Go to content

Piotr Stramowski: Bycie tatą to rola, która bardzo dużo uczy. Przede wszystkim faktu, że siebie muszę odstawić na dalszy plan

Fot. materiały prasowe TVN

Piotr Stramowski – jeden z bardziej znanych polskich aktorów. Choć dotąd głównie wcielał się w role silnych facetów, jest bardzo ciepłym i wrażliwym mężczyzną. Popularność zdobył rolą w „Pitbullu”. Przyznaje, że zmęczył się już bieganiem z pistoletem. Nowy serial „Tajemnica zawodowa”, w którym wcielił się w jedną z głównych ról, jest inny od dotychczasowych produkcji. Wyznaje, że brakuje mu grania w teatrze. Półtora roku temu został ojcem. Ma poczucie, że rodzicielstwo jest najważniejszą, najpiękniejszą, ale wciąż nie do końca poznaną jeszcze rolą. 

Klaudia Kierzkowska: Wcielił się pan w jedną z głównych postaci w serialu „Tajemnica zawodowa”. Pamięta pan swój pierwszy dzień na planie i to jakie emocje panu towarzyszyły?

Piotr Stramowski: Oczywiście, że pamiętam. Z jednej strony byłem zestresowany, a z drugiej zwarty i gotowy. Zawsze zostawiam sobie przestrzeń, w której nie wszystko jest dopowiedziane. W moim zawodzie bardzo ważna jest przestrzeń i luz. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego, nawet wtedy, gdy wszystko mamy dobrze zaplanowane. Kiedy wchodzę na plan, muszę być elastyczny. Pierwszego dnia na planie serialu poczułem, że to jest rola, jakiej nigdy wcześniej nie dostałem. Nowa postać. To działa, funkcjonuje, jest prawdziwe. W kolejnych dniach, bo tak naprawdę najważniejsze są pierwsze trzy dni na planie serialu, musiałem dopilnować by postać się ułożyła, by niczego nie zgubić. Reżyser cały czas był uważny, wychwytywał momenty, w których wychodziłem poza nasze założenia. [red. Marek Lechki]. Bardzo fajnie mnie prowadził. To dzięki niemu nie wyleciałem z roli, co czasami się zdarza.

Gra pan Pawła Millera, byłego policjanta, obecnie detektywa. Długo przygotowywał się pan do tej roli? Czy może role detektywów, policjantów ma pan już we  krwi?

Nie, nie musiałem przygotowywać się zbyt długo. Role detektywa i policjanta bardzo się od siebie różnią. Jednak serial nie jest o zawodzie Millera, tylko o relacjach międzyludzkich. To na nich w głównej mierze się skupiliśmy.

W związku z tym, że grałem w wielu filmach policyjnych, a nie zapominajmy, że Paweł Miller jest policjantem, tylko teraz założył firmę detektywistyczną, pracę domową miałem odrobioną. Spokojnie mogłem skupić się na relacji damsko-męskiej (śmiech)

Jakim człowiekiem jest Paweł Miller?

Jest wrażliwym facetem, który miał tąpnięcie w swoim życiu, czego dowiemy się w kolejnych odcinkach. To „coś” mocno zachwiało jego życiem. Z tego powodu musiał zrezygnować z pracy w policji i przeszedł na emeryturę. To wydarzenie bardzo go zmieniło, osiadł. Wcześniej był facetem, który silnie angażował się we wszystko czego się dotknął, nigdy nie odpuszczał. Został detektywem by móc się trochę uspokoić, a także by zarobić pieniądze. Wykonywana praca pozwala mu wylądować. Dzięki niej mógł się wyciszyć i odkleić od starej pracy. To pewnego rodzaju terapia.

Jakimi cechami charakteru pana zdaniem powinien wyróżniać się dobry detektyw?

Powinien być cierpliwy, uważny, bystry. Z całą pewnością musi mieć taką przestrzeń życiową, by móc poświęcić się sprawie. Detektywom, którzy nie mają rodziny na pewno jest łatwiej. Pracę detektywa mogę przyrównać do polowania, cały czas trzeba być na stand by’u, niezależnie od tego czy jest godzina ósma rano czy trzecia w nocy. To jednak poświęcenie sprawie.

