Go to content

„Anka to, Anka sramto…”. Jak to jest być nagrodą pocieszenia dla faceta

Paweł od początku wydawał się inny na tle pozostałych facetów w mojej firmie. Był bardzo poważny, kulturalny, zdystansowany do kobiet. Nie jakiś tam erotoman-gawędziarz, których to często się w biurach spotyka. Co to w domu siedzi pod pantoflem, a w robocie pokazuje, jaki to on jest kozak. Paweł był inny. Miał ogromny szacunek do kobiet i to spowodowało, że zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. 

Byłam w firmie nowa i jeszcze nikogo nie znałam. On wyciągnął do mnie pomocą dłoń i właściwie ze wszystkimi zapoznał. Któregoś dnia, jedna z moich koleżanek zauważyła, jak się w niego wpatruję. „Daj sobie z nim spokój, pół roku temu się rozwiódł, ma małe dziecko” – powiedziała. Fakt, nigdy nie byłam z facetem po przejściach. Miałam wtedy zaledwie 27 lat i planowałam znaleźć księcia z bajki, z którym założę rodzinę i będę mieć dzieci. Niestety, rozum to jedno, serce to drugie.

Dużo rozmawialiśmy w ciągu dnia w pracy, ale on niewiele mówił o sobie. O swoim prywatnym życiu właściwie nic. Coś o zainteresowaniach, wycieczkach zagranicznych, o dziecku. Ale nigdy otwarcie mi nie powiedział, że jest po rozwodzie. Dopiero na naszej „pierwszej randce”. Wyszliśmy wcześniej z imprezy firmowej i poszliśmy na spacer. Wtedy opowiedział mi, że z żoną byli małżeństwem 5 lat i mają 2-letnią córkę. Pół roku wcześniej wziął rozwód. Nie pytałam z jakiego powodu, on również nie mówił. Doszłam do wniosku, że jeszcze przyjdzie na to pora.

Potem zaczęliśmy się regularnie spotykać, aż w końcu zostaliśmy parą. Jego córkę widziałam dosłownie kilkanaście razy, kiedy zabierał ją do siebie w co drugi weekend. Mieszkałam w swoim wynajmowanym mieszkaniu, on w swoim własnym, z którego wcześniej wyprowadziła się jego żona (ponoć wróciła do rodziców). Od początku źle się tam czułam. W sypialni wciąż było ich wspólne, małżeńskie łóżku. Ogromna szafa wnękowa była w połowie pusta. Ewidentnie było widać, że ktoś zabrał swoje rzeczy i miejsce pozostaje niewykorzystane. Na ścianach obrazy, w kuchni mnóstwo różnych akcesoriów – blachy do ciast, garnki i garnuszki, papilotki do muffinów, kryształowy wazon… Ilekroć go odwiedzałam, miałam wrażenie, że w tym miejscu mieszka kobieta. Po prostu tak było urządzone to mieszkanie, brakowało jedynie kosmetyków w łazience, ubrań w szafie i szpilek porzuconych w przedpokoju. Sam przyznał, że niczego nie zmieniał odkąd rok wcześniej wyprowadziła się żona.

Gdy chciałam cokolwiek zmienić, oponował. Mówił, że się przyzwyczaił i dobrze jest tak, jak jest. Miałam u niego kilka swoich drobiazgów – szczoteczkę do zębów, kilka kosmetyków, kilka par majtek i skarpetek, jakąś sukienkę, bluzkę, spodnie dresowe, trampki… Wszystko to leżało w jednej z szuflad. Nigdy natomiast nie usłyszałam „przynieś więcej swoich rzeczy, przeprowadź się”. Nie. Często za to słyszałam „Anka nie lubiła jak naczynia stały w zlewie, więc zawsze myję je po posiłku. Mogłabyś wstawiać brudne szklanki do zlewu?”. Albo „Wiesz może jak złożyć prześcieradło z gumką? Anka miała jakiś patent, ale nie mogę sobie przypomnieć”. Albo „Choć, zaraz zaczyna się film. Pamiętam, jak byliśmy na nim z Anką w kinie. Czekaj, opowiem ci, bo to było dość zabawne”…

Anka to, Anka sramto. Wiedziałam, że Anka nie jadła mięsa. Anka lubiła długie kąpiele i zawsze narzekała, że mają prysznic. Anka nie cierpiała piwa, ale często piła białe wino. Anka marzyła o błękitnych ścianach, więc ściany były błękitne, choć Pawłowi się nie podobały. Anka nie pozwalała dawać małej chrupek kukurydzianych, więc i ja nie mogłam tego robić.

