Go to content

„Jemu się nie układało, mnie też nie. Tyle jest przecież takich historii, że prawdziwą miłość odnajduje się po czasie, kiedy ważne decyzje są już dawno za nami”

Fot. iStock / teksomolika

Mieszam łyżeczką w kubku z herbatą. Na kuchence gotuje się obiad, po południu upiekę ciasto drożdżowe. W pokoju obok siedzi mój chłopak, nawet ze sobą nie rozmawiamy. Działam mechaniczne, jestem oderwana od rzeczywistości to co dzieje się tu i teraz średnio mnie obchodzi. Mam kochanka, kocham mężczyznę, z którym nigdy nie będę, bo on wybrał żonę. Cierpię, choć jak to mówią – na własne życzenie.

Życie na własny rachunek

Mieszkam w małej popegeerowskiej wsi, w rejonie gdzie jest duże bezrobocie. Skończyłam technikum cukiernicze, dorabiałam u sąsiada na gospodarstwie. Rozglądałam się za jakimś zajęciem, które miało mi zagwarantować etat i stały zarobek. Udało mi się. Okoliczne przedsiębiorstwo prowadziło rekrutację, dostałam się i zaczęłam tam pracować.

To była moja pierwsza praca, strasznie się cieszyłam. Radość niesamowita, bo żyłam wciąż na garnuszku mamy, a ten był bardzo lichy. To nic, że praca miała być zmianowa, na produkcji. Pomyślałam, że przecież inni tak pracują to i ja mogę. No i kasa też całkiem fajna. Przez pierwszy tydzień poznawałam swoje obowiązki. Przez drugi ludzi. Kiedy okazało się, że moją najlepszą koleżankę też przyjęli ucieszyłam się. Nie byłam już kompletnie sama w tłumie zupełnie obcych mi ludzi, miałam z kim porozmawiać, we dwie zawsze raźniej, no i czas szybciej mijał.

Po dwóch miesiącach poznałam całą załogę. Były żarty, plotkowanie. Z każdym byłam na „ty”. Któregoś wieczoru na portalu społecznościowym dostałam wiadomość od Marka, kolegi z pracy. Chciał się spotkać, poza pracą i porozmawiać.

Niezobowiązująca przyjaźń

Zgodziłam się, miałam ochotę na to spotkanie. Mój związek od dawna się sypał. A w spotkaniu z Markiem nie widziałam nic złego. Oj głupia byłam, wiem teraz o tym. Spotkaliśmy się w parku, po pracy. Wtedy zauważyłam, że on ma takie piękne, duże, szare oczy. Pracował ze mną na jednej zmianie, razem ze swoim bratem bliźniakiem. Wszyscy się mylili, kiedy widzieli ich razem, ja nie, nigdy. Marek miał łagodniejsze rysy twarzy, był weselszy i zabawniejszy. Miał to coś. Choć może tylko ja to dostrzegałam.

Zaproponował mi spacer „bez podtekstów”. Spotkaliśmy się. Miał dla mnie kwiaty. Dobrze nam się rozmawiało. Nie spodziewałam się, że po jednym spotkaniu zechcę go widzieć kolejny raz, nie tylko w pracy.

Odrobina magii

Spotkaliśmy się nazajutrz. Marek przyjechał po mnie, miał być kolejny spacer po parku, ale  się rozpadało. Zaproponował, że po prostu pojedziemy przed siebie, porozmawiamy. Zatrzymał się na autobusowej zatoczce, przysunął do mnie, chciał niby podziwiać moje długie włosy. Chwalił ładne perfumy. Aż w końcu mnie pocałował.

Obrzeża miasta, ciemno, wiatr wiał, deszcz wygrywał melodie na szybach. Byłam przy nim jak zaczarowana. Czegoś takiego dawno nie czułam. Trudno było nam się rozstać. Każdy musiał wracać do swojego szarego świata, który przytłaczał. Tylko przy sobie mogliśmy być swobodni. Dwie artystyczne dusze, które znalazły się po tak długim czasie. Pasowaliśmy do siebie idealnie.

Kochanie, mam żonę

W pracy byliśmy dyskretni. Marek uśmiechał się tylko, kiedy mnie mijał. Za każdym razem, gdy przechodził obok mnie, czułam na sercu ciepło. Ukradkowe spojrzenia, uśmiechy, spotkania w magazynie, wszystko odbywało się tak, żeby nikt nie widział. To była codzienność, w którą coraz bardziej się angażowaliśmy. Nie do końca rozumiałam, dlaczego z tą przyjaźnią musimy się, aż tak mocno ukrywać. Tego samego wieczoru usłyszałam od Marka, że jest żonaty. A jego żona pracuje razem z nami, w tej samej firmie, tylko w sąsiedniej hali i na innej zmianie.

Zamarłam. Żona? Nie wiedziałam, co powiedzieć. Taki młody mężczyzna i ma żonę, było to dla mnie zupełnie nierealne, wręcz niedowierzałam. Musiałam mieć czas do przemyślenia, poukładania tego bałaganu, który miałam właśnie w głowie. Nie rozumiałam, dlaczego nie powiedział mi o tym wcześniej. Mówił: “nie układa im się, to nie jest to, za wcześnie podjąłem decyzję o małżeństwie”. Kto bierze ślub w wieku 18 lat?! Był siedem lat po ślubie.

Nie odchodź ode mnie

Uznałam, że należy skończyć tę znajomość. Marek jednak był nieugięty. Nalegał na spotkanie. Mówił, że nigdy do nikogo nie czuł tego, co czuje do mnie. Uległam jego namowom po raz kolejny.

Wyłączyłam wszystkie moralne wartości, które były dotąd w mojej głowie. Jemu się nie układało, mnie też nie. Tyle jest przecież takich historii, że prawdziwą miłość odnajduje się po czasie, kiedy ważne decyzje są już dawno za nami.

Popołudnie spędziliśmy u niego. Żona w pracy, świece zapalone, wino w kieliszkach, nasz mały raj. Seks, euforia, tysiąc myśli, co będzie dalej. Setki rozważań, czy damy radę pokonać wszystkie przeciwności, które na nas czekają.

Spotykaliśmy się, kiedy tylko czas nam na to pozwalał. Nawet moja mama musiała jakoś to przełknąć. Jej jedyna córka spotyka się z żonatym mężczyzną. Poznała go nawet. Sama stwierdziła, że przy nim jestem zupełnie inna. Byłam jedną wielką radością. I tak też właśnie się czułam.

Bez happy endu

Skończyłam swój dotychczasowy związek z chłopakiem. Dla niego. On miał powiedzieć żonie.

Rozpętało się u niego piekło. Żona nachodziła mnie w domu, w pracy utrudniała wszystko i mi i jemu. Przecież ona jest z domu dziecka, miała trudne życie, jak on mógł jej coś takiego zrobić – takiego zdania była jego rodzina. On  zaczął się zastanawiać. Były łzy, dużo łez. Jej, moje, jego. Tylko w duszy pytałam siebie, gdzie jego obietnice, że będzie ze mną? Co ze słowami, że nie wyobraża sobie życia beze mnie? Przecież zapewniał że to ja powinnam być przy nim, nie ona.

Postanowił – zostaje z żoną. Mój świat legł w gruzach. Znów zostałam sama, bez chęci do życia. Nie chciałam jeść, nie mogłam spać. Dwa miesiące zajął mi powrót do rzeczywistości. Chodziłam do pracy, mijałam jego żonę, wszystko przypominało mi jego. Z czasem wszystko  wracało do normy. Tak mi się wydawało.

Nie mogę cię zapomnieć

Pewnego dnia po pracy pod drzwiami mieszkania znalazłam list, wielkiego pluszaka i bukiet kwiatów. Marek błagał o spotkanie, a mną targało tysiąc wątpliwości. Pojechałam, podejmując decyzję w ostatniej chwili, czekał na mnie przy tamtej zatoczce, na której wszystko się kiedyś zaczęło. Wszystko wróciło. Emocje, które próbowałam w sobie stłumić, odezwały się ze zdwojoną siłą. Uśmiechnął się i przytulił. Zrozumiałam jedno – nie umiem żyć bez niego.

Jesteśmy kochankami

Jak jest dzisiaj? Spotykamy się, a on nadal ma żonę. Nauczyłam się ukrywać głęboko uczucia. Każdego dnia muszę udawać, że Marka w moim życiu nie ma. Wiem, że przyjdzie taki dzień, kiedy będzie musiał całkiem zniknąć z mojego życia, kiedy ja wyjdę za mąż albo on będzie miał dziecko. Na tą chwilę nazwijmy rzeczy po imieniu – jesteśmy kochankami.