Któreś z wymienionych cech odnajduje pan u siebie?

Wcielając się w rolę, zawsze korzystam ze swoich szufladek. Postacie, które gram po części składają się ze mnie, z moich emocji. To co przeżywam jest moje, nie może być czyjeś inne. Miller jest uparty tak jak ja i w tym przypadku korzystałem z mojej upartości. Jest dokładny, wrażliwy – podobnie jak ja. Coś jednak nas różni. Miller jest introwertykiem, a ja ekstrawertykiem. Nie zapominajmy, że postać tworzą nie tylko cechy charakteru, ale także okoliczności, praca, zawód. Jednak to jak się Miller ubiera, jak chodzi, jak mówi i co mówi, znacząco nas różni. W tym przypadku jesteśmy zupełnie inni, nic nas nie łączy. Jednak, jak wspomniałem wcześniej, aktor i postać, w którą się wcielam, muszą mieć wspólny mianownik.

Fot. materiały prasowe TVN

Już w pierwszym odcinku sytuacja między Millerem a Julią była napięta. A jak wyglądała pana współpraca z Magdaleną Różczką na planie serialu?

Jestem wielkim fanem Magdy i tego co zrobiła. Uważam, że stworzyła tak genialną i tak potrzebną we współczesnym świecie postać świadomej, a przede wszystkim dojrzałej emocjonalnie  kobiety, która ma więcej odwagi i jaj niż wszyscy faceci w tym serialu razem wzięci. Scenariusz sam w sobie był świetny, a Magda tę rolę świetnie odegrała. Nie sposób nie lubić serialowej Julii.

Nasze kino szturmem zdobył pan rolami niegrzecznych facetów. Dalej chciałby być pan osadzany w takich rolach, czy raczej preferowałby pan granie spokojniejszych postaci?

Muszę przyznać, że trochę zmęczyłem się już wcielaniem w role niegrzecznych facetów. Serial „Tajemnica zawodowa” jest inny od wszystkich produkcji, w których miałem przyjemność zagrać. Jest mi najbliżej do takiego psychologicznego podejścia. Mogłem skupić się na relacji, na sprawie, na emocjach, przeżywaniu. To niezwykle życiowy serial. Teraz chciałbym bardziej skupić swoją uwagę na psychologicznym kinie, które chciałbym też tworzyć. Brakuje mi tego bardzo. Cieszę się, że mam możliwość zapełnić tę lukę w teatrze w nowym spektaklu Mai Kleczewskiej, adaptacji „Twarzą w twarz” Ingmara Bergmana. Premiera w Teatrze Powszechnym w Warszawie już 19 marca. Bieganiem z pistoletem jestem już zmęczony …

Lubił pan siebie w wydaniu macho?

Lubiłem, to było chyba takie spełnienie marzeń z dzieciństwa. Nie czuję się macho, ale spokojny też z całą pewnością nie jestem (śmiech)

Jest pan ojcem, to trudna rola?

Oczywiście! Bardzo trudna i bardzo wymagająca. Jednak za krótko jestem ojcem by móc coś więcej powiedzieć. Możemy porozmawiać o tym za kilka lat.

To najlepsza pana rola jak dotychczas?

Jak do tej pory na pewno! Bycie tatą to rola, która bardzo dużo uczy. Przede wszystkim faktu, że siebie muszę odstawić na dalszy plan. Uczę się pokory, cierpliwości, atencji wobec drugiego człowieka. Wcześniej byłem dość mocno skupiony na sobie, nadal jestem, ale wydaje mi się w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przyglądam się sobie i swoim potrzebom. Staram się dostrzegać to czego chcę, jednak w tym momencie nie jest to dla mnie priorytetem. Najważniejsza jest ta mała istotka, która czeka na mnie teraz w domu.

Fot. materiały prasowe TVN