Na pewno macie wśród swoich znajomych choć jedną taką parę. Są nierozłączni, słodkie słówka spijają sobie nieustannie z dziubków i najbardziej wylewnie jak się da, okazują sobie czułości niezależnie czy to miejsce i pora. Dla nich zawsze jest miejsce i pora bo oni są najważniejsi. A, jeszcze jedno, jedyny temat, na jaki możecie z nimi porozmawiać to… oni sami. Na pamięć znacie historię ich pierwszego spotkania, z oświadczyn prawie przeprowadzili transmisję on-line w Internecie. Ze swojej miłości zrobili show i nie wahają się go użyć. Głównie po to, by dokopać innym.
Taki idealny związek
Ona i on. Ona – stylizacja jak u Perfekcyjnej Pani Domu, zresztą dbanie o porządek to jej drugie hobby. Pierwsze to narzeczony, z którym już od roku planuje perfekcyjny ślub. Nie znosi sprzeciwu, nie trawi bylejakości. Starannie dobiera wspólne, idealnie wykadrowane i poprawione filtrem zdjęcia z egzotycznych podróży, weselnych przyjęć i urodzin i umieszcza je na Facebooku. Na każdym jest albo szczęśliwa, albo romantycznie zamyślona. On – to zaradny życiowo pracownik korpo. Przystojny, choć zaczyna mieć lekką nadwagę. Ale spokojnie, do ślubu zrzuci co trzeba. Spróbowałby nie.
Mają już mieszkanie, urządzone przez architekta wnętrz i urządzili wystawną „parapetówkę”. Było pięknie, stylowo i… zupełnie nie dało się wyczuć tam ciepła. A przecież tyle mają miłości! Tyle dotyków, uśmiechów, zapewnień, tyle „kotków, piesków, skarbeńków”…. Niektórym już niedobrze od tej słodyczy między nimi, Tyle zdjęć na kolorowych ścianach, z których patrzą oni – młodzi, ładni. Dream – team. Tyle dbałości o to, by stworzyć z tych fragmentów układanki perfekcyjny obraz. Mają wszystko, co trzeba do szczęścia. Czy na pewno?
Ona z uśmiechem poprawia tylko idealnie dobrane kolorystycznie poduszki, które jeden z gości zmiąchał niemiłosiernie, nieostrożnie siadając na nich z talerzykiem bardzo eleganckiego sernika ze znanej cukierni. Przesuwając je o kilka centymetrów w lewo zaburzył koncepcję idealnej harmonii w tym wnętrzu, w którym wszystko jest tak zaplanowane, że nie ma już miejsca na spontaniczność, luz, swobodę. Na oddech, na przestrzeń między dwojgiem ludzi, którzy postanowili być ze sobą tak blisko, że zapomnieli już dlaczego się w sobie zakochali. Bo takie rzeczy widzi się lepiej z perspektywy, ale oni jeszcze tego nie wiedzą.
Ten dom doskonale odzwierciedla ich związek: poukładany, dopięty na ostatni guzik, bez szans na improwizację, odrobinę szaleństwa. Tu wszystko jest pod kontrolą, wszystko musi „wyglądać” jak z bajkowego romansu. Ale kiedy gasną światła i publiczność opuszcza swoje stanowiska, zostaje smutek, samotność i pustka.
„Doskonałość” kosztuje
Wystarczy, że przyjrzysz się uważniej, a zobaczysz te lekko spuchnięte od płaczu zaczerwienione powieki, tego nie zatuszuje najdroższy podkład. Tę sztuczność uśmiechów, tę nieszczerą słodycz w tonie wyczujesz, gdy zajrzysz dalej niż tam, gdzie ci pozwolą patrzeć. Tę nerwowość w gestach, kiedy ona głaszcząc go po twarzy, opowiada o jego zawodowych sukcesach przekonując jaka jest z niego dumna.
Wystarczy chwila nieuwagi, by stracił kontrolę i odezwał się do niej lekceważąco, oceniająco, wulgarnie. Ale to tylko moment, który skutecznie oboje szybko zatuszują. W nielicznych zostanie wrażenie, że jednak jest jakaś rysa na tym kryształowym lustrze.
Póki co jednak działają jeszcze, jak dwa, świetnie zaprogramowane roboty. I może będą tak działać do końca życia, razem, przekonując się i wszystkich dokoła, że to co stworzyli razem, jest najlepsze.
Tylko że w prawdziwych związkach ludzie pozwalają sobie na prawdziwe słabości, na dystans, na kłótnię, która potrafi przywrócić równowagę. A przecież jego jedyną słabością, na która ona mu pozwoliła, jest kolekcja korków z butelek po najdroższych winach, z różnych stron świata. A jej jedynym słabym punktem jest obsesyjna dbałość o figurę i siłownia, na którą biega codziennie i katuje się wyczerpującymi ćwiczeniami. I – zapamiętaj – oni się nie kłócą. Oni zawsze myślą tak samo.
Tydzień przed ślubem perfekcyjna narzeczona urządza perfekcyjny wieczór panieński. Żadnego folkloru, żadnych niekontrolowanych niespodzianek, „zwykłe”, eleganckie SPA, czekoladowe fondue i drogie wino. Dużo wina. Tyle, że koło północy wyznaje ze łzami w oczach, że są momenty, w których w tym związku czuje się niekochana, niedoceniania, samotna do bólu. I zaczyna wspominać swoją pierwszą miłość, pierwszego chłopaka z jasnymi włosami. I jak była szczęśliwa.
Ale w dniu ślubu wszystko jest już w najlepszym porządku. Perfekcyjni narzeczeni zostają najlepszym małżeństwem. Niebawem na ich proflu zdjęcia z podrózy poślubnej. Było jak w bajce. A może to jest bajka?