Go to content

„Stojąc po drugiej stronie, nie jest wcale łatwiej. Nie, nie jest, obie cierpicie tak samo, każda na swój sposób. Obie z jego powodu”

Photo by Andrei Lasc on Unsplash

Czasem spotykamy kogoś zupełnie obcego i wydaje nam się, że ta osoba jest tym kogo nieświadomie lub świadomie szukaliśmy przez całe życie. Jest naszym przeznaczeniem, naszym dopełnieniem, przy nim czujemy się sobą, nie musimy nic udawać lub udowadniać, w końcu możemy być sobą.

Znajomość się rozwija, spędzamy ze sobą coraz więcej czasu, poznajemy się i lubimy się coraz bardziej. Ta osoba zaczyna być dla nas nieodłącznym elementem naszego życia. Nie chodzi o to, że spędzamy z nią cały czas ale cały czas mamy ją w myślach. Myślimy o niej zaraz po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem. Ta osoba staje się naszym punktem odniesienia przy podejmowaniu decyzji, pytamy ją o radę, zwierzamy się i szukamy pocieszenia. Po jakimś czasie okazuje się że słowo „lubimy się” to zdecydowanie za mało by oddać to co czujemy.

W końcu któreś z nas (zwykle to bardziej odważne) mówi „kocham”. I okazuje się, że ta druga osoba czuje to samo i wtedy dopiero jest pięknie… Motylki w brzuchu i unoszenie się kilka centymetrów  ponad ziemią, uczucie że wszystko jest możliwe. Jest pięknie i nic się nie liczy. Nie ważne, że jest środek zimy bo w sercach mamy maj.

„Wszystko co dobre kiedyś się kończy, nic nie trwa wiecznie” . Kiedy emocje opadną, a w naszych żyłach przestają krążyć endorfiny zaczynamy zadawać sobie pytania: Czy to wszystko nie dzieje się za szybko? Czy to jest prawdziwe? Co będzie z nami dalej? Bo przecież on ma żonę i swoją rodzinę… I choć twierdzi, że nie jest z nią szczęśliwy, a jego małżeństwo jest fikcją już od lat, to nadal są razem. Pytam: Dlaczego? Po co? Odpowiada: Bo dzieci, majątek, rodzina, znajomi, szkoda tego niszczyć. No tak szkoda…Tylko co ze mną? Gdzie ja w tym wszystkim jestem?… Kim ja dla Ciebie jestem?…Odpowiada: Jesteś przyjaciółką mojej duszy. Na dowód jego uczucia dostajesz błyskotkę.

Super…Masz dość, wkurza Cię jego brak zdecydowania, jesteś zmęczona tym, że nie ma go przy Tobie kiedy go naprawdę potrzebujesz, tym że dzwoni tylko wtedy gdy jest sam i gdy może z Tobą rozmawiać. Masz go dla siebie tylko przez chwilę, gdy powie jej, że załatwia coś na mieście lub gdy wychodzi na dłuuugi spacer z psem. Kiedyś to wystarczyło. Było nawet romantycznie gdy tak wpadał na chwilę żeby przytulić i powiedzieć, że kocha i tęskni. Ale to było kiedyś. Już tego nie mówi.

Święta spędzasz sama, Sylwestra i kolejne święta też.…To nie tak miało być. Przecież się kochamy planujemy wspólną przyszłość. Znów pojawiają się pytania. Tym razem zaczynasz wątpić we wszystko, w to co sama czujesz i w szczerość jego uczuć. Zastanawiasz się nad sensem tego wszystkiego…i dochodzisz do bolesnego wniosku, że tego sensu brak. Nie jesteś już szczęśliwa bo uświadomiłaś sobie, że tkwisz w tym po uszy.

