Go to content

Miłość w czasach zarazy. Czy będzie dla nas wielką próbą?

Fot. iStock /AntonioGuillem

Siła wyższa, mus, coś na co nie mamy wpływu. Niejedna z nas musiała swoje życie zacząć od nowa. Jeśli jesteście w związku na odległość, nie zobaczycie się prędko. Nie możecie umówić kolejnego spotkania, bo nie wiadomo jak szybko to będzie możliwe. Chyba najbardziej boli właśnie ta niewiadoma. Trzyma was przecież właśnie ta myśl, że gdy to wszystko minie, będzie pięknie. Tylko kiedy?

Jak działa na nas świadomość, że ukochaną osobę zobaczymy za długie kilka tygodni, a może nawet miesięcy? Oczywiście, frustrująco. Pojawiają się myśli, które nie pomagają nam przetrwać tych trudnych momentów. A co, jeśli któreś z nas zachoruje? A co, jeśli okaże się, że się od siebie przez ten czas za bardzo oddalimy? Niby jesteśmy silni, bo przecież mamy to „przećwiczone”. Wyjazdy i powroty, powitania i pożegnania. Łzy, na lotnisku, w drzwiach, na dworcu. Powinniśmy rozumieć, umieć sobie poradzić z tym jeszcze jednym, tylko nieco dłuższym „rozstaniem”. A jednak, jest ciężko. To dla nas kolejna próba. Czy i tym razem ją przetrwamy?

Miłość jest egoistyczna i niełatwo przychodzi jej rozumienie, że musimy zrezygnować z chwil szczęścia „tu i teraz” na rzecz abstrakcyjnego „ dobra ogółu”. Związki na odległość i tak są już pełne wyrzeczeń, czekania, tęsknoty wpisanej w ten scenariusz przez nas samych. Jednak do tej pory pisaliśmy go sami, dziś mamy na wszystko o wiele mniejszy wpływ.

Rozmawiasz ze znajomą, która pracuje w domu. Jej mąż jest teraz również obok, mają siebie blisko, cały czas. Słuchasz, jak ją denerwuje jego ciągła obecność. Jak on beznadziejnie przyrządził tego kurczaka i jak głośno oddycha. A ty myślisz, że ona ma szczęście, że może się na tego męża teraz  tak denerwować. I że dałabyś wszystko, żeby twój facet był teraz obok i przyrządzał najgorszego kurczaka na świecie. Niech nawet chrapie.

Teraz patrzysz na jego twarz na ekranie komputera. Starasz się nie myśleć o tym, że nie dotkniesz jej w najbliższy weekend. W nocy zakładasz jego T-shirt i kładziesz się po „jego” stronie łóżka. Choć przez chwilę masz wrażenie, że jest bliżej. Zasypiasz czując, że tęsknisz inaczej niż zwykle. I boisz się, że go już nie zobaczysz. To takie dziwne uczucie jednakowej wyjątkowości i obawy o waszą przyszłość. Choć wszyscy wokół mówią: „nie dajmy się zwariować”, ty wiesz, że oni nie rozumieją. Ty już trochę wariujesz.

Przyszedł moment, w którym wylądowaliśmy na swojej własnej pustyni, jak Mały Książę z opowiadania Saint-Exupery’ego. Wczoraj widziałam  w telewizji reportaż o matkach rodzących dzieci w samotności, bez wsparcia partnera – takie przpeisy. Wydarzenie, do którego przygotowały się wspólnie z partnerami, może najtrudniejsze w ich dotychczasowym życiu, będą musiały przetrwać w osamotnieniu. Nie zapisze się ono w ich wspólnej pamięci. Czuję ich ból, choć dla większości z was będzie to niezrozumiałe.

Jakie to przewrotne. Żyliśmy w czasach, w których wystarczy dotknąć jednego klawisza, by móc połączyć się z ukochaną osobą. Do tej pory to nam wystarczało. Tak szczelnie zamknęliśmy się w swoich wirtualnych światach, że przestaliśmy doceniać fizyczną obecność naszych bliskich, ukochanych. Dotknięcie ręki, ciepło oddechu ukochanego. Dziś wracamy do punktu wyjścia. Za jeden dotyk oddalibyśmy wszystko.

Niech to się już skończy.

Dla J.