Go to content

Miała być suknia jak z bajki, był dramat w salonie ślubnym. To, co się tam dzieje, jest czasami szokujące!

Fot. iStock / Kostyazar

Piękna biała suknia ślubna, taka z prawdziwego zdarzenia, jedyna w swoim rodzaju, bo przecież ten dzień i ta chwila mają być wyjątkowe. Z pewnością większość z nas mówiąc magiczne „tak” i decydując się zostać żoną swojego męża w głowie od razu rysowała obraz tego, jak w tym dniu wyglądać będzie. Przecież to jeden jedyny raz mamy szansę założyć suknię ślubną, którą nierzadko podziwiamy na wystawach wypożyczalni czy sklepów i poczuć się trochę jak z bajki… Tyle z wyobrażeń i oczekiwań, bo rzeczywistość jednak rysuje się zupełnie inaczej i czasami suknia staję się koszmarem własnego ślubu, zwłaszcza gdy trafiamy do salonów takich, jak nasze bohaterki. .

Nie przychodź bez pytania i bądź na czas

„Trzeba się umawiać na konkretną godzinę telefonicznie. Zdarzało się nawet, zanim wiedziałam, że trzeba zadzwonić, że w salonie były osoby, ale drzwi były zamknięte, panie nikogo nie wpuszczały bez umówienia” – mówi K., która jest żoną od miesiąca. W wielu salonach trzeba umawiać się na konkretną godzinę i tylko w ustalonym czasie można przymierzać suknie. Niektóre salony ograniczają nawet ilość kreacji, które przyszła panna młoda może założyć: ” W jednym salonie pani miała pół godziny i tylko pięć sukienek do przymierzania, które sama wybrała” – wspomina K. „Mogłam zmierzyć, ale tylko trzy kiecki i pod warunkiem, że zdecyduję się tam kupić” – pisze jedna z internautek, a podobnych wypowiedzi znaleźć można znacznie więcej.

Nie warto też się spóźniać, bo pani w sklepie może nie być wyrozumiała. „Zalogowałam się na stronie internetowej, gdzie przedstawicielka szukała dla mnie salonów ślubnych. W trzecim, który mi poleciła byłam umówiona, ale spóźniłam się 10 minut. Pani już była bardzo zła, taka babeczka 50+, może była już zmęczona tą pracą, od wejścia przewracała oczami. Przeprosiłam za spóźnienie i powiedziałam, że przymierzymy w te 20 minut tyle, ile zdążymy – było na mnie przeznaczone pół godziny. Zaczęła przerzucać wieszakami, szybko wyszukiwać sukienki – w innych sklepach obsługiwano mnie  powoli i bez nerwów, z klasą. Pani zapinała sukienki tak, jak w tych starych filmach matki zapinały córki przed balem, żeby je dopiąć to popychały je do przodu i szarpały, aż im łzy ciekły po policzkach. Ona mnie właśnie tak bezczelnie dopinała, bez łagodności i wyczucia” – relacjonuje O. swoją wizytę w felernym salonie.

Fot. iStock / ModernNomads

Fot. iStock / ModernNomads

Przyjdź w odpowiednim momencie i bądź gotowa na poprawki

„Ślub brałam w lipcu. W październiku w jednym z salonów dostałam reprymendę, że to nie sezon na letnie suknie, że za wcześnie. Pan dał mi z łaski do przymierzenia jedną sukienkę nie zostawiając mi wyboru i twierdząc, że ta jest idealna. Kazał przyjść najwcześniej w styczniu. W lutym powiedział, że to już bardzo późno, że nie zdążą, że jest mało czasu”. Trudno zatem wyczuć kiedy będzie najlepszy moment na wybór sukni, choć nie powinno się z tym zbyt długo zwlekać, bo zazwyczaj potrzebne są poprawki i dopasowanie kreacji do figury panny młodej, a z tym też nie jest łatwo.

„Trzeba oszukiwać, jeśli chodzi o datę ślubu, najlepiej mieć miesiąc do przodu – bo oni też oszukują z datami” – radzi K. – „Znajoma ma nietypową figurę – rozmiar 34, ale bardzo duży biust. Suknię kupiła więc w dużo większym rozmiarze i musiała ją przerabiać. Była 14 razy na przymiarce, suknię odbierała na kilka dni przed ślubem i jeszcze musiała szukać kogoś, kto jej poprawi, chociażby krzywe szwy. Masakra.. Od krawcowej usłyszała, jak pracują niektóre panie w salonach przy poprawkach sukienek – „aby odebrała”, tylko to się liczy”.

„Wizyty w salonie to był koszmar mojego życia i żadnej pannie młodej nie życzę łez wylanych przy mierzeniu wymarzonej sukni ślubnej. Przy każdej wizycie pokazywałam paniom, że suknia ciągle była źle uszyta, zaszyta czy dopasowana. Kierowniczka była niekompetentna, okropnie niemiła, krzycząca, przemądrzała… brak słów, aby opisać jej zachowanie” – czytam na forum i ze zdziwieniem dowiaduję się, że dochodziło nawet do wzywania policji. Kilka dni przed ślubem niektóre kobiety musiały wręcz walczyć o suknie, za które płaciły czasem po kilka tysięcy złotych.

