Czytam, że kobiety będą zarabiać tyle samo, co mężczyźni za 118 lat. Czyli może naszym wnuczkom się uda. Zastanawiam się jednak z czego to wynika? Czy nie jest tak trochę, że zarabiamy mniej na własne życzenie?
Wynagrodzenie kobiet bywa nawet o 20% niższe niż wynagrodzenie mężczyzn. Wysokość różnicy zależy to od zajmowanego stanowiska i branży. Podobno dzisiaj zarabiamy tyle, ile mężczyźni dziesięć lat temu. Okazuje się, że aby osiągnąć wysokość rocznego wynagrodzenie mężczyzn, dla kobiet rok musiałby być dłuższy od dwa miesiące. To tak, jakbyśmy od pierwszego stycznia do 12 marca pracowały za darmo.
I oczywiście, kiedy czytam takie informacje, to krew mnie zalewa, pięści się zaciskają, a w głowie rozbrzmiewa: „I niby dlaczego? Jakim prawem? Co za szowinizm”. Tyle tylko, że od wielu lat nic się nie zmienia. Głośno mówi się o tym, że kobiety zarabiają mniej, ale trudno znaleźć konkretne rozwiązania tego problemu. Z podziwem patrzymy na kobiety, które zajmują wysokie stanowiska i których nierówność płac zupełnie nie dotyczy. A przecież istniejemy na rynku pracy, jesteśmy pełnoprawnymi kandydatami na proponowane stanowiska. Mamy wykształcenie równe, a bywa, że lepsze od mężczyzn, którzy starają się o ten sam etat. Jesteśmy często lepiej zorganizowane, bardziej efektywne, lepiej wykorzystujemy czas spędzony w pracy. Patrzymy ze złością na kolegów, którzy mają czas pożartować, porozmawiać o ostatnim meczu, podczas gdy my wspinamy się na szczyt swoich pracowniczych umiejętności, by móc jak najszybciej wyjść z pracy i spokojnie zająć się domem i dziećmi. I skoro nikt nie podejmuje żadnych kroków, by wyrównać nasze płace z wynagrodzeniem mężczyzn, to może same powinniśmy o to zadbać. Zmienić swoje nastawienie. Porozmawiałam z kilkoma znajomymi pracującymi na różnych stanowiskach. Wszystkie mówiły, że zarabiają mniej, ale też każda od razu usprawiedliwiała taki stan rzeczy.
„Zarabiam mniej, ale też mam mniejszą odpowiedzialność”
Mówi koleżanka, która pracuje w państwowej firmie. To fakt, że kobiety często zajmują stanowiska, które panom nie są chyba nawet proponowane. Są asystentkami prezesów, zajmują się administracją, organizacją. W ich oczach są to obowiązki „lekkiego” kalibru, bo co innego mężczyźni, którzy dzierżą kierownicze i specjalistyczne stanowiska, gdzie znaczenie ma odpowiednia wiedza. „Daj spokój, jestem zwykłą sekretarką, tylko teraz jest to inaczej nazywane”, słyszę. I myślę: „No tak, z takim nastawieniem, to my więcej na pewno nie będziemy zarabiać”.
„Zarabiam mniej i co z tego, tyle mi wystarczy”
„A tam, daj spokój. Cieszę się, że w ogóle mam pracę”, słyszę od menadżerki w prywatnej, niedużej firmie. Świetna dziewczyna, kreatywna, z pomysłem na swoją pracę, obowiązkowa i oddana swoim obowiązkom. Obie wiemy, że znajomy na tym samym stanowisku w innej firmie zarabia półtora tysiąca więcej. A ona boi się iść po podwyżkę, bo jak będzie mieć większe wymagania, to może ją zwolnią, albo (i to dla niej gorsze) tej podwyżki odmówią. Tyle tylko, że jak nie powiesz, to skąd pracodawca ma wiedzieć, że chcesz więcej. Docenia twoją pracę premią świąteczną, nie słyszy sprzeciwu, więc cieszy się ze świetnego pracownika za wynagrodzenie, jakie ustalili wspólnie na początku. „Tyle mi wystarczy” – może i tak, ale czy nie zasługujesz na więcej?
