Go to content

Dostajesz alergii na myśl o kucykach pony i czytaniu dziecku tej samej bajki po raz setny? A czas przed telewizorem uważasz za zbrodnię? Rodzicu, jesteś w błędzie!

fot. tatyana_tomsickova/iStock

Trudno nam rodzicom bawić się w kółko w jedną zabawę, którą wybiera dziecko. Ale to ma głęboki sens, ponieważ maluchy często wybierają jedną książeczkę lub tę sama grę, żeby przepracować swoje emocje i trudności – opowiada teraputka Dorota Blumczyńska, autorka bloga by-byc.pl.

Dlaczego warto bawić się z dziećmi?

– Dla maluchów zabawa to coś bardzo ważnego, spędzają nad nią większość swojego czasu. Pieszczota, pielęgnacja, karmienie – budują bezpieczne przywiązanie w pierwszym roku życia. Natomiast potem możemy budować więź z dzieckiem właśnie poprzez zabawę.

Czy powinnam mieć poczucie winy, że nie często bawiłam się ze swoją córką?

– Poczucie winy to kiepski pomysł, bo kiedy dowalamy sobie, że czegoś nie zrobiliśmy, to wywołuje napięcie i odbiera nam energię, żeby iść dalej i poprawić błąd. Dam przykład – kiedy krzyczę na dziecko, po chwili mam wyrzuty sumienia i jestem tak roztrzęsiona, że znów łatwiej mnie wyprowadzić z równowagi. Co wtedy? Krzyczę po raz kolejny. To jest błędne koło.

Zapytałam dziś swoją dorosłą już córkę, czy ona ma do mnie żal, że się z nią nie bawiłam. Odpowiedziała, że „nie”, bo poświęcałam jej dużo czasu w inny sposób i że rozumie, że jako samotna matka nie miałam na to czasu.

– My naprawdę potrzebujemy całej wioski, żeby wychować dziecko. Jeśli jedna osoba zapewnia byt – zarówno od strony materialnej, ale też logistycznej, bo myśli o lekarzu, sprząta, gotuje – to trudno jej jeszcze znaleźć siłę na zabawę. Na szczęście dzieci mają w swoim życiu kilku opiekunów poza rodzicami: dziadków, babcie, ciocie, nianie i każdy z nich ma inny sposób spędzania czasu.

Wychodzę z założenia, że zabawa powinna być różnorodna. Siłowanki z bratem rozładowują napięcie, czas na dworze z babcią zaspokaja potrzebę ruchu, a czytanie książeczki z mamą czy budowanie z klocków z tatą, pobudza kreatywność.

Czy rodzice powinni dostosowywać się do zabaw, które ich nudzą, a sprawiają frajdę dzieciom?

– Trudno jest bawić się na siłę i trudno bawić się w kółko w zabawę, którą wybiera dziecko. Ale to ma głęboki sens, ponieważ maluchy często wybierają zabawy po to, żeby przepracować swoje trudności. Jeżeli dziecko chce odtwarzać sceny z przedszkola albo zamieniać się rolą z rodzicem, może to być jego sposób na przetwarzanie emocji albo rozwijać potrzebne mu kompetencje. Dlatego warto podążać za maluchem i pozwolić mu na swobodną zabawą, w której to on dyryguje, sam wybiera i nie jest przez nas kontrolowany. My tylko podążamy za jego pomysłami, bierzemy udział w jego scenariuszu. Jeżeli jesteśmy w stanie 15-20 minut dziennie wkręcić się i robić to, co dziecko chce, to oboje na tym zyskamy, a jednocześnie ten kwadrans nie obciąża nas.

Pamiętam, że moja córka chciała, żebym cały czas czytała jej jedną książkę. W nieskończoność! Przyznaję, to było dla mnie bardzo trudne, bo trwało miesiącami.

– Do dziś z pamięci mogę zacytować książkę o Pocahontas, którą w kółko czytałam mojej 10 lat młodszej siostrze. O co w tym chodzi? Najczęściej okazuje się, że w ulubionej książce jest taka rzecz, która pomaga dziecku „przetwarzać” temat, z którym ono teraz się mierzy. Czasem może też chodzić o bezpieczeństwo płynące z poczucia, że każdego wieczora czytamy to samo. Dziecko więc zna tę historię na pamięć i to daje mu spokój i poczucie kontroli, bo wie, co się wydarzy. Dlatego tak żywo reaguje, jeśli mama przeinaczy jedno słowo w ulubionym opowiadaniu.

Niektórzy rodzice nie potrafią bawić się w sklep, tramwaj, w szkołę. Czy to źle, że wolą jeździć z dziećmi na rowerach albo pójść na basen?

