Go to content

To czy wasze dzieci będą szczęśliwe w przyszłości, zależy od tego, jak się dziś przy nich zachowujecie

fot. iStock

„Powiedziałabym tak, że nie chodzi o to, by być idealnym rodzicem, ale o to, by być wystarczająco dobrym rodzicem. Dziecko jest jak roślina, która korzeniami szuka, gdzie jest więcej wody, wyciąga się do słońca. Jeśli dostanie wystarczająco dobre warunki, to będzie się rozwijało, nabierało mocy” – mówi terapeutka Agnieszka Olszewska.

Dlaczego ojciec, który mówi do syna: „Szanuj matkę”, a sam tego nie robi, nie nauczy dziecka dobrych wzorców?

– Kiedy taki syn patrzy na zachowania swoich rodziców, widzi wzór, który w przyszłości będzie miał tendencję powtarzać. To zawsze już będzie jego punkt odniesienia, bo te obrazy dzień po dzień po dniu zostały niejako pierwotnie w niego wdrukowane i to jest silniejsze niż moc słowa, ponieważ zawsze więcej wydarza się na poziomie naszej podświadomości.

Czego uczymy się, patrząc na naszych rodziców?

– Obserwując mamę i tatę, uczymy się, co to znaczy okazywać komuś miłość i troskę, ale też jak się kłócić i różnicować. Od rodziców czerpiemy wzór obchodzenia się  z emocjami i przede wszystkim dowiadujemy się, czy miłość i zależność od drugiego człowieka jest czymś bezpiecznym.

Co to znaczy?
– Po pierwsze możesz wiązać się z partnerem tak, że trzymasz dystans. Po drugie: możesz zlewać się z ukochanym i to jest symbioza. W takim związku nie do końca czujesz, kim jesteś i ulegasz wpływowi w myśleniu i czuciu drugiej osoby. Po trzecie: w parze możesz czasem czuć się oddana, ale czasem też zdystansowana i bliska swojego oddzielnego zdania na jakiś temat.

Jeśli ufasz, ale potrafisz też mówić wyraźnie „nie” swojemu partnerowi i czujesz, co jest tylko twoje, a co jego, to jest właśnie ten trzeci zdrowy wzór więzi, który najlepiej przekazać dzieciom.

Czego dziecko uczy się, patrząc na kłótnie rodziców?

– Jak obchodzić się ze swoimi silnymi emocjami – takimi jak złość i agresja – a to są siły, które każdy w nas ma. To później przekłada się na przykład na umiejętności: walczenia o swoje (realizowanie swoich potrzeb), stawiania innym ludziom granic (odmawianie), walki o własną przestrzeń (utrzymywania niezależności w myśleniu). To są bardzo potrzebne zdolności.

Co dzieje się, jeśli rodzice mają ciche dni, dogryzają sobie, generując napięcie i złą atmosferę w domu?

– Jeśli ludzie nie wyrażają wprost swoich uczuć, unikają rozmów i konfrontacji bezpośrednich, to te uczucia nie znikają. Często mówi się, że wtedy problem jest „zamieciony pod dywan”, ale on i tak nadal jest obecny w klimacie „podskórnego napięcia”. Jeśli ktoś w dzieciństwie dorastał w takim domu, to czuł, że niby „na powierzchni” wszystko było w porządku, ale w emocjach miał dużo zamętu, którego nie umiał nazwać. To wszystko powodowało dezorientację, bo nie potrafił zrozumieć, co się tak naprawdę dzieje.

Dlaczego do rozwoju potrzebujemy obojga rodziców? 

– To bardzo szeroki temat. Skupię się tutaj na dwóch elementach: aspekcie wzoru pary i ważnym rozwojowym etapie, jakim jest poradzenie sobie z wyłączeniem z relacji. Zacznę od tego, że dla dziecka naturalną, bo pierwotną relacją jest para: „mama – dziecko” albo „tata – dziecko”.

Natomiast dużo trudniej dziecku patrzeć z oddalenia na relację rodziców. Większość z nas to przeżyła, ten rodzaj frustracji, że nie mieliśmy dostępu, nie uczestniczymy w bliskości i wymianie najbliższych nam osób. Zmagaliśmy się wtedy z wykluczeniem w bezpiecznych warunkach, wśród ludzi, którzy nas kochają. Mając za sobą taki trening, w dorosłym życiu łatwiej radzimy sobie z: zazdrością, rywalizacją, porównywaniem się itp.

Wydaje mi się, że taką relacją, do której dziecko nie ma dostępu, jest też czułość rodziców i ich wzajemna fascynacja seksualna.

