Po to, żeby napić się z przyjaciółką po kieliszku wina i chichotać przez chwilę wspominając dawne miłości i wakacyjny kemping. Po to, żeby polatać po domu w samych majtkach i potańczyć wcześnie rano do ukochanej piosenki, takiej, której oni nie rozumieją i nie lubią.
Po to, żeby obejrzeć w domu film, którego przy nich nie mogłabyś obejrzeć, bo jest w nim dużo brzydkich słów albo bardzo ładnych obrazów, na które dla nich zdecydowanie za wcześnie, a dla ciebie jeszcze nie za późno.
Po to, żeby założyć coś innego niż dresy i tenisówki i pójść do teatru, żeby zobaczyć ulubioną sztukę.
Po to, żeby docenić siebie samą i wszystko, co codziennie robisz dla nich – dla swoich dzieci i zastanowić się w spokoju czy jesteś szczęśliwa.
Po to, żeby mieć całe łóżko dla siebie, a nie tulić się zmarznięta rano na samym jego brzegu, w bo w środku nocy ktoś postanowił, że w twojej sypialni śpi się zdecydowanie lepiej niż w dziecięcym pokoju.
Po to, żeby na koniec poczuć tęsknotę za moimi dziećmi i zrozumieć, że są najważniejsze na świecie. Ale ja też.