Go to content

Tęsknię za tobą lockdownie, bo dzięki tobie świat stał się na chwilę lepszy

Fot. iStock/JANIFEST

Na słowo epidemia już chyba każdemu się słabo, bo ile można. Kto by przypuszczał pół roku temu, że dziś nadal będziemy mówić o zagrożeniu. A przynajmniej media będą się o tym rozpisywać, a lekarze wypowiadać i ostrzegać. 

 

Bo dziś, kiedy idę ulicą, nie widzę strachu, niepokoju. Ludzie żyją normalnie, jakby nic złego się nie działo, jakby to, co wydarzyło się kilka miesięcy temu, nie miało miejsca. 

 

Kiedy ogłosili zamknięcie szkół, byłam umówiona z przyjaciółką na kawę w naszej ulubionej kawiarni. Nie przypuszczałam wtedy, że długo się nie spotkamy. Zresztą w drugi weekend marca odwiedzili nas znajomi. Chodziliśmy po mieście, szukaliśmy wolnego stolika w zatłoczonych knajpach, jeździli tramwajem, w którym miejsca były tylko stojące. Rozmawialiśmy o tym niewidzialnym wirusie, wiedzieliśmy już o pierwszym wykrytym przypadku zakażenia. We Włoszech już było gorąco, tam już umierali ludzie, ale przecież to nie u nas… Tydzień później świat się zatrzymał. Nasz świat, nasza codzienność. Z dnia na dzień dzieci zostały w domach, a większość z nas przeszła na pracę zdalną. 

 

Przyszły pierwsze ograniczenia – zakaz wychodzenia z domu, określona liczba osób w sklepie, godziny dla seniorów. Pamiętam ten szok, kiedy po południu szłam z psem na spacer, do parku, w którym byłam rano i natknęłam się na taśmy i straż miejską. Zakaz wstępu. Nie można. 

 

Chyba większość z nas była w szoku. Kompletnie zdezorientowana, przez to co się dzieje i lakoniczne wypowiedzi odpowiedzialnych za nasz lockdown. Wszystko zwolniło. W internecie mogliśmy oglądać zdjęcia wyludnionych miast czystych rzek, zwierząt, które zaczęły wychodzić na ulice, bo niemal nikt po nich nie jeździł. 

 

Pamiętam słowa Jacka Santorskiego, który w jednym z wywiadów powiedział: po pandemii nic się nie zmieni. A przecież nam wydawało się, że zmieni się wszystko. Że ten przymusowo wciśnięty przycisk STOP, przypomni nam, że można żyć inaczej, że nie musimy wcale pędzić, mieć niezliczoną ilość rzeczy, robić zakupów co drugi dzień, chociaż lodówka nadal pełna. 

 

Właściwie przy każdym jednym scrollowaniu social mediów można było przeczytać: w końcu mamy czas pobyć razem, doceniam rodzinę, dziś wiemy, jak ważny jest kontakt z przyjaciółmi.

 

Gdzie dzisiaj jesteśmy? Pół roku później? Po zachwycie nad lockdownem przyszła frustracja, przede wszystkim podszyta niepewnością ekonomiczną. Bo zamknięte firmy, brak możliwości wykonywania różnych usług, z których wielu z nas się utrzymuje. Ile można siedzieć w domu, pytaliśmy? Zaczął się bunt, a kiedy się pojawił, zaczęto znosić restrykcje, dziwne decyzje rządu tak naprawdę dały nam wszystkim przyzwolenie na powrót do normalności. 

 

Gdzie jesteśmy dziś? Ilu z nas mówi: jest już normalnie, nawet z tymi maseczkami w sklepach, do wszystkiego można się przyzwyczaić. 

 

A ja zatęskniłam za lockdownem. Za tym wolniej płynącym czasem, kiedy starczyło chwil na rozmowę, na śmiech, na telefon do przyjaciół. 

 

Tęsknię za smakiem kawy, kiedy po kilku tygodniach okazało się, że kawiarni w pobliżu mojego domu jest otwarta i można zamówić kawę na wynos. Nigdy wcześniej tak mi nie smakowała. 

 

Tęsknię za miejscami, które w czasie izolacji odkryłam, przepiękne tereny, gdzie nie ma ludzi, gdzie jest cisza, można rozpalić ognisko, posiedzieć, porozmawiać. Dziś zdałam sobie sprawę, że nie mam nawet kiedy tam pojechać. 

 

Tęsknię za zapachem powietrza, nie wiem, czy było ono wtedy inne, ale na pewno nie było tak rozedrgane jak znowu dzisiaj. A może to znowu kwestia chwili, czasu, kiedy można się było nad tym skupić? 

 

Tęsknię za życzliwością, za tymi wszystkimi przejawami dobroci drugiego człowieka, empatii i troski. Za tymi ogłoszeniami, że jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to ktoś inny chętnie jej udzieli. 

 

Tęsknię za ludźmi, bo choć teraz możemy się po prostu spotkać, to i tak nie mamy kiedy, bo wpadliśmy w pułapkę własnego pędu i ścigania się z czasem. Pomyślcie, nie jest tak, że w czasie izolacji więcej rozmawialiście z rodziną, z bliskimi, z przyjaciółmi niż teraz? 

 

Tęsknię za brakiem presji, za brakiem pogoni za tym, co materialne, kiedy okazywało się, że tak niewiele nam do szczęścia potrzeba. Dziś znowu chcemy więcej i więcej, tylko po co? Dla kogo? Czy to uczyni nas szczęśliwymi? 

 

I w końcu tęsknię za tą nadzieją, że świat stanie się lepszy, że my będziemy lepszymi ludźmi, że na nowo zaczniemy dostrzegać innych wokół, uśmiechać się do siebie, nie krzywdzić, tylko wspierać, a czasami trwać, bo bywa, że samo trwanie wystarczy.

 

Tak wiele sobie obiecywaliśmy, co z tych obietnic zostało, z tych wyobrażeń o nowym porządku świata? Niewiele. Patrzę na osoby, które wbijają wzrok w okno autobusu, na stojących w kolejkach do kas sklepowych, jak warczą na siebie, jak krytykują i są niemili. 

 

Wszystko wróciło do normy, do smutnej rzeczywistości, w której obok nas brak drugiego człowieka, brak nas samych, refleksji nad tym, co dziś jest dla nas najważniejsze… Wróciły nawyki, przyzwyczajenia, których nie raz chcieliśmy uniknąć. 

 

Tęsknię za tobą lockdownie, bo kiedy trwałeś świat stał się na chwilę lepszym, a my bardziej znośnymi. 

 

Jeśli chcesz się podzielić swoją opinią, opowiedzieć swoją historię, napisz: kontakt@ohme.pl