Jak się uwolnić, kiedy się nadal kocha i to tak bardzo, że aż boli? Nie da się… ale próbujesz. Wiec jest taki moment, w którym emocje sięgają zenitu i czara goryczy się przepełnia. Coś w Tobie pęka. Wyrzucasz z siebie to co czujesz, mówisz mu o wszystkim z nadzieją, że to coś zmieni. Jednak nie zmienia to niczego… Przepraszam – to jego jedyna odpowiedź. Zamykasz za nim drzwi i zaczyna się piekło.

Na początku jest odrętwienie, potem gdy wszystko do Ciebie dociera zaczyna się ból i płacz, kiedy kończą się łzy pozostaje Ci już tylko ból. Czujesz, że chcesz umrzeć ale nie możesz bo przecież masz dla kogo żyć, jest jeszcze Twoja rodzina, nie możesz im tego zrobić. Nie umarłaś, a szkoda bo to jeszcze nie koniec.

Od tej pory zamiast spotykać się z nim przy różnych okazjach przy których zwykle się spotykaliście zawodowo lub prywatnie, widujesz ją. Tak jego żonę, która chyba zaczyna się czegoś powoli domyślać i od tej pory wyręcza go w obowiązkach. Znacie się więc nie możesz udawać, że jej nie widzisz. Jesteś zmuszona do kontaktu z nią mimo że wiesz, że to może źle się skończyć. Nie ważne oby tylko się skończyło. W swej głupocie mimo wszystko starasz się odwrócić od siebie podejrzenia by chronić jego i jego rodzinę. Jednak sumienie masz spokojne bo przecież zapłaciłaś za ten romans wysoką cenę.

Poznajesz tę kobietę bliżej. Okazuje się, że nie jest taka zła. Tzn. taka, jak ją sobie wyobrażałaś na podstawie tego co on Ci o niej powiedział. Zaczynasz jej współczuć, bo sama dobrze wiesz jak to jest być oszukiwaną przez męża. Już to kiedyś przerobiłaś. I co? Stojąc po drugiej stronie, nie jest wcale łatwiej. Nie, nie jest, obie cierpicie tak samo, każda na swój sposób. Obie z jego powodu.

Jest dziwnie, czujesz się niezręcznie, ale starasz się uśmiechać i robić dobrą minę do złej gry. Bo to jest gra. Ona bacznie Cię obserwuje, zadaje pytania i sprawdza Twoje reakcje. Czasem powie coś o planach na rodzinne wakacje, innym razem o weekendzie ze znajomymi. A ty musisz udawać obojętność, kiedy w środku czujesz ból zazdrości.

Jego widujesz rzadko bo tak niby ma być łatwiej, w końcu sama tego chciałaś. Oboje cierpicie i wiecie, że jedynym sposobem na ukojenie tego bólu jest znów wtulić się w jego ramiona. Bo tylko przy nim czujesz się jak w domu, czujesz że nic złego Ci się nie stanie i wszystko znów jest możliwe.

Więc wracasz. Tym razem będzie inaczej. Wyznaczasz granice, ustalasz terminy, będziesz teraz wymagać bo chcesz być tego pewna. Pewna tego, że będziecie razem. Ale wszystko jest po staremu. On znów dostaje klucze do Twojego mieszkania, ty znów dostajesz jakąś błyskotkę i nadal karmi Cię pustymi słowami. Pilnując się by Ci niczego nie obiecać.

I tak mijają kolejne miesiące. Kochasz, ale czasem, nie czujesz się kochana. Czasem czujesz się kochana, ale wciąż czujesz się samotna. Żyjesz z dnia na dzień, przestajesz cieszyć się z życia bo nieustannie czekasz. Na to, że on w końcu odejdzie i będziecie mogli być razem. I wtedy będziesz mogła cieszyć się życiem. Ale on wciąż nie robi nic by od niej odejść. Mało tego stara się „zachowywać pozory” normalnych relacji, wszystko oczywiście dla dobra dzieci.

