Go to content

Kinga Głyk: bas jest moim głosem, chcę kilkoma dźwiękami dotknąć czyjegoś serca

Kinga Głyk ma 24 lata i choć jest samoukiem, to dzisiaj jedna z największych nadziei młodego pokolenia jazzu i bluesa. Swoją siłę budowała talentem, niezależnością w brzmieniu muzyki. To dla niej bardzo ważne. Musi czuć swobodę w tworzeniu, inaczej traci pewność siebie. W tej drodze do pewności siebie najbardziej zbudowała ją … scena. Prawdziwa siła według niej, nie może pozbawiać wrażliwości.

Gdzie jest Twoje 100% Kinga?

Kinga Głyk: Chciałabym odpowiedzieć, że muzyka. Jednak przez to, że jestem osobą, która robi dużo rzeczy w jednym czasie, ciężko mi pogodzić muzykę ze wszystkim innym, co lubię. Obserwując mojego tatę, który jest muzykiem, widzę, że dla niego muzyka na pewno jest czymś, czemu poświęca swoje 100%, nie jest rozproszony. Ja natomiast często sama narzucam sobie dużo zajęć, co powoduje, że czasem trudno mi się skupić całkowicie na muzyce.

Ostatnio przeprowadziłam się do Londynu, będę tu na jakiś czas. To inne środowisko niż te, w którym się wychowałam, więc cieszę się, że mam możliwość rozwinięcia się też w trochę inny sposób. Myślę, że będzie to dobra okazja do tego, żeby być bardziej skoncentrowaną i sprecyzowaną na tym, czego chcę.

Skąd w ogóle muzyka wzięła się w Twoim życiu? Nie zawsze jest tak, że dzieci idą w ślady swoich rodziców, a Twój tata jest muzykiem…

Od zawsze byłam zafascynowana basem. Jako dziecko wyłapywałam w utworach te niskie dźwięki i przysłuchiwałam się nim. Marzyłam o tym, żeby grać na basie i kiedy byłam wystarczająco duża, tata kupił mi mały bas, na którym uczyłam się grać.

I to tata również wpadł na pomysł, żebyśmy wspólnie, razem z moim starszym o trzy lata bratem, założyli zespół rodzinny. Miałam wtedy 12 lat i to był  początek muzycznej przygody i tego, że zostałam w muzyce do dzisiaj. W wieku 18 lat nagrałam swoją pierwszą autorską płytę.

Fot. Materiały prasowe

Nie ukończyłaś żadnej szkoły muzycznej? Jesteś samoukiem?

Tak, w większości uczyłam się sama, chociaż miałam parę prywatnych lekcji. Jestem też wdzięczna, że mam tatę, którego mogę pytać o różne rzeczy związane z tą dziedziną życia. Kiedyś o wiele trudniej było znaleźć przydatne materiały do nauki, teraz od czasu pandemii, w internecie pojawiło się wiele informacji dotyczących gry na basie i nie tylko. Są strony, dzięki którym można krok po kroku rozwijać swoją wiedzę na temat muzyki.

Jak w szkole, w gimnazjum, Twoi rówieśnicy przyjmowali fakt, że muzyka jest Twoją pasją i poświęcasz jej cały swój czas?

Cóż, prawda jest taka, że często nie chodziłam do szkoły, bo wyjeżdżaliśmy i graliśmy koncerty. Bardzo szybko od etapu początków nauki gry na basie stanęłam na scenie i musiałam się zmierzyć z całkiem inną rzeczywistością. Szkoła nie była dla mnie priorytetem, nie zależało mi na byciu najlepszą uczennicą, czego często nie rozumieli nauczyciele, którym tłumaczyłam, że nie potrzebuję szóstki z matematyki, bo wiem, że pójdę inną drogą.

Niektórzy frustrowali się, gdy mówiłam, że mam swoją pasję, w której chcę się realizować i bardzo dobre oceny ze wszystkich przedmiotów nie mają dla mnie dużego znaczenia.

To niezwykle ważne, co mówisz, bo często rodzice wychodzą z założenia, że najpierw szkoła, a później pasje. Warunkują możliwość jej realizacji dobrymi wynikami w nauce.