Decyduj się szybko

„No to co, na którą się pani decyduje?” – O. usłyszała to pytanie po 20 minutach wizyty i przymierzeniu paru sukienek. „Wy tak wszystkie nie wiecie, nie wiecie! Lepiej się zdecydować od razu, bo nie będę potem latać, wszystko na ostatnią chwilę” – narzekała pani z salonu naciskając na natychmiastowe podjęcie decyzji.  „Już chciała mnie zapisywać, taka chamska sprzedaż. Powiedziałam, że jeszcze potrzebuję czasu na podjęcie decyzji, muszę się poradzić (był listopad, a ślub w kwietniu), to coś tam pod nosem sobie mówiła. Zupełnie nie traktowała mnie jak klienta, jakby robiła mi łaskę. Poczułam się beznadziejnie. Głęboki PRL, bardzo głęboki PRL” – wspomina O.

W opowieści K. widać podobny pośpiech i naciski. „Panie potrafią powiedzieć, że trzeba się już decydować, bo nie mają dla nas więcej czasu, trzy suknie przymierzone i powinno wystarczyć. Wiadomo, że na manekinie sukienka wygląda inaczej, trzeba zobaczyć jak na danej osobie leży, jak się sylwetka prezentuje, bo czasami wymarzona sukienka może być zupełnie nie dla nas”.

„Pani blondynka ze „słodkim” uśmieszkiem bardzo narzucała swoje zdanie, nie mogłam obejrzeć żadnych sukien, zaprowadziła mnie za rękę do przymierzalni i przyniosła dwie wstrętne bezy, później coś lżejszego.[…]Pani zaczęła się zachwycać, od razu proponować, że przynosi umowę, a ja już, teraz wpłacam zaliczkę…. Przyszły jakieś dwie inne pracownice i wręcz opieprzały mnie, dlaczego nie chcę wziąć tej sukienki skoro tak świetnie według nich wyglądam (to był mój pierwszy salon i pani o tym wiedziała). Ulotniłam się szybciutko, obsługa tragiczna, masakra” – żali się na ślubnym forum jedna z internautek.

Zapomnij o zdjęciach i ubierz się odpowiednio

„Nie można robić zdjęć, gdy zapytałam o to (chciałam pokazać mamie) pani burknęła na mnie. Szwagierka robiła mi zdjęcia z ukrycia. W niektórych salonach były nawet wywieszki z zakazem”. W pewnym sensie jest to zrozumiałe – w ten sposób salony zabezpieczają się przed plagiatowaniem, choć w przypadku firm, które wystawiają swoje modele w katalogach internetowych wydaje się to nieco bezzasadne. Często od wejścia panie patrzą podejrzliwie na panny młode i zwracają im uwagę w bardzo nieprzyjemny sposób, głośno komentując, że pewnie później podrobią wzór u krawcowej. Potrafią też zlustrować klientkę i na podstawie jej ubioru oceniają zamożność i to, czy opłaca im się nią zajmować.

„Miałam wrażenie, że sprzedawczyni naśmiewa się z tego, że szukam sukni w tak „ekskluzywnym” salonie”.

„Na mierzenie powinnam przyjść przygotowana – tu mnie babsko zmierzyło wzrokiem. Nie wyglądałam „na bogato” zatem do mierzenia się nie nadawałam”.

„W salonach panuje dość dziwna polityka – nie dajemy przymierzać droższych modeli skromniej ubranym klientkom”.

Przeglądam ze zdumieniem opinie na ślubnych forach – podobne sytuacje nie są wcale rzadkością i wiele kobiet potwierdza takie zachowania. A przecież wiele panien młodych, choć na co dzień nie kupują drogich ubrań, są gotowe wydać całkiem sporo na wymarzoną sukienkę. Pytam o to O., która swój ślub brała trzy miesiące temu. „Pani przyniosła mi suknię za 8 tysięcy i tak dziwnie spojrzała na mnie, z uśmieszkiem, czy w ogóle będę taką drogą mierzyć. I przymierzyłam, bo byłam już wkurzona, chociaż nie miałam zamiaru jej kupować” – wspomina.

Panna młoda to klient – wyzwanie

„Suknia ślubna – jej zakup to prawdziwy horror, chyba że trafi się na profesjonalny salon ślubny, gdzie obsługuje profesjonalistka” pisze wprost jedna z forumowiczek. Moje rozmówczynie także twierdzą, że wiele salonów potrafi podejść do panien młodych z życzliwością, a obsługa dwoi się i troi by pomóc spełnić im marzenia o wyjątkowej sukni. Wciąż jednak zdecydowanie zbyt często zdarzają się miejsca, w których klientki traktowane są z łaską i arogancją.

„Mam wrażenie, że to za chwilę będzie osiągało większe rozmiary, bo nie ukrywajmy, że każda panna młoda wybrzydza. Mimo że na co dzień nie jest osobą, która wybrzydza, to chce mieć tę suknię jak najlepszą – tu jej się nie podoba, tam jej się nie podoba i te babki w salonach sobie nie radzą” – mówi szczerze O. i dodaje – „Panna młoda to jest trudny klient, to jest osoba, która musi być naprawdę zadowolona, bo jak nie, to ci się poryczy. To jest tyle emocji przy tym dniu. One wszystkie powinny przejść szkolenie, jak sobie radzić z trudnym klientem, jak się uzbroić w cierpliwość itd. Niejednokrotnie to obsługa powoduje, że podejmujesz decyzje, bo dobrze się czujesz w salonie, wiesz, że się tobą odpowiednio zaopiekują”.  Wielka szkoda, że nie każdy pracownik salonu ślubnego to rozumie i zamiast sukni jak z bajki, funduje pannom młodym przygotowania niczym z horroru.

Zapisz