Go to content

Śmiercią Moniki żyła cała Polska. Fragment książki Basen

Fot. iStock

Warszawa, poniedziałek, 21 września 2015

1.

 

O śmierci Moniki poinformowały w poniedziałek rano wszystkie programy, łącznie z telewizją śniadaniową. Piłam właśnie kawę, usiłując jednocześnie przyszyć guzik w bluzce, który odpadał już któryś raz. Nagle na dole ekranu pojawił się żółty pasek, a skonsternowana prezenterka złożyła usta w ciup.

– A teraz wiadomość z ostatniej chwili… Nie mamy jeszcze potwierdzenia, ale z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że… Tak, to bardzo smutny news… Z naszych informacji wynika, że Monika Kasperowicz, córka byłego ambasadora RP, Jerzego Kasperowicza, nie żyje.

Znieruchomiałam z nitką w zębach. Ostrożnie odłożyłam kubek z kawą i przełączyłam na inny kanał.

…jej ciało znaleziono dzisiaj rano w Warszawie…

…trzydziestoletnia Monika Kasperowicz była uznaną blogerką, a także córką tragicznie zmarłej amerykańskiej aktorki Anne Fontaine…

…kilka miesięcy temu wróciła na stałe do Polski….

…ostatnio odnosiła sukcesy w zawodach jeździeckich…

…udzielała się charytatywnie, wspierała wiele fundacji…

…wyśmienita pływaczka…

…jej blog o modzie, urządzaniu przyjęć i stylu życia cieszył się ogromną popularnością…

…nie znamy na razie żadnych szczegółów… rodzina prosi o uszanowanie prywatności…

…ślub Kasperowicz odbył się niedawno w Pałacu na Wodzie w Łazienkach…

Nadal skakałam pilotem po kanałach, kiedy zadzwonił telefon.

– O kurwa, słyszałaś?! – Kaśka wydarła mi się do ucha bez żadnych wstępów.

– Słyszałam – odpowiedziałam zimno. – Jest wszędzie…

– Ale co się, kurwa, stało!? – darła się Kaśka. – Jak to możliwe?!

– No – przyznałam. – Nie wiem.

Nic więcej nie przychodziło mi do głowy. Co innego mogłabym powiedzieć? Usiadłam na pufie z telefonem w jednym i pilotem w drugim ręku.

– Nie wiem – powtórzyłam.

– Tylko nie płacz – chlipnęła w słuchawkę Kaśka.

– Przecież nie płaczę.

– Ale co się stało? Jezu, Magda. Co się stało?

– Ja… – Westchnęłam, a raczej ze świstem wciągnęłam powietrze do płuc. Przez głowę przebiegły mi obrazy z poprzedniego dnia. – Nie wiem. Widziałam ją wczoraj. Wieczorem. Poszłyśmy na basen…

– Wiem! – żachnęła się Kaśka. – Dzwoniłam do Pauli! Budzę ją, rozumiesz i krzyczę: „Włącz telewizor!”. Ona mniema  to: „Co się stało, zamach?”. „Jaki, kurwa, zamach, Monika nie żyje!” „Jak to? Przecież byłyśmy wczoraj z Magdą na basenie”.

– Nooo… byłyśmy.

– Paula jest w kompletnym szoku. Jezu, jak to się stało? I gdzie ją znaleziono? W domu czy na basenie? Co to znaczy, że znaleziono?

– Nie wiem. – Odłożyłam pilota i sięgnęłam po kubek z kawą. Była już zimna. – Muszę iść do pracy – wymamrotałam.

– Zwariowałaś?! Jakiej pracy? Bierz wolne i przyjeżdżaj!

– Nie wiem, nie mogę.

– Oszalałaś, oczywiście, że możesz, jesteś swoim własnym szefem. Przyjeżdżaj, czekam, napić się muszę, mam tylko szampana, niech to szlag. Paula już jedzie.

– Okej – zgodziłam się niemrawo, obrzucając żałosnym spojrzeniem bluzkę z wciąż nieprzyszytym guzikiem.

– Masz numer do jej ojca?

– A niby skąd?

– Nie wiem, tak pytam! Ja nie mam. Jezu, jakiś pogrzeb, jakieś kwiaty… Nie wiem, co się robi w takich sytuacjach. Dzwoni się z kondolencjami? Przyjedziesz?

– Dobrze, tylko się ogarnę. – Spojrzałam na telewizor, gdzie migało czarno-białe zdjęcie Moniki z wielkim żółtym paskiem na dole.

Kaśka się rozłączyła.

Skakałam znów po kanałach. Na wszystkich było to samo. Monika na zawodach jeździeckich, Monika w białej sukni, z Rémym podczas krojenia tortu, na konkursie pływackim, odbierająca nagrodę za blog roku… Przejrzałam komórkę. Informację o jej śmierci podał mediom Rémy…

Rzuciłam bluzkę w kąt, włożyłam dżinsy i sweter. Po chwili zmieniłam go na czarny golf. Tak chyba bardziej wypada…? Zdecydowałam się pojechać najpierw do pracy, Kaśka i Paula mogą zaczekać. Musiałam mieć chwilę dla siebie, zanim się z nimi spotkam.