„Zarabiam mniej, bo jestem kobietą, mam dzieci”
„Daj spokój, o czym my w ogóle rozmawiamy?”, słyszę od przyjaciółki. Chwilę później wylicza mi, czemu kobieta jest pracownikiem, który dostaje mniej kasy. „Nie dyskutowałam, kiedy dali mi mniejszą podwyżkę, mój kolega – te same obowiązki, dostał wyższą. W końcu on jest w pracy więcej, niż ja. To mi chorują dzieci i idę na zwolnienia, to ja zwalniam się z godziny na godzinę i lecę do przedszkola po młodego, bo wymiotuje”. Pytam, czy przez to ma zaległości w pracy, rzeczy, z których się nie wywiązała. „No co ty. Oczywiście, że wszystko jest zrobione”. „Tak jak u twojego kolegi z wyższą pensją?”, pytam, ale ona zmienia już temat. No tak, przepraszam, że jestem kobietą i matką, cudownie, że chce mnie pan zatrudnić, a ja w dowód uznania dla pana gestu, wezmę niższe wynagrodzenie.
„Zarabiam mniej, bo nie umiem walczyć o swoje”
Mówi znajoma ze smutkiem. „Zazdroszczę facetom, że oni głośno mówią o swoich zasługach w pracy. Ich pewność siebie zbija mnie zupełnie z tropu, jak oni się tak chwalą, to mi się wydaje, że ja to już lepiej nie będę się odzywać”. Tyle, że oni nie mówią przeciwko żadnej z nas. Faceci są tak skonstruowani (i tego szczerze im zazdroszczę), że bez problemu mówią o swoich osiągnięciach, choćby były najmniejsze. My kobiety rzadko to potrafimy. Mamy niższe poczucie wartości, także zawodowej. Wydaje się nam, że powinniśmy zasłużyć na oklaski, a już najlepiej, żeby kto inny docenił to, co robimy, bez naszego chwalenia się. A może właśnie nie. Może powinnyśmy równie głośno jak koledzy mówić o tym, co udało się nam osiągnąć. Zadbać w ten sposób o siebie, o swoją pozycję w pracy i unikać sytuacji, kiedy ktoś inny przypisze sobie nasz zasługi.
„Zarabiam mniej, ale to nic, mam za to fajną atmosferę”
Fajną atmosferę wśród kolegów, którzy zarabiają więcej. Widać mają inne priorytety. Pracę traktują jako narzędzie do zarabiania pieniędzy przede wszystkim. Były nawet jakieś badania o tym, że dla kobiet bardzo ważne są relacje w pracy, czyżby kosztem wynagrodzenia? „Jest fajnie, to nic, że mniej zarabiam, braki finansowe rekompensuje mi atmosfera”. Jasne, że jest ona ważna, ale jak tak będziemy myśleć, to pracodawcy będą tworzyć miły i rozumiejący się zespół, w którym kobiety będą się świetnie czuć i… mniej zarabiać.
„Zarabiam mniej, bo inni też mają mało”
Eh… to takie nasze, kobiece. Poczucie sprawiedliwości. Moja przyjaciółka mówi: „Oddam część swojej pensji, żeby inni mogli mieć więcej”. Szlachetne. Tylko dlaczego ona ma zarabiać mniej? Robi tyle samo, a nawet jeszcze więcej, więc czemu ma za to mieć mniej pieniędzy. Inna dodaje: „Daj spokój nie idę po podwyżkę. Anka z moje działu ma troje dzieci, jej mąż dostał wypowiedzenie”. Tylko to nie Anka zamknęła ostatnio duży projekt. A ty masz dwójkę dzieci i zaległe alimenty od byłego męża.
I kiedy tak słucham tych wszystko usprawiedliwień, to nie dziwię się, że wyniki badań porównujące wysokość wynagrodzeń kobiet i mężczyzn, tak się przedstawiają. Oczywiście, że są wyjątki – te wspomniane wyżej, które podziwiamy, którym zazdrościmy tego, że potrafią sięgnąć po swoje. Więc może czas najwyższy zacząć zmiany od siebie. Docenić swoją pracę, spojrzeć na siebie oczami pracodawcy. Kim jesteś: pracownikiem, który dużo robi, ale mało wymaga? Zmień to, niech inni cię docenią, zawalcz o swoje bo masz do tego pełne prawo. Także do większej kasy.