Wiecie, jaki dzisiaj jest dzień? 7. listopada, pamiętna data, kiedy jadąca z siostrą samochodem Hanka Mostowiak wjeżdża w ułożony na poboczu (jakim cudem?) stos kartonów. Ale nie ma co tu się śmiać i sięgać po sarkazm. To wcale nie kartony – jak większość memów w Internecie chciała nam wmówić, to tętniak w głowie Hanki pękł, a ukochana przez tłumy bohaterka jednego z najpopularniejszych polskich seriali, zmarła nie mając szans na pożegnanie się z najbliższymi.
Co to się działo, co to się działo. Pół Polski przez noc całą płakało. Za to dzisiaj ja chcąc uczcić pamięć po Hance Mostowiak, bo niestety miesięcznic nikt na jej cześć nie urządza, a w necie można jedynie wzmianki o kolejnej rocznicy znaleźć, postanowiłam zajrzeć do polskich seriali. I teraz z góry was przepraszam, jeśli zacznę dalej bełkotać, ale przedarcie się przez kilka odcinków popularnych tasiemców, to jak na mój mózg zdecydowanie za dużo. Ale cóż, postawiłam sobie wyzwanie, przyjęłam, to i plan wykonałam, choć i tak mam wrażenie, że z marnym rezultatem.
Wiecie – ja kochałam „M jak miłość”, w nosie miałam te wszystkie przytyki do bliźniaków, że aktorzyny marne, ale chłopaki przecież dostali szansę i wyrobić się mogli. Za Hankę trzymałam kciuki, żeby zło ją opuściło, bo tak bardzo wierzyłam, że w gruncie rzeczy, to dobra dziewucha. A teraz? Ja pierdzielę, włączam ostatni odcinek, a tu Magda – miłość jednego z bliźniaków, w romansie z mężem albo niemężem tej córki prawniczki (to jeszcze kojarzę, bo ten aktor szalenie mi się podoba, więc pamiętam, że kilka odcinków z nim obejrzałam, ale nie mogłam znieść, jak ta Marta go traktuje). Szok.
Moja mama widząc, co oglądam mówi: „No, bo ona się rozwiodła z tamtym lekarzem”. Jakim lekarzem? „Co to jego kochanka jej mieszkanie zdemolowała”. Ja cież nie mogę. Starszy bliźniak (nie wiem, czemu zawsze wydawał mi się starszy, teraz się na tym złapałam) nadal nie ma szczęścia w miłości, bo go właśnie żona w rogi walnęła i jeszcze w ciążę zaszła. Głupia. Bo może on nadal gra marnie (cóż, czas mu nie sprzyja, a może to wina kwadratowych dialogów), to jednak poczciwe chłopisko i firmę nawet jakąś ma, a wydawało się kiedyś, że źle skończy. Jak widać – dla każdego jest szansa, byleby tętniaka w głowie się nie miało.
Niestety nie wiem, co u reszty bohaterów, bo cofać się w czasie nie sposób, zresztą i po co. Tylko pamiętam moje zdziwienie, kiedy córki Hanki zobaczyłam, takie duże i ładne i przez to grające na nosie tym, co mówili, że takie szkarady w takim serialu grać nie powinny. Ha – widać szefostwo wiedziało co robi i przewidziało, na jakie piękne kobiety wyrosną. Zawoalowana przypowieść o brzydkim kaczątku – jest? Jest. Zawsze można marzyć, że z mało atrakcyjnej dziewczyny mieszkającej na wsi wyrośnie cudowna kobieta. Kobiety też mogą marzyć, że może przyjdzie taki czas, kiedy spotkają tego jedynego. Bo tu nikt nie pokazuje, że życie trzeba brać we własne ręce. Broń Boże, jeszcze ktoś zechce wziąć przykład.
Całkiem jak u bohaterek „Przyjaciółek”. Ja cież pierdzielę. To jest dopiero mix. Cztery, po 30-tce, a właściwie przed 40-tką i każda z bałaganem w głowie. Jedna zdradza, druga pozwala się trzaskać po policzku – ciekawe, co będzie dalej, trzecia dała się uwikłać w rolę kury domowej, co to od kieliszka nie stroni w wyniku frustracji, choć teraz mąż ją zaczął zauważać, a czwarta chyba już nie pamiętam. A wiem, czwarta w ciążę zachodzi i nie wie z kim. Nożeż. I wszystkie zawsze tak ładnie ubrane, mające czas na wspólną kawę przed pracą. I pomimo wewnętrznych rozterek i kłopotów – czy do zdrady się przyznać, czy też nie, wiodących beztroskie zupełnie życie.
Bo beztroskiego życia, to raczej nie mają bohaterowie „Pierwszej miłości”, choć tytuł wskazuje na sielankę. Tu się połapać proszę państwa nie ma szans. Nawet jak ktoś chce mieć o czym rozmawiać z koleżankami z pracy i przez to zacząć oglądać ten serial… Próżna nadzieja na zrozumienie. Tam się żenią, później zdradzają, pojawiają się byłe żony, jedni mają dzieci z romansu, inni z przypadku. Są tacy, którzy na nowo się schodzą i znowu biorą ślub i tacy, którzy wracają do siebie po kilka razy. I wszystko dusi się we własnym sosie, bo ma się wrażenie, że tam to już chyba każdy z każdym spał, jak to się ładnie mówi – wszyscy są szwagrami. Masakra jakaś.
