Go to content

Kochane, jak my się nie zaczniemy szanować, to faceci nigdy za nas tego nie zrobią! Czas to zmienić

Fot. iStock

Kochane, chciała Wam napisać jedną rzecz – zacznijmy się w końcu szanować. Tak, my kobiety. Szanujmy się i nie obniżajmy naszej poprzeczki wymagań wobec facetów. 

Dlaczego o tym piszę? Bo już mam dość patrzenia na kobiety, które wiążą się z facetami, którzy nie są ich warci. Tak, właśnie tak myślę. Dużo ostatnio rozmawiam ze znajomymi, przyjaciółkami, które na nowo poszukują miłości.  Nie są to jakieś naiwne siksy, które wierzą w księcia na białym koniu. Co to, to nie. One są po przejściach, po nieudanych związkach, małżeństwach. Przez jakiś czas twierdziły, że już niczego nie chcą, że dobrze im samym, że faceci to zło i tylko komplikują życie. 

Nie ma jednak co ukrywać, że jesteśmy stadnym zwierzęciem. Można spotkać się z przyjaciółkami, wyjechać samej na weekend. Ba, nawet umówić się z jakimś fajnym gościem na seks, bo o to zupełnie nietrudno. Pytanie tylko co dalej, bo czas płynie, emocje stygną, a potrzeby jednak pozostają. 

No i wtedy się zaczyna. Mądre, niezależne, silne spotykają panów, którzy nijak do nich nie przystają. Są narcyzami, bucami, zapatrzonymi w siebie facetami, którzy kobietę traktują jak własną zdobycz. Bo przecież oni też są niezależni, nie potrzebują nikogo do prania im gaci (sic!) i robienia obiadów, bo sami potrafią zrealizować się na tym polu. I chwała im za to, trochę mniejsza, gdy nadal kobietę postrzegają w kategoriach: przynieś, podaj, pozamiataj. 

Chociaż ich metryka mówi zupełnie coś innego, to jednak dojrzałości do dojrzałego związku brakuje im za grosze. Nie nauczyli się na własnych błędach, nie dostrzegli, że czasy małżeństwa ich rodziców radykalnie się zmieniły. Ba! Oni nie widzą, jak wspaniałe kobiety są obok nich, kompletnie tego nie potrafią docenić. Na końcu i tak się liczy, co ugotuje mu na obiad i czy nie wyda za dużo na nową torebkę.

I niestety my na nich trafiamy. Te, co przez ostatnie lata świetnie sobie radziły samodzielnie, które odbudowały swoje poczucie wartości, pewność siebie. Nagle pod wpływem faceta kompletnie zapominają, ile są warte i że nie zasługują na jakieś rzucane im ochłapy, bo przecież on to samiec alfa i trzeba go podziwiać. 

Pamiętam rozmowę ze znajomą, która od lat mieszka w RPA. Gdy spytałam ją  o tamtejsze kobiety powiedziała: “Wiesz co, nie rozumiem jednego. One bardzo szybko zachodzą w ciążę i najczęściej same wychowują dzieci, pracują, zarabiają, ich status naprawdę jest na dobrym poziomie, robią karierę w pracy. I nagle, gdy w ich życiu pojawia się kolejny facet, gówno za przeproszeniem wart, który pije i bije, to one z tego wszystkiego rezygnują, rezygnują z siebie”. Pokomentowałyśmy wtedy, jakie to smutne, że tak nie powinno być i że to dla nas – Europejek, trudne do zrozumienia. 

Ale hola, hola. Przecież u nas jest dokładnie tak samo. Znajoma po rozwodzie rozkręciła własną firmę, stanęła na nogi, jeździła z dziećmi na wakacje po całym świecie. Spotykała się z facetami, ale niezobowiązująco, bo nie chciała się wiązać z nikim na stałe. Mówiła, że na razie jej starczy. Ale przyszedł moment, kiedy stare rany się zagoiły i pomyślała, że jest gotowa wpuścić kogoś do swojego życia.  On prawnik, przystojny, ze swoimi pasjami. Wydawał się być idealny, serio, wszystkie dałyśmy się nabrać. No właśnie… nabrać. Szybko to wsiąknęła, on zaproponował wspólne mieszkanie, z dziećmi może nie dogadywał się jakoś super, ale też nie było źle. I ona po pierwszej euforii, zgasła. Gdzieś straciła blask w oku, tę iskrę, która zawsze u niej była widoczna. Spotkałyśmy się kilka miesięcy temu. Powiedziała: “czy ja kiedyś zmądrzeję, czy nauczę się, że ten facet, który na ciebie zwróci uwagę, to nie jest jak chwytanie Pana Boga za pięty”. Okazał się zwykłym dupkiem, który potrzebował służącej do obsługi, podważał jej zawodowe kompetencje, wzmacniał swoje narcystyczne ego nieustannie jej wytykając błędy, słabości i wmawiając, że ona zbyt dobrze o sobie myśli. Wypieprzyła go z domu. W końcu. Ale zranione serce zostało i pewnie znowu długo się nie zagoi. 

Drogie, ja wiem, że przyzwoitych facetów to jak ze świecą szukać. To jak igła w stogu siana. Ale wiecie co, oni są, gdzieś tam chodzą, zupełnie na pozór przeciętni i normalni. Kiedyś wydawało mi się to strasznie głupie – spisanie, czego oczekujemy od faceta, z którym chcemy się związać. Ale może czas najwyższy to zrobić. Spisać punkt po punkcie, jaki byśmy chciały, żeby był, czego byśmy nie chciały. I nie wykreślać niczego z tej listy, jak zdarza się nam robić z noworocznymi postanowieniami. Nie, trzymać się jej twardo. Bo zasługujemy na kogoś dobrego, kogoś, kto będzie nas podziwiał, kto doceni to, jakie dziś jesteśmy, kto nie będzie chciał nam odbierać naszej przestrzeni i próbować nagiąć codzienność do swojej własnej wygody. 

Jeśli my nie zaczniemy się szanować, jeśli nadal będziemy obniżać poprzeczkę dla mężczyzn, których spotykamy, to oni nigdy nie będą doceniać nas. Zawsze będą nas postrzegać (czasami pewnie i nieświadomie) przez pryzmat tych, dla których kobieta ma być dodatkiem, bo przecież to oni są wyjątkowi. Wyjątkowe to jesteśmy my, z całym naszym bagażem, doświadczeniem, dojrzałością i mądrością także tą życiową. Nie pozwólmy, by ktoś nam to odbierał w imię tak zwanej miłości. Dajmy sobie czas, porozglądajmy się, popróbujmy. przecież nikt nas już do ślubu nie ciągnie, dzieci mamy. I odpowiedzmy sobie na pytanie: wolę być sama, czy z kimś takim, jeśli już ktoś będzie chciał nam się ze swoimi buciorami wpakować w nasze ustabilizowane życie.