś wieczoru zapytała wprost, czy kogoś mam. Wyparłem się, zresztą zgodnie z prawdą, ale już wtedy wiedziałem, że to początek końca. Nie umiałem jej o tym powiedzieć, a tym bardziej z tym żyć. Z nią żyć, krzywdzić ją coraz większym chłodem, zobojętnieniem. Ona to czuła, patrzyła na mnie zrozpaczona, coraz częściej pytała, czy na pewno zawsze już ze sobą będziemy. A ja do końca, jak najgorszy tchórz, upewniałem ją, że tak. Choć wtedy nie byłem już nawet człowiekiem, tylko zaszczutym zwierzęciem pragnącym tylko samotności. Z dala od bliskości, od dotyku i ludzi. Patrzyłem na moją cudowną dziewczynę, czułem, że już nikt nigdy nie pokocha mnie tak bardzo, jak ona. Ale strach przed wstydem jaki mnie wypełniał, był silniejszy. Zostawiłem ją bez słowa wyjaśnienia, z dnia na dzień. Odciąłem od tamtych miejsc, zmieniłem miasto i pracę nadal wierząc, że to najlepsze i jedyne rozwiązanie.

Asia nie jest kobietą, która błaga, obnosi się ze swoim cierpieniem. Oddała mi moje rzeczy, zniknęła. Zresztą, żeby ją ochronić, żeby się nie zadręczała, że zawiniła jakkolwiek, pokierowałem sprawę po swojemu. Po prostu, myślała, że to wina mojej rodziny i dziewczyny ode mnie z pracy, że coś nas tam łączyło. Zrobiłem z siebie bydlaka, bo chciałem, żeby zapomniała, ułożyła sobie życie. Sam pogrążyłem się w swoim cierpieniu, zmiana otoczenia i odcięcie się od ludzi niewiele pomogło. Zacząłem szukać rozwiązań. Próbowałem z kimś związać, wychodzić do dyskotek i innych miejsc, w których wcześniej raczej nie bywałem. Potrafiłem wypić nad rzeką kilka piw, co mi się wcześniej nie zdarzało i nieogolony, niedomyty iść na drugi dzień do pracy. Zacząłem palić, żyć z dnia na dzień, jakby mi na niczym nie zależało. Trochę na siłę, chcę być innym człowiekiem, żeby pochować tamtego chłopaka, sprzed gwałtu. Wydaje mi się, że jak będę udawał kogoś, kim nie jestem, to zatrę tamte obrazy. Że nowe życie i nowy ja pozwolą mi się od tego uwolnić. Od tych dręczących snów, wspomnień, przez które wymiotuję i brzydzę samego siebie.

Myśli samobójcze? Tak, bardzo często przychodzą. Takie chwile rezygnacji, myślenia o tym, że przestanę męczyć siebie i moich bliskich. Bo przecież moja rodzina widzi, czuje, że coś się stało, że nadal dzieje się coś niedobrego, ale pojęcia nie mają, jak mi pomóc. Po pierwsze musieliby wiedzieć, co mnie spotkało, po drugie, sam musiałbym się przyznać, że tej pomocy potrzebuje. A do tego trzeba prawdy, szczerej rozmowy o tamtej nocy. Błędne koło, bo ja chcę o tym zapomnieć, a nie to roztrząsać. Wiesz, co jest najgorsze? To, że tamten człowiek kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co nam zrobił. Tak, nam. Moi rodzice się martwią, bo odsunąłem się od nich tak, że praktycznie nie mamy kontaktu. Z bratem i siostrą ta sama historia, widujemy się, jak już musimy. Ja jestem wrakiem człowieka, udającym nawet przed samym sobą, że jest ok. No i Asia. Wiem, że nie ułożyła sobie życia, że cierpi na głęboką depresję, że rozpamiętuje tamten czas i się obwinia. Wiem, że nadal bardzo mnie kocha. Spotkałem się z nią niedawno i wszystko powiedziałem. Nie mogłem już dłużej znieść tego, że się niepotrzebnie dręczy. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, pewnie i tak już nigdy nie będziemy razem. Ale widok jej zapłakanych oczu, będzie mi się śnił do końca życia. Czasem myślę, że zraniłem ją podwójnie. A to przecież nie ja, to tamten człowiek nas wszystkich skrzywdził i złamał. Wystarczyła jedna pigułka, nieodpowiedni czas i miejsce.

W życiu niczego nie możemy być pewni. Wystarczy jedna nieprzemyślana decyzja, jeden ruch, jedno słowo żeby pociągnąć za sobą lawinę ludzkich nieszczęść. Najbardziej straszne jednak jest to, że największe  piekło na ziemi może nam zgotować, drugi człowiek. Taki sam jak my. Ktoś, kto w brutalny sposób pokazuje nam, że kontrola nad własnym życiem, to fikcja. 


wysłuchała: Anika Zadylak