– Jeśli w tym obszarze wszystko przebiegało harmonijnie, uczymy prostych, ale ważnych umiejętności: że seksualność i intymność jest czymś naturalnym, ważnym, bezpiecznym i… przyjemnym. Warto jednak zaznaczyć, że dziecko nie powinno uczestniczyć w napięciu erotycznym między rodzicami, bo to może budzić w nim zwyczajnie lęk.

Pamiętam, że w dzieciństwie miałam trudność, gdy rodzice zapraszali znajomych i pod wpływem alkoholu zaczynali opowiadać żarty erotyczne…

– Nie dziwę się temu. To jest dokładnie to, o czym mówię, bo napięcie erotyczne wyraża się np. przez żarty czy krępujące uwagi dotyczące wyglądu fizycznego. Dzieci przeżywają to jako coś przekraczającego. Trzeba być więc bardzo wyczulonym i delikatnym. Młody człowiek nie posiada jeszcze umiejętności do tego, by to „przetrawić” i zrozumieć. Erotyczne żarciki i komentarze postrzega jako obce, zbyt mocne, niezrozumiałe i właśnie budzące lęk.

Co się dzieje, kiedy tata obsadza swoją córkę w roli ukochanej księżniczki, a mama z syna w roli dzielnego rycerza?
– Powiem na początek, że dla dziecka ważne jest, by mogło doświadczyć tej szczególnej relacji z mamą i tatą osobno. Każdy z nas młodości odczuwał potrzebę, by być tym kochanym, pięknym i wyjątkowym. Dlatego ojciec, podziwiając swoją córkę, buduje w niej pewność siebie.

Dziewczyna, która czuje, że ojciec widzi w niej tę „piękną księżniczkę”, dostaje silną pozytywną informację na swój temat. Podobnie jest w relacji matki z synem. Jeśli ona podziwia chłopca i jednocześnie szanuje jego niezależność i godność, pozwala mu się wzmacniać i rosnąć w siłę, to też wspiera jego poczucie wartości.

Jak jest na linii „mama – córka” i „tata – syn”
– Upraszczając temat, to tata dla syna jest wzorem męskości, a mama dla córki wzorem kobiecości. Tylko że równolegle dziecko w tym samym czasie powinno obserwować wystarczająco dobrą relację między ojcem i mamą. Kłopot zaczyna się, kiedy rodzice swoje ważne potrzeby zamiast do partnera kierują do dziecka.

Co masz na myśli?

– Oczywiście potrzeby seksualne są granicą, której się nie przekracza. To jest poza dyskusją i rzadko kiedy jest naruszane! Jednak na poziomie emocjonalnym rodzice mogą wprowadzić sporo zamieszania. Jeśli do dziecka kierujemy potrzebę bliskości czy wsparcia, zaburzamy hierarchię. Dorosły powinien realizować te potrzeby w relacjach adekwatnych.

Jeśli matka widzi w synu swojego małego rycerza wybawcę, który daje jej uwagę i bliskość, których ona nie dostaje od partnera, wszystko ulega zaburzeniu. Jeśli ojciec wyklucza matkę, a wywyższa ponad wszystko piękną i mądrą córkę, też wprowadza w jej życie dużo zamętu. Najprościej rzecz ujmując dziecko wchodzi wtedy w jakimś aspekcie w miejsce drugiego rodzica, w rolę „partnera mamy” albo „partnerki taty”. Wtedy choć czuje się wyróżnione, to tak naprawdę traci poczucie bezpieczeństwa.

Jeśli nie mieliśmy dobrej rodziny, to czy potem w dorosłym życiu jesteśmy w stanie stworzyć ze swoim partnerem fajny związek?

– Myślę, że tak. Oczywiście, że ta pierwotna relacja naszych rodziców jest jak genotyp, który nas warunkuje. Ale przecież dziecko nie tylko obserwuje związek swoich rodziców. Ono obserwuje relacje innych dorosłych: dziadków, wujków, przyjaciół rodziny. Ono czerpie doświadczenia z różnych miejsc i to jest niesamowite, że często dostajemy „niewiele”, ale potrafimy z tego zbudować „coś innego, nowego i dobrego”.

Masz na myśli to, że jeśli nasza rodzina nie była idealna, ale my jednak czuliśmy się w niej kochani, to nawet z tej miłości, możemy potem budować szczęśliwą rodzinę?

– Powiedziałabym tak, że nie chodzi o to, by być „idealnym rodzicem”, ale o to, by być „wystarczająco dobrym rodzicem”. Dziecko jest jak roślina, która korzeniami szuka, gdzie jest więcej wody, wyciąga się do słońca. Jeśli dostanie wystarczająco dobre warunki, to będzie się rozwijało, nabierało mocy. Nie oszukujmy się świat nie jest idealny i rodzice też nie są.