– Definicja zabawy Petera Graya, autora książki „Wolne dzieci” mówi, że zabawa to aktywność, która jest przyjemna, motywowana wewnętrznie i którą można dowolnie zmieniać. Warto pamiętać też, że możemy mieszać zabawę z różnymi innymi czynnościami, np. sprzątaniem, gotowaniem, sportem. W tym kontekście zabawa niekoniecznie musi oznaczać, że mamy w ręku misia, samochodzik albo lalkę. Dla moich dzieci zabawą jest to, że jedziemy do lasu, zbieramy patyki i robimy ognisko, albo że podczas kąpieli przelewamy wodę kubeczkami. Warto jednak pamiętać o tym, że aby dziecko było gotowe przyjąć naszą propozycję, to my najpierw musimy zacząć od jego pomysłów.

Dlaczego taka zabawa jest ważniejsza od tej, którą my proponujemy?

– Jak już powiedziałam dziecko intuicyjnie wybiera zabawy, które zaspokajają jego potrzeby. Nie bez przyczyny, kiedy pojawia się brat czy siostra w rodzinie, zazwyczaj starszak chce się zamienić w dzidziusia. Poza tym jeżeli pójdziemy za dzieckiem w zabawie, którą ono wybrało, damy mu komunikat: „Jesteś dla mnie ważny. Chcę robić to, na co ty masz ochotę”. Wtedy pozwalamy synowi czy córce na budowanie własnej autonomii, niezależności.

Bardzo często rodzice dzieci, które bardzo lubią decydować o siebie, które stawiają na swoim przy ubieraniu się, wychodzeniu z domu, mówią mi, że po wprowadzeniu zasady, że przez 15 minut rodzice robią dokładnie to, co taki maluch im dyktuje, kłopot znika. Czasem nawet doradzam, żeby dziecko mogło naprawdę się porządzić. Wtedy ono dostaje magiczną różdżkę i zamienia domowników w różne zwierzęta, które trzeba poudawać. Często wtedy dzieci odpuszczają z trudnymi zachowaniami.

Mężczyźni często mówią, że nie potrafią bawić z córkami i że woleliby pograć w piłkę z synami. Co możemy poradzić facetom, którzy mają córki?

– Ależ wiele dziewczynek chętnie kopie piłkę i bawi się w piratów. Naprawdę!

Niektórzy ojcowie mówią też, że nie mają już siły po pracy na zabawę z dziećmi.

– Do tego owszem trzeba mieć serce. Jednak ono często jest w nas uśpione, zamrożone, bo byliśmy uczeni, że turlanie się i budowanie na kolanach wieży z klocków, to strata czasu. Na mężczyznach zazwyczaj spoczywa wiele obowiązków np. stresują się o zapewnienie materialnego bytu dla rodziny i dlatego brakuje im energii na zabawę. Taki rodzic nawet we własnym życiu się nie bawi! On musi więc najpierw sprawdzić, co mu sprawia przyjemność. Druga rzecz jest taka, że często ojciec chce utrzymać pozycję głowy rodziny i autorytetu. Dla wielu z nich zabawa wymaga tego, co kłóci się z takim wizerunkiem. Bo musieliby trochę mniej poważnie traktować siebie. Mówiąc kolokwialnie – ojciec podczas zabawy potrzebuje czasem zrobić z siebie zrobić durnia.

Na czym to polega?

– Mój mąż wcielał się w… kucyki pony. To jest cudowne, bo rozładowuje napięcie. Czasem jak słuchałam, jak on udaje te kucyki, to płakałam ze śmiechu. Potrzeba tu tylko trochę dystansu do siebie. Musimy pamiętać, że zabawa to nie jest coś… na poważnie i że mogą się w niej pojawiać dziwne elementy.

Poproszę o przykład.

– Dziecko może na przykład wymyślić opowieść o swojej… kupie, która wybrała się na wycieczkę do szkoły albo o złodzieju, który w naszej opinii zachowuje się w sposób nieetyczny albo niezgodny z normami. W nas rodzicach często wtedy pojawia się obawa, że taka zabawa uczy złych wartości i do niczego się nie nadaje. A to nieprawda! Jeśli na przykład razem z dziećmi siłujemy się i przepychamy na kanapie, zmniejszamy wtedy ich i własny poziom agresji już poza zabawą. Podobnie jest z fantastycznymi, nieidealnymi historiami wymyślonymi przez dzieci – dzięki nim one mogą przerabiać swoje fantazje i dlatego nie będą ich potrzebowały realizować w prawdziwym życiu.

Jak możemy pomóc jedynakom, którzy bawią się sami?