Anka pojawiała się w naszym życiu co rusz. Małżeńskie anegdotki przypominały się Pawłowi na każdym kroku. Czekałam, aż któregoś dnia na widok srającego w parku psa powie: „Pamiętam jak z Anką…”. Na litość boską!

Czy czułam się jego kobietą? Nie. Czy czułam się jego kochanką? Nie.

Kim więc dla niego byłam? Nagrodą pocieszenia.

strona 1 z 2
druga część artykułu na następnej stronie

Fot. iStock/martin-dm

1/1 "Anka to, Anka sramto..." Jak to jest być nagrodą pocieszenia dla faceta

Wszystko cierpliwie znosiłam. Tłumaczyłam sobie, że wzięłam faceta po przejściach i muszę się liczyć z jego przeszłością. W naszym życiu zawsze będzie jego córka i była żona. On zawsze będzie miał wspomnienia z ich wspólnego życia. Jedyne, co mogłam zrobić, to być jeszcze lepsza. Przebić ją. I próbowałam to robić.

Stawałam na rzęsach, żeby być cudowną kobietą („Anka nie lubiła chodzić w szpilkach, ale to nic, bo w trampach była taka dziewczęca”), gospodynią (gotowałam to cholerne mięso dla niego, skoro ona była wegetarianką i tego nie robiła) czy ciocią (zajmowałam się ich dzieckiem, jakby było moje). I co? Poziom mojej frustracji rósł z dnia na dzień.

Kiedyś w trakcie jednej z kłótni wyrzygałam mu wszystko. Zapytałam wprost, dlaczego się rozstali. Powiedziałam, że czuję, że kocha (bo przecież to nie czas przeszły) ją bardziej ode mnie. Dalej nic mi nie zdradził, bo „to bolesne wspomnienia i nie chce do nich wracać”. Ale zapewnił o swojej miłości i że jakie to szczęście go spotkało, że jestem w jego życiu.

Problem w tym, że ja każdego dnia czułam się jak intruz. Jak opcja. Jak ktoś „na przeczekanie” albo „na otarcie łez”. Nie wiem, jak to nazwać. A przecież tak bardzo go kochałam…

A więc czekałam, aż coś się zmieni. Nie wiem, co? Bardziej mnie pokocha? Albo ona umrze? Strzeli ją piorun i zniknie z naszego życia?

Któregoś dnia w jego rzeczach znalazłam pudło po butach. Były w nim różne ich wspólne zdjęcia, pamiątki, liściki. Miałam wyrzuty sumienia, że to zobaczyłam i przeczytałam, ale mimo to postanowiłam z nim o tym porozmawiać.

Powiedział, że trzyma to na pamiątkę dla ich córki.

Uwierzyłabyś w to? Ja nie uwierzyłam. To był policzek. Czułam się jak śmieć, jak przecinek w jego życiu. Jak ktoś, kto się narzuca. A z drugiej strony bardzo nie chciałam usłyszeć, że nadal ją kocha, że piep**ąc się ze mną, myśli o tamtej. Że każdego dnia prosi Boga, żeby do siebie wrócili. To byłby dla mnie prawdziwy cios.

Spakowałam swoje rzeczy i odeszłam. Nie zatrzymywał mnie. Cichaczem w biurze oddał mi moje skarpetki, bo zostały w pralce.

Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył. Ale wyciągnęłam cenną lekcję z tego krótkiego związku – nigdy nie wiąż się z facetem, który nie chce rozmawiać o swojej przeszłości. Nie bez powodu nie jest szczery.