Co mają zrobić w tym świecie rozwiedzeni rodzice? To chyba wielki ból dla dziecka patrzeć na rozbity związek?

– Przeżywanie rozwodu czy rozstania bardzo zależy od kontekstu i indywidualnych cech dziecka i rodziny. Na pewno jest to tak silne przeżycie, że wpływa na rozwój dziecka, ale nie koniecznie musi go zaburzać. Współcześnie jest to tak częste zjawisko, że na pewno nie jest już wykluczające czy stygmatyzujące społecznie.

Dzieci mają wielu rówieśników, którzy przeżywają coś podobnego, mogą o tym ze sobą rozmawiać, normalizować swoją sytuację. Rozpad jest trudny, ale otwiera też drogę do myślenia o zmianach. Umiejętność radzenia sobie ze zmianami to ważna życiowa lekcja.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

– Ważne, by nie zaburzać relacji dziecka z drugim rodzicem. Nie wchodzić w ich świat, nie komentować, nie obgadywać, nie opowiadać swojej perspektywy. Bo prawda jest taka, że relacja kobiety z partnerem, to nie jest to samo, co relacja naszego dziecka ze swoim ojcem. Ono inaczej doświadcza tej osoby. Rodzice powinni nauczyć się szanować to, że ich syn czy córka buduje swoją historię na tej linii. Niestety to często jest bardzo trudno przyjąć.

Powiedz nam na koniec: dlaczego tak trudno dorosłym ludziom iść swoją drogą i nie powielać wzorców, które nam się nie podobają w naszej rodzinie?

– Pewnie powodów jest wiele. Ale ja myślę o tym, że my przecież wszyscy funkcjonujemy w złożonych relacjach nie tylko z rodzicami, ale też kuzynami, dziadkami i wujami. Jeśli chcemy zmienić coś, co wydarza się w naszej rodzinie od pokoleń, to niejako zaburzamy system. Jeśli pochodzimy z rodziny, w której wszyscy mają wyższe wykształcenie, a my nagle ogłaszamy, że chcemy zostać fryzjerem, to cała rodzina musi się do tego ustosunkować.

Jeśli jako jedyni mówimy, że nie planujemy mieć dzieci, to musimy włożyć ogrom swojej energii, by wywalczyć sobie nową przestrzeń niż ta, którą rodzina dla nas planowała od pokoleń. To zwykle wymaga uporu, czasu i konsekwencji.

A jeśli ja ciągle spotykam mężczyzn nieodpowiedzialnych, takich jaki mój ojciec. Co wtedy powinnam zrobić?
– Aby zmienić ten wzór, trzeba wykonać swoją osobistą pracę. Czasem widzimy, że w naszym życiu powtarza się jakiś wątek, który nam szkodzi. Jeśli orientujesz się, że mówisz: „Faceci są nieodpowiedzialni”, albo „Kobiety są mściwe”, to warto się zatrzymać i zastanowić, dlaczego masz tylko takie doświadczenia. Bo przecież to nie jest prawda o świecie, bo zarówno mężczyźni, jak i kobiety są różni. Może trzeba sobie zadać pytania: „Kogo ja wybieram?”, „Co się powtarza”, „Na czym polega ten wzór?” To są takie pytanie, które można obgadać z przyjaciółką w ramach pogłębiania samoświadomości.

Nie musimy iść na terapię?

– Nie, nie zawsze musimy iść na terapię, bo większość z nas dosyć realistycznie potrafi widzieć samego siebie. Ale zdarzają się obszary, w których jednak trudno widzieć precyzyjnie. Wtedy potrzebujemy osoby z zewnątrz, która się na tym zna i która pomoże nam różne rzeczy ponazywać, połączyć i zrozumieć. I to jest terapia. Ja postrzegam rozwój i zmianę jako wynik refleksji nad swoimi doświadczeniami: łączenia przyczyny ze skutkiem. Nie da się uczyć z doświadczeń życiowych, jak się ich nie obejmie refleksją. Dopiero wtedy możesz coś zmienić.

***

Agnieszka Olszewska, psychoterapeutka pracująca w nurcie psychoanalitycznym z osobami indywidualnymi i parami. Mediatorka specjalizująca się w pracy z parą w kryzysie około-rozstaniowym.  Prowadzi psychoterapię grupową, grupy dla par i warsztaty dla rodziców z zakresu umiejętności i współpracy wychowawczej. Pracuje w Specjalistycznej Poradni Rodzinnej miasta stołecznego Warszawy dz. Bemowo oraz Pracowni Psychologicznej Nurty.