– Myślę sobie, że jedynak ma dla siebie rodziców na wyłączność i tym samym zyskuje większą szansę na pełniejsze zaspokojenie potrzeb. Oczywiście dobrze jest, jeśli jedynak ma kontakt z innymi dziećmi, ale pamiętajmy też, że rodzeństwo nie zawsze jest panaceum na wszystko. Zdarza się, że dzieci w jednej rodzinie nie lubią się ze sobą bawić.

Czy powinniśmy wtedy zachęcać je do wspólnej aktywności?

– Zmuszanie powoduje często odwrotny skutek, a przekonywanie, że warto kogoś polubić, też raczej nie działa. Pomaga, jeżeli sami zaangażujemy się w taką zabawę. Mogą to być planszówki kooperacyjne, w których wszyscy mamy wspólny cel albo gry, w których dwójka rodzeństwa jest przeciwko rodzicowi. Sami też możemy uwolnić swoją fantazję.

Dasz przykład?

– Kiedy przychodziłam do domu i dwójka moich dzieci chciała w jednym momencie ze mną spędzać czas, to kładłam się na łóżku. Oni wskakiwali na mnie i krzyczeli: “Moja mama! Moja mama!” i płakali. By to przerwać, wołałam wtedy teatralnym głosem: “O nie! Mam na sobie dwoje dzieci! Przecież oni mnie zmiażdżą, są tacy ciężcy!” Oni wtedy, zamiast się kłócić między sobą o to, kto teraz będzie miał mamę na wyłączność, próbowali mnie miażdżyć i przetaczać się po mnie. Z pozycji walki i rywalizacji wchodzili we współpracę.

Czasem tak bardzo brakuje nam rodzicom sił, że jedyne, co potrafimy z siebie wykrzesać, to oglądanie z synem czy córką bajeczki.

– Ależ wspólne oglądanie filmu też jest fajne, bo możemy o nim potem podyskutować, możemy go razem poprzeżywać.

Myślałam, że jak coś zakłada bierność, to jest mało wartościowe.

– Równie dobrze możemy razem siedzieć na kanapie z córką, która gra na tablecie, a my przeglądamy Facebooka. Możemy sobie co jakiś czas rozmawiać o tym, co robimy. Takie zwykłe spędzanie czasu trochę obok siebie też bywa fajne. Każdy robi swoje rzeczy, ale jednocześnie jesteśmy blisko. Ja mówię do córki: „Zobacz, jaki śmieszny kotek na Instagramie”, potem ona prosi mnie, bym pomogła jej przejść jakiś level gry.

Dobrze, że o tym mówisz, bo rodzice tak bardzo nie lubią komórek i tabletów, że nie wliczają takiego siedzenia na kanapie do wspólnego spędzania czasu z dzieckiem.

– Jest taka bardzo ciekawa książka Jordana Shapiro „Nowe cyfrowe dzieciństwo”, w której autor opowiada, że wirtualny świat też może być przestrzenią do wspólnie spędzanego czasu. Ja cenię sobie te chwile, kiedy gram z dziećmi w gry komputerowe. Dla mnie to jest nowoczesna forma rozwiązywania zagadek i zadań.

Lubię z synem grę o nazwie „Ślimak Bob”, która polega na tym, że tego ślimaka trzeba przeprowadzić od wejścia do wyjścia, klikając różne rzeczy. To idealny sposób na wspólne spędzanie czasu, który nie wymaga od nas rodziców ogromnej kreatywności. Mamy wtedy szansę poczuć, że coś nam się razem udało.

Ze mną nikt się nie bawił i ja nie bawiłam się ze swoją córką… Czy ona będzie umiała bawić się ze swoimi dziećmi?

– Ależ założenie, że zabawa dotyczy dzieciństwa, jest błędem. Przecież wy możecie teraz też szukać różnych wspólnych aktywności, zamiast zamartwiać się przyszłością.

To może ja mogę też pobawić się ze swoimi rodzicami?

– Pewnie, że tak! Ja też nie specjalnie pamiętam, żeby moja mama się ze mną bawiła w dzieciństwie. Ale jak byłam już starsza, to dużo grałyśmy w karty i w kości. Niezależnie od wieku jest szansa na zbudowanie relacji z drugim człowiekiem i niezależnie od wieku możemy się razem pobawić.


Dorota Blumczyńska

Jest psychologiem, ukończyła wrocławski SWPS, Studium Terapii Rodzin i liczne kursy z zakresu Rodzicielstwa Bliskości dla Profesjonalistów. Pracuje wspierając rodziców, specjalistów pracujących z dziećmi i placówki edukacyjne. Propaguje w Polsce rodzicielstwo przez zabawę. Prywatnie jest mamą dwójki dzieci, lubi spędzać czas w przyrodzie i poznawać ciekawe historie.

Autorka bloga by-byc.pl