Tak wiem, są jeszcze „Barwy szczęście” mój kolega gra tam jednego z gejów, wiem tylko, że ostatnio niemal nie zginął, ale czy władze telewizji długo będą tolerować gejów w popularnym serialu… Kto to wie. A „Na Wspólnej”? Jakby mogła zapomnieć, w końcu to na tej ulicy rodziły się gwiazdy i ich rozpoznawalność. Pamiętacie jeszcze początek? Kiedy to dwóch przyjaciół stworzyło spółdzielnię mieszkaniową? Ile tam ludzi zdążyło się rozwieść i na nowo związać. Ile intryg zostało utkanych, ile zmian nastąpiło, ilu alkoholików wyszło z nałogu. Na Wikipedii są nawet opisani: bohaterowie dawni, i bohaterowie obecni, co by nikomu się nie myliło i jak włączy przez przypadek telewizję, żeby nie szukał Lichoty (którego uwielbiam z mojej ukochanej „Watahy”), bo jego to już kamery tego serialu nie widziały od lat. Chyba zaginął, z tego co pamiętam, ale moja pamięć w tej kwestii może mnie zwodzić.
Ostatnio siedzę w szatni po siłowni, ledwo ruszając członkami, widzę jak jedna z dziewczyn się szybko ubiera i nie mogę wyjść z podziwu. Chyba zobaczyła mój wzrok, bo usłyszałam: „Lecę, bo już „Barwy szczęście/”Na Wspólnej”/”M jak miłość (wybierz co chcesz) się zaczęło”. Niezła motywacja, pomyślałam będąc szczęśliwą, że seriale, które mnie wciągają mają raptem po kilka odcinków i nie wymagają ode mnie skupienia, kto z kim się przespał, kto czyją jest teraz kochanką i czy dziecko przypadkiem nie urodzi się czarnoskóre. A jak już się trafi fajny facet, to czy ona będzie zachowywała się jak rozkapryszona dziewczynka ukrywając przed nim jakieś tajemnice. Ja pierd**e. To dla mnie zdecydowanie za dużo. Zdecydowanie.
I tak naprawdę po śmierci Hanki Mostowiak już nic nie jest takie samo. Ja kiedyś się zastanawiałam, co za idiota uparcie na telegazecie próbuje mi wmówić, że oglądam „Na dobre i na złe”, skoro ani aktorzy nie ci sami, a szpital też zgoła inny. Eh.
Cóż, po bardzo powierzchownym przeglądzie, czym współcześnie polski serialowy taśmowiec stoi stwierdzam, że okej – zdrady się zdarzają, jakieś afery również, ale na miłość boską, to jest kompletnie oderwane od rzeczywistości.
Można się tylko zdołować widząc, jak te kobiety w tych serialach wyglądają, jakie mają mieszkania, domy, no przecież łeb spada i tylko pociąć się można. I chociaż pokazywane są jako mądre – nawet te złe – jednak są sprytne, to serio panie scenarzysto? Dorosłe kobiety nie mają pojęcia o antykoncepcji? Nie wiedzą, jak się zabezpieczyć przed przypadkową ciążą, zwłaszcza jak jednorazowo lądują w łóżku ze znajomym fotografem? Serio muszą wyskakiwać od razu z majtek, kiedy tylko nawinie się jakiś dla nich interesujący facet? Porzucają rodziny, wdają się w romanse, a później płaczą nad rozlanym mlekiem błagając o zrozumienie i litość. Normalnie kulka w łeb. I te sceny, kiedy ona sztywno mu siedzi na kolanach, jakby odliczali chwile do momentu, kiedy ktoś im szepnie „kamera JUŻ poszła”. Rety… No tak, ale tłum chce igrzysk, to je ma. Miłość, płacz i tajemnice. I czas. Wiecie, że właściwie, jak o 18:00 zasiądzie się przed telewizorem oglądając „Pierwszą miłość”, to 40 minut po zakończeniu odcinka – akurat czas, żeby dzieciom kolację zrobić i lekcje sprawdzić, zaczyna się maraton – najpierw dwa odcinki „Barw szczęścia”, potem „M jak miłość”, z którym można spędzić czas nawet do 21:30, a w międzyczasie nagrać „Na Wspólnej”, bo, co za pech, godziny się emisji się nachodzą. Ale właściwie, jak uwiniemy się szybko z sobotnim sprzątaniem i zakupami, to powtórki w soboty można zobaczyć. Gorzej pod koniec tygodnia, kiedy „Przyjaciółki” i „Barwy szczęścia” kurczę no jak na złość o tym samym czasie lecą…
Tak, po śmierci Hanki Mostowiak już nic nie jest takie samo…. Trudno wszystkie seriale na raz oglądać… Ale na szczęście – przez pół roku można nie oglądać ulubionego serialu i wystarczy jeden zabłąkany odcinek w jakąś sobotę, by wiedzieć, co się wydarzyło. Nie polecam tym, podatnym na serialowe uzależnienie. Dobra, ja wiem, że odmóżdżacz, ale serio, są lepsze.
P.S. O rety, a „Klan” jeszcze leci???