Go to content

Najlepsze filmy? Tylko te z lat 90-tych, bo można je oglądać dziesiątki razy i niezmiennie zachwycają!

Fot. iStock/Geber86

Są takie filmy, które możemy oglądać dziesiątki razy. Znamy na pamięć dialogi, wiemy, co się wydarzy, a i tak, gdy tylko w telewizyjnym programie pojawia się TEN tytuł, rezerwujemy wieczór, bo wiemy, że z tym filmem i tymi aktorami będzie on wyjątkowy.

W ostatnim czasie zdałam sobie sprawę, że kopalnią moich osobistych filmowych hitów są lata 90-te. Rety, ile w tej dekadzie powstało fascynujących obrazów!

Zaczęłam tworzyć na najpierw na własny użytek listę tych, które zawsze warto zobaczyć, do których nie wracać nie sposób. Bo przecież to właśnie w latach 90-tych poznaliśmy historię Forresta Gumpa, czy pokochaliśmy Leona Zawodowca… A tych postaci, historii i przepięknych filmów jest przecież znacznie więcej.

Zapraszam na wieczór z najlepszymi filmami lat 90-tych – przegląd subiektywny

Armageddon

Sama się z siebie śmieję – naprawdę, ale kiedy widzę w programie telewizyjnym „Armagedon” to nie ma mocy, która odciągnęłaby mnie od telewizora. Już nie raz zastanawiałam się, co mnie takiego przyciąga w tym filmie, ale oprócz (znowu) Burce’a Willis’a, Ben Afleck i pięknej Liv Tyler, niezmiennie dotyka mnie i wzrusza do łez relacja ojca i córki… Jego miłość i oddanie, i poświęcenie… I ten moment, gdy ona zostaje sama przy pustym ekranie monitora… I już ryczę.

https://www.youtube.com/watch?v=oR68oAtWY-c

Truman Show

Bardzo długo nie doceniałam tego filmu, ale pewnie dlatego, że nie przepadam za Jim’em Carrey’em, który kojarzy mi się z komediami, a ja w kwestii komedii jestem bardzo wybredna. Za pierwszym razem przebrnęłam, za drugim zaciekawiłam, a teraz z chęcią oglądam po raz kolejny i kolejny nie mogąc wyjść z podziwu, że to, co wymyślone 20 lat temu i wówczas wydawałoby się mało prawdopodobne, dzisiaj mamy na co dzień.

Masz wiadomość

Komedii romantycznych w latach 90-tych powstało wiele. Bo przecież „Cztery wesela i pogrzeb”, „Nothing Hill”, „Bezsenność w Seatle” – trudno wybrać tę jedną najlepszą. Wszystkie oglądałam co najmniej kilka razy. „Masz wiadomość” mam wrażenie została trochę na uboczu, a przecież to doskonały film na piątkowy wieczór, z porcją lodów, winem i przyjaciółką, a nawet do obejrzenia w samotności. Zawsze się denerwuję, czy uda im się na samym końcu spotkać. 🙂

Joe Black

U W I E L B I A M. I to wcale nie tylko ze względu na Brad’a Piit’a. Znowu – wzrusza mnie relacja ojca i córki, mam ewidentnie słabość do filmów, gdzie ta miłość zostaje pokazana. Ale ta nieuchronność śmierci z jednej strony i ciekawość świata, emocji i doznań dla wszystkich zmysłów z drugiej… Przepiękny film, dla mnie z wieloma warstwami, które tak jak zmieniają się moje nastroje, tak on fantastycznie się do nich dostosowuje, pokazując to, co w naszym życiu najważniejsze.

Buntownik z wyboru

Dobrze, że nie muszę robić listy według moim zdaniem najlepszego filmu, bo w życiu bym nie wiedziała, w jakiej kolejności je ustawić. Jedno wiem – „Buntownik z wyboru” to moje TOP 10 filmów lat 90-tych. On – piekielnie utalentowany, ale wybierający życie zwykłego robotnika, którym jednak targają wątpliwości, który pod warstwą buty i zadziorności kryje w sobie wiele bólu, żalu i strachu… Kocham w roli terapeuty  Robinn’a Wiliams’a, a rozmowy między buntownikiem a terapeutą mogłabym oglądać bez końca… Dla mnie to film o tym, że choć tak bardzo się boimy, to jednak warto realizować swoje marzenia i korzystać z dawanych nam szans. Piękny.