Ale kiedy słyszysz, jak ją pociesza przez telefon, gdy ty jesteś obok, coś w Tobie pęka. Już wiesz, że on od niej nie odejdzie. Bo jest jej niewolnikiem, kocha ją i nienawidzi zarazem. Klasyczny „syndrom sztokholmski”. Możesz kochać go najbardziej na świecie, ale i tak tego nie zmienisz.

W przypływie gniewu pytasz go, czy od niej odejdzie? Czy w ogóle ma taki zamiar? On mówi że tak, wiec pytasz kiedy? On mówi, że wkrótce. Nie przyjmujesz takiej odpowiedzi i pytasz o konkret. On milczy… Milczenie też jest odpowiedzią, odwracasz się w swoją stronę i znów czujesz ten ból, który tak dobrze znasz.

On po długiej chwili odpowiada, że potrzebuje ok. miesiąca na „pozałatwianie swoich spraw”. Wiesz ,że ten miesiąc niczego nie zmieni, bo znasz go dobrze i wiesz, jak jest, ale zgadzasz się i mówisz, że poczekasz pod jednym warunkiem, że przez ten miesiąc nie kontaktujecie się tak, jak do tej pory.

Mijają kolejne dni ciszy… jest dziwnie, cierpisz, ale jakby mniej. Wmawiasz sobie, że nie czekasz ale prawda jest taka, że wciąż czekasz. Czekasz na kontakt, choć nie chcesz odpisywać na wiadomości, czekasz na telefon choć nie odbierasz połączeń.

Zastanawiasz się co się dzieje teraz w jego życiu? Co się dzieje w jego głowie? Nie wiesz tego, bo on już od dawna Ci tego nie mówi. Kiedyś mówił Ci o wszystkim, a przynajmniej tak Ci się wydawało.

No właśnie może Ci się tylko wydaje, że go kochasz. Może gdybyś skończyła tę znajomość, zanim zdążyłaś się w nim tak zakochać, to teraz byłabyś szczęśliwa z kimś innym. Albo przynajmniej nie cierpiałabyś tak, jak teraz. Nie wiem co jest gorsze cierpieć z miłości czy z samotności?

Prawda jest taka, że długo byłaś sama i dawałaś sobie jakoś radę. Raz lepiej raz gorzej ale ogólnie było ok. Przestałaś sobie dawać radę kiedy spotkałaś jego. Był dla Ciebie oparciem, wypełnił życie czymś czego Ci brakowało.. poczucia bezpieczeństwa, poczucia przynależności do kogoś, wsparcia, opieki, pomocy, szacunku i zaufania. Zdejmował z Ciebie  Twoje troski i lęki, przy nim mogłaś odetchnąć i odpocząć od dźwigania codziennych problemów. Oswoił Cię na nowo jak „Mały Książe” Lisa. Zabawne jak niewiele trzeba dać człowiekowi bo go tak mocno do siebie przywiązać.

I tak mijają kolejne dni. Nie widujecie się, za to widujesz ją. Chwilami masz wrażenie, że ona o wszystkim wie ale nie wie co z tym zrobić. Jest jej zbyt głupio by zapytać Cię wprost. Jego pytała pewnie z milion razy, a on milion razy się wypierał. Czujesz się tak samo zażenowana jak ona. Obie jesteście oszukiwane i obie cierpicie.

Czasem zastanawiasz się jakby to było gdybyś jej powiedziała lub dowiedziałaby się od kogoś znajomego, który przypadkiem widziałby Was na mieście. Myślę, że rozpętałaby się burza, pewnie wyrzuciłaby go z domu zagroziła rozwodem i próbowała ograniczać kontakty z dzieckiem. On by tego nie mógł znieść i zrobiłby wszystko by wrócić do domu. Kajałby się i przepraszał, robiąc wszystko by wrócić do jej łask. A ona pewnie przyjęła by go z powrotem bo sama nie miałaby ochoty zmagać się z życiem w pojedynkę. Utrzymanie domu, działki, samochodów, opieka nad dziