Go to content

Myślisz, że to tylko smutek, a ja zapadam się coraz bardziej dając się wciągnąć depresji. Pomóż mi, nim będzie za późno

Fot. iStock

Myślisz, że ostatnio zgasłam? Tłumaczysz to przesileniem wiosennym, zbyt dużą liczbą obowiązków w domu, może jakimiś przejściowymi problemami w pracy, o których nie chcę mówić.

Wydaje ci się, że trochę zamknęłam się w sobie, ale przecież każdy ma trochę słabszy okres. Proponujesz wspólne wyjście, może kino. Martwisz się o mnie. Ty i przyjaciółki, do których nie oddzwaniam, tylko wysyłam lakoniczne SMS-y, że nie mam czasu, że odezwę się w przyszłym tygodniu, ale nie odzywam się, a one zapominają już, co ode mnie chciały. Mi to na rękę, bardzo.

Kiedy pytasz, co mi jest, odpowiadam, że nic, może trochę bardziej jestem zmęczona. Rozumiesz to i zachęcasz, żebym się położyła. Przynosisz herbatę z cytryną, pytasz, czy nie mam gorączki. „Może to grypa” – próbujesz zgadnąć. Chciałabym, żeby to była grypa, bo wtedy nie musiałabym odpowiadać na tak wiele pytań. Po prostu bym leżała, a każdemu, kto próbowałby się do mnie dobić mogłabym powiedzieć, że to grypa, gorączka i że może się zarazić. Ale grypa przechodzi, mija. A mój stan trwa. Czekam, aż się poddasz i przestaniesz pytać. Przyzwyczaisz się do mojego samopoczucia, zwłaszcza, gdy jeszcze znajduję siły, by oszukać cię uśmiechem.

Przeczytałam ostatnio, że kiepski nastrój trwający dłużej niż dwa tygodnie powinien zaniepokoić. Ale my tak mało wiemy o depresji. Wydaje nam się, że ci cierpiący na depresję zamykają się w ciemnym pokoju, nie wstają z łóżka, są słabi.

Myślisz, że to tylko smutek

Depresja to załamanie, to odcięcie się od ludzi. A przecież ja jestem tylko smutna. I mam do tego prawo, bo tyle rzeczy działo się ostatnio w naszym życiu. Stres z twoją pracą, choroba mojej mamy… Zawsze znajdzie się powód, którym usprawiedliwimy nasz nastrój. Bo przecież smutek to jeszcze nie depresja… A jednak. Wiesz, że się uśmiechnę, że przez chwilę wykażę zainteresowanie tym, gdzie pojedziemy na wakacje, to nie znaczy, że wszystko wraca na dobre tory. Smutek mija, kończy się, w końcu udaje się nam z nim uporać, wyciągnąć na światło dzienne inne emocje. Ale depresja sięga głębiej. Nie jest czymś, co przechodzi, ale, co pozostaje wraz z wieloma innymi dodatkami, jak apatia, pustka i ból … Depresja nie zostaje sama, ale towarzyszą jej inne negatywne uczuci, przez które życie staje się szare i samotne .

Myślisz, że gdyby to była depresja, byłabym słaba

Nie radziłabym sobie z trudnościami, wycofałabym się i poddała. A przecież widzisz, że codziennie stawiam czoła humorom naszych dzieci, szefowej, która potrafi dzwonić nim wyjdę z domu do pracy. Wstaję, wychodzę, pracuję. Czasami na obiad zrobię mrożone pierogi, ale to przecież nic nadzwyczajnego. Że śpię po południu – myślisz, że w końcu odpuściłam sprzątanie, a zadbałam o siebie. Tymczasem cierpiący na depresję są silni, są silni po to, by niepostrzeżenie izolować się i cierpieć w milczeniu. Mają siłę stwarzać pozory normalności, wycofywać się powoli tak, by nikt nie zauważył. To są te małe kroczki, które widzisz, ale które nie wzbudzają twoich podejrzeń, bo już nie wychodzę z koleżankami, mówię, że siłownię odpuszczam przez miesiąc, żeby odpocząć, nie mam ochoty na urodzinową imprezę, bo wolę czas spędzić z tobą. Nawet nie wiesz, kiedy coraz bardziej zapadam się w siebie.

Myślisz, że możesz mi pomóc

Bo przecież to tylko gorsze samopoczucie. Proponujesz wieczorem jakąś komedię do obejrzenia, lampkę wina, dobrą kolację zamawiasz z mojej ulubionej knajpki. Zobacz, czujesz gdzieś pod skórą, że coś się dzieje, że uciekam, że się oddalam. Ale z drugiej strony – jestem, nic złego się nie dzieje, oprócz tego smutku, który mi towarzyszy, który nawet, gdy się uśmiecham, jest gdzieś widoczny. Kupujesz mi kwiaty, może w sobie szukasz winy? Zabierasz dzieci na weekend do swoich rodziców: „Należy ci się czas wolny” – mówisz i nie wiesz, że ja nie wychodzę z łóżka podczas waszej nieobecności, ożywiam się tylko, gdy dzwonisz mówiąc, jak upajam się ciszą i ładuję akumulatory. Ale kiedy wracasz, niewiele się zmienia. Może dwa, trzy dni wydaję się być pełna życia, ale później wszystko wraca do normy, mojej depresyjnej normy.

Myślisz, że to problem w mojej głowie

Że da się to odwrócić, że wystarczy pomyśleć o tym, co dobre, zakodować sobie głowę na to, co pozytywne. „Hej, przecież wszystko będzie dobrze” – mówisz i powtarzasz, żebym się niepotrzebnie nie martwiła, choć sam nie wiesz, czym mogłabym się martwić. Próbujesz rozmawiać, zastanawiasz się nad jakimś zwolnieniem dla mnie z pracy, albo zachęcasz do zmiany pracy. A tymczasem ja w nocy nie śpię, wstaję po cichu, żeby cię nie obudzić, siadam w kuchni na krześle, aż świt wybudza mnie z jakiegoś letargu. Boli mnie głowa, mięśnie… Wracamy do tematu grypy, albo choroby w ogóle. „Może badania zrobisz, wyniki krwi” – proponujesz, bo przecież nie jestem sobą łykając tabletki przeciwbólowe i snując się po domu, jak cień coraz słabsza, coraz bardziej przezroczysta.

Unikasz tematu. Nie chcesz wymawiać słowa depresja. Bo przecież, żeby mieć depresję musi się COŚ wydarzyć, a przecież nasze życie jest takie, jak wiele innych, ze swoimi trudnościami i przyjemnościami. Myślisz, że depresja to psychiczna słabość, że urazisz mnie proponując wizytę u specjalisty. Ciągniesz mnie jeszcze za rękę, jeszcze próbujesz pokazać, że świat jest przyjazny, że nasze życie jest dobre i że ode mnie tylko zależy, czy takim je będę widzieć. Ale mnie już tam nie ma. Nie ma mnie w tym twoim dobrym świecie. Spadam głęboko w siebie. Wiesz, jeszcze wyciągam rękę, złap ją, proszę i trzymaj mocno, nie pozwól, żeby ona mnie zabrała. Nie czekaj, nie analizuj, nie odwracaj wzroku. Jestem tu. Mam depresję. Potrzebuję twojej pomocy, bo sama nie mam siły sobie pomóc… wbrew pozorom, które próbuję stworzyć.