Jest piątek, 3.00 w nocy, budzik dzwoni co pięć minut. „Ratunku” jęczy ona. Próbuje znaleźć kawałek przestrzeni, żeby chociaż odwrócić się na drugi bok. Niemożliwe. Pół centymetra w lewo: pies (Boże, dlaczego pięciomiesięczna suka śpi w łóżku? Przecież psy ogarniętych ludzi śpią na legowisku, do sypialni nie mają nawet wstępu), pół milimetra w prawo mąż. „Posuń się” mruczy ona. „Masz caaaałe łóżko”. O nie, nie całe. Po drugiej stronie leży dziecko. Jakie dziecko – to prawie nastolatek, nocna gorączka, zapalenie oskrzeli i lęki. Kto by wyrzucił człowieka z łóżka o tej porze. Przecież łóżko jest duże. A, jest jeszcze kotka. A przepraszam, dwie. One też lubią pospać wygodnie. Poirytowane nowymi domownikiem (psem) nie odpuszczają. One też mają prawo do bliskości, prawda? Ratuuuuunku. Ona w końcu zwleka się, by pracować. Spóźniona (jak zwykle), zdenerwowana (jak często).
Kilkadziesiąt maili, sporo wiadomości na Facebooku. „Możesz w końcu oddzwonić? Odpisać?” Przyjaciółki, koleżanki, współpracownicy.
„Zwariuję” myśli ZWARIUJĘ. „Jestem człowiekiem porażką” biczuje się. Wczoraj na chwilę włączyła telewizję śniadaniową. Pani X, modelka opowiadała o swoim życiu: rano o świcie joga, potem spokojnie śniadanie. Zdrowe soki, zakupy w sklepie eko, potem relaksujący dzień. Spokojne pisanie książki (oesu, od kiedy jakiekolwiek pisanie jest spokojne). Nie lepiej z Ewą Chodakowską, królową polskich ciał. Zawsze miła, szczęśliwa, zorganizowana, ogarnięta. „To na pewno dlaczego, że nie ma dzieci” myśli ona i serio wstydzi się tego myślenia, bo tak się zachowują tylko żałośni hejterzy. „No ale ma dzieci w wieku szkolnym, ma dwa koty, psa?” Nie ma? No nie ma. To o czym my mówimy.
Niestety, niektóre matki też wydają się być królowymi zen. O trzeciej w nocy, to one najwyżej jeszcze nie śpią, bo robią babeczki na kiermasz dla dziecka, a nie szamoczą się jak wariatki, by w nerwach odgruzowywać życie.
Z Facebooka (no dobra poza polityką) bije szczęście i harmonia. Wszyscy czytają książki, dbają o duchowy rozwój, wyjeżdżają, pracują w fajnych miejscach. Są ZORGANIZOWANI, poukładani, szczęśliwi i tak, k… mądrzy, że się w głowie nie mieści.
Ona przeżyje dzień w biegu. Koło książki nawet nie postoi. Po świeże bułki do sklepu, na długi spacer z psem, oddzwoni w ileś miejsc, żeby nikt nie poczuł się urażony ( i tak czuje się większość), odpowie na maile ( na ileś i tak nie powie), zrobi śniadanie, obiad, kolacje. Pouczy się angielskiego, odrobi matematykę ( w końcu sama jest w szkole, prawda?!), pojedzie do lekarza jednego, drugiego, do trzeciego po wynik badań dziecka z przedwczoraj, zadzwoni do mamy, ojca, ciotki, siostry.
Wieczorem i tak położy się spać z poczuciem winy jak stąd do innej galaktyki, bo
– jakiś lekcji jednak nie dopilnowała
– za mało rozmawiała z dzieckiem
– on jednak za dużo gra w Minecrafta
– pracowała za dużo, a i tak niedostatecznie dokładnie
– za mało przytulała koty
– nie poszła pobiegać ( spacer– bieg z psem się nie liczy)
– praca mogłaby wykonywać lepiej, a nie gorzej
– na kolację można by jednak zrobić coś bardziej wyrafinowanego, a nie makaron z warzywami
– tę czekoladkę to już jednak można było sobie darować ( haloo, widzisz lustro, dziewczyno? Ileż razy można ci powtarzać, że szczupły tyłek nie lubi się z czekoladkami)
– ten kieliszek wina jednak był niepotrzebny ( bo po nim był grany ser pleśniowy)
– bo nie jest tak idealna jak panie z telewizji, z gazet i licho wie z czego jeszcze
– nie jest tak idealna jak wszystkie, pracujące i ogarniające życie koleżanki
I będzie miała tylko jedną myśl: „Po ch..ja ja tak żyję?!” Tak nieuważnie, tak szybko, tak stresująco, z takim ciężarem, żeby być ciągle lepsza, żeby spełniać oczekiwania, żeby nikogo nie rozczarować, w tym siebie przede wszystkim. Bo zawsze jest ktoś lepszy, mądrzejszy, ładniejszy, chudszy i serio można wyzionąć ducha od nieustannego stawania sobie wyżej poprzeczki.
Nie, nie dam rady. Tak powie jutro powie. Wszystkim. A przede wszystkim sobie. Że basta. I przypomni sobie cytat z ukochanej Buki, którą koleżanka wrzuciła rano na Facebooka: „mam tyle do zrobienia, że sama nie wiem co olać jako pierwsze”
PS. O 23.00 SMS: ja chyba jutro oleję wszystko. Wiesz, nie wstanę na ten kiermasz, w nosie z angielskim i tenisem. Niech dzieciaki same idą.
„Oczywiście” odpisuję „Olej”
To już lepiej, prawda? Wypuściłyśmy trochę żółci. Rano obudzimy się grzecznie i wrócimy do swoich zadań. Postoimy na kiermaszu. Ciasto upieczemy, pouśmiechamy się. Ale od jutra… od jutra to naszą matką asertywność. Od jutra olejemy wszystko.
To byle do jutra.
🙂 Nie mogę się doczekać. Ona na pewno też.