Romeo i Julia

Bardzo lubię wracać do tej ekranizacji dramatu Szekspira. Bo pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie za pierwszym razem. Wtedy pomyślałam sobie, że gdyby szkolne lektury przenoszone były na ekran w takiej formie, o ile łatwiej kolejnym pokoleniom byłoby je zrozumieć. Historia miłości, którą przecież znamy od setek lat, a jednak tutaj zupełnie inna. Eh… aż chyba się skuszę, żeby obejrzeć ponownie dzisiaj wieczorem.

Przed wschodem słońca

Powtórzę się – ale kocham ten film. Mam przyjaciółkę, do której jestem pewna, że gdyby dzisiaj zadzwoniła i powiedziała: „Słuchaj, wino i „Przed wschodem słońca”?” – nie wahałaby się ani chwili, bo ona rozumie i podziela moją miłość do tego filmu. Dwóch aktorów – Ethan Hawk i Julie Delpy, on Amerykanin, ona Francuzka i tylko, a raczej aż to, co się między nimi wydarza podczas jednej nocy, jednego spotkania… Pięknie opowiedziany romans. Kto jeszcze nie widział – koniecznie do obejrzenia!

https://www.youtube.com/watch?v=55llf8AQNoQ

Leon Zawodowiec

Gdybym miała córkę, na pewno miałaby na imię Matylda. Miałam w swoim życiu taki etap, że „Leona Zawodowca” oglądałam przynajmniej raz w tygodniu. No tak, i znowu dotarło do mnie dlaczego – bo to znowu pokazanie budzącej się miłości małej dziewczynki i mężczyzny, który nigdy nie miał rodziny, oprócz swojej roślinki, a tu przypadkiem, w jego życiu pojawia się Matylda, która staje się dla niego jak córka. Kocham ten film.

Forrest Gump

„Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo, co się trafi”. O tym filmie właściwie nie ma co pisać, bo wszystko zostało powiedziane. To, co mnie zachwyca, że ten film pokochali też moi synowie i cytują czasami fragmenty, bo to film o spełnianiu marzeń, o niepoddawaniu się, o miłości, która zawsze nas znajdzie.

Dom dusz

Jeśli są filmy, które poruszają nasze emocje, to „Dom dusz” porusza moje sięgając bardzo głęboko. Kocham ten film, niespieszny, dający oddech i przestrzeń na to, by przeżywać to wszystko, co widzimy, by zrozumieć intencje i uczucia bohaterów, to w jakim punkcie zostają postawieni. To miesza się nienawiść z miłością w sposób wcale nie taki oczywisty, dobro staje obok zła. Jak do tego dodamy fantastycznych aktorów (Jeremy Irons, Meryl Streep, Glenn Close, Winona Ryder i Antonio Banderas), to możemy w ciemno postawić na cudowny wieczór, właśnie z tym filmem w tle.

Miasto Aniołów

Jest niewiele filmów, na których ryczę w głos i nie mogę się uspokoić. To jest jeden z nich i chyba tylko oszczędzając własne emocje dawkuję sobie jego oglądanie, bo zawsze z napisami końcowymi mam problem z powrotem do rzeczywistości. Czasami żartuję, że to film, który złamał mi serce. Nie wiem, co jest w nim takiego, ale może czasami nie wszystko warto wiedzieć, bo wystarczy poczuć.

Można by tu jeszcze dodać kultowe przecież: „Piąty element”, „Matrix”, „Pulp Fiction”, są jeszcze „Wichry namiętności”. „Szósty zmysł” i wiele wiele innych, aż dziw bierze, że te wszystkie filmy powstały w przeciągu jednej dekady! A wy? Jakim film z lat 90-tych choćby dziś byście obejrzeli? Ja już wieczór zaplanowałam. 😉