U mnie faktycznie rodzice byli zgodni i nie wymagali ani ode mnie, ani od mojego brata, żebyśmy byli szóstkowymi uczniami. Oboje wspierali mnie w muzyce, choć zastanawiam się czasami, jak moja mama wytrzymała te wszystkie próby, które przecież odbywały się w domu. Wspólnie dużo podróżowaliśmy po Polsce grając koncerty. To też nie zawsze było łatwe – przebywanie ze swoją rodziną 24 godziny na dobę. Zresztą do dziś trzymamy się razem, bo tata jest moim menadżerem, a brat realizatorem dźwięku.

 


Weź udział w akcji Tymbark Vitamini, zgłoś siebie lub znajomą, która robi coś na 100%!


Kiedy Ciebie zauważono? 

Pierwszych siedem lat to była naprawdę ciężka praca. Tata przez cały czas nam powtarzał, że na każdym koncercie trzeba dać z siebie wszystko, bez znaczenia, gdzie i dla kogo gramy. Pamiętam koncert, który graliśmy dla jednego pana, który siedział na widowni. Nie odpuściliśmy, zawsze dawaliśmy z siebie 100% i tego trzymam się do dzisiaj. Nie zawsze było łatwo.

Kiedy miałam 18 lat, dzięki tacie i jego determinacji, nagrałam pierwszą płytę “Rejestracja”, a rok później następną “Happy Birthday”. To był live koncert zarejestrowany w Rybnickim Centrum Kultury.

Wtedy moja muzyczna droga przyspieszyła, płyty dawały mi motywację do tego, żeby dawać z siebie jeszcze więcej, rozwijać się. Wiedziałam też, że publiczność cały czas potrzebuje czegoś nowego, świeżego, żeby ją przy sobie zatrzymać, żeby się nie nudziła. Czasami żartowaliśmy, że przyjdzie dzień, kiedy zagram na naprawdę wielkiej scenie

Nie przypuszczałam jednak, że tak szybko trafię do szerokiego grona odbiorców. Myślę, że przełomowym punktem artystycznym, co było dla mnie ogromną niespodzianką i zaskoczeniem, stało się nagranie “Tears In Heaven” Erica Claptona. Opublikowałam filmik na YouTube i Facebooku, który udostępniony przez facebookowy portal Bass Player United i w ciągu paru dni osiągnął ponad 22 mln wyświetleń!

Odezwało się do mnie wiele agencji koncertowych, także z zagranicy. Przez chwilę ta sytuacja nas przerosła, ale na szczęście byliśmy w kontakcie z naszym bliskim znajomym, który pracuje z artystami w zagranicznym środowisku jazzowym. On nam pomógł odnaleźć się w tym całym zamieszaniu.

Fot. Materiały prasowe

Kinga, ale umówmy się, bas raczej nie jest instrumentem wiodącym, potrzebuje zespołu…

To prawda i ludzie często pytają przed koncertem, kto będzie śpiewał. Trochę mnie to stresuje, bo zastanawiam się wówczas, czy zdołam publiczność zadowolić. Ale po koncercie przychodzą i dziękują, mówią, że to im wystarczyło, że pozwoliło skupić się trochę inaczej na muzyce niż dotychczas.

Staram się, by to bas był moim głosem. Cieszę się, że mam cztery struny i że mogę się rozwijać grając na tym instrumencie, choć jego możliwości wydają się być dla wielu ograniczone. Ja chcę tymi kilkoma dźwiękami dotknąć czyjegoś serca.

Chciałabym móc nadal się kształcić w muzycznym kierunku, uczyć się od najlepszych. Przede mną nagranie nowej płyty i mam nadzieję, że uda mi stworzyć coś świeżego, innego od tego, co robiłam dotychczas, co da mi satysfakcję i będzie kolejnym krokiem w przód.

***

Kinga Głyk jest ambasadorką akcji „100% siebie” organizowaną przez markę Tymbark Vitamini.

Ty też jesteś wyjątkowa!

Wiesz o tym, prawda? Twoja przyjaciółka też jest wyjątkowa. Wyjątkowa jest Twoja siostra i mama, a może też córka! Robią wspaniałe i wyjątkowe rzeczy, wkładają w to 100% serca, pasji i zaangażowania – 100% siebie. Warto o tym opowiedzieć światu, nie sądzisz?

Weź udział w naszej akcji, zgłoś siebie lub znajomą, która robi coś na 100%!