Nie wiedziałam, czy napisać do Rémy’ego. Może lepiej zadzwonić? Wybrałam numer, ale nie odebrał. Włożyłam do torebki paczkę papierosów, a po chwili butelkę Soplicy, która poniewierała się w zamrażarce. Zeszłam na parking, wsiadłam do samochodu i włączyłam radio.

Śmiercią Moniki Kasperowicz żyła cała Polska.

*

– Jak dowiedział się nasz reporter, ciało znaleziono w Pałacu Kultury i Nauki – zabrzmiał głos z radia. – Policja zabezpieczyła ślady i ustala okoliczności zdarzenia. Na razie nie udziela szczegółowych informacji. Więcej dowiemy się na konferencji prasowej zwołanej na godzinę trzynastą. Trudno spekulować, co się stało, chociaż to niewątpliwie smutna wiadomość. A już za chwilę naszym gościem będzie Małgorzata Chrabot, stylistka, która doradzała Monice Kasperowicz w wyborze sukni ślubnej…

Jechałam, starając skupić się na drodze. Poranek był jasny i chłodny, jeden z tych, które, choć wypełnione światłem, niosą ze sobą nieubłagany powiew jesieni.

Mona, pomyślałam. Mona nie żyje.

Powiedzieć, że byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami to zbyt wiele. Chociaż może kiedyś tak było. Znałyśmy się od dziecka, chodziłyśmy razem do szkoły. Ale Monika dużo podróżowała, wiele lat mieszkała za granicą, pojawiała się i znikała jak drugoplanowy bohater w filmie drogi.

Kilka miesięcy temu wróciła do Polski i na nowo wciągnęła mnie w swoje życie. Dopiero co zdołałam stanąć na nogi i rozkręcałam własną firmę. Ona była już znaną blogerką, internetową gwiazdą, a jej życie – dostępne w sieci na wyciągnięcie ręki. Zrobiła kilka kampanii reklamowych dla dużych marek, wydała książkę o urządzaniu przyjęć, potem drugą o klasycznej modzie, dostała nagrodę za Blog Roku. Zaręczyła się, kupiła z Rémym stary dom gdzieś na Kujawach, wzięła ślub. Zaczęła stratować w zawodach jeździeckich, na razie na szczeblu regionalnym, ale radziła sobie całkiem nieźle.

– Małgorzata Chrabot jest już z nami, dzień dobry! – zaświergotało radio, gdy tylko umilkła radosna piosenka z irytującym „Kochanie, nie, nie, nie” w refrenie. – Pani Małgosiu – poufale zaczęła dziennikarka – proszę powiedzieć, jak zapamiętała pani Monikę Kasperowicz?

Boże drogi, pomyślałam. Już tu są.

Nie słuchałam Małgorzaty Chrabot, myślałam o Monice, ulubienicy mediów. Zrobiła na tym prawdziwy biznes: pokazywała się na przyjęciach, wyścigach, premierach. Umiała to wykorzystać. Paparazzi ją kochali, a ona pozwalała im na wiele: sesja zaręczynowa, ślub, nieustanna dostawa świeżych plotek, magazyny z błyszczącą okładką. Monika pokazuje pierścionek, wiesza pranie w holenderskich chodakach w swoim nowym domu (tytuł: „Pani na włościach”), walczy z rasizmem („Black is back”, a może „Black is the new black”?, nie pamiętam), z futrami, z niechęcią do uchodźców… Monika i Rémy, reklama biżuterii, para jak z obrazka: śliczna blondynka i ciemny jak heban potomek afrykańskich książąt. Oboje ubrani w diamenty. Kolekcja ślubna, edycja limitowana, z kuponem zniżka dziesięć procent.

Co tam paparazzi, westchnęłam, skręcając na most. Wszyscy ją kochali. A teraz zastanawiają się, co się stało.

– Nie wiemy, co się stało. – Małgorzata Chrabot jak echo powtórzyła moje myśli i pełnym napięcia głosem dodała: – Ale to może mieć wiele wspólnego z wyznaniem, jakie usłyszeliśmy kilka miesięcy temu. Mówię o walce z depresją.

– Dziękujemy, pani Mąłgosiu. Wrócimy do tej rozmowy po krótkiej przerwie. – Prezenterka chuchnęła do radiowego mikrofonu i zapowiedziała kolejny „Hit na poniedziałek”, a potem skrót wiadomości.

Wcisnęłam gaz i wjechałam na skrzyżowanie na żółtym świetle. Podjechałam pod biuro w chwili, gdy w radiu zaczynał się kolejny serwis informacyjny, ale nie zdążyłam już usłyszeć, co nowego udało się dziennikarzom dowiedzieć w sprawie Moniki.

Fragment książki „Basen”

Fot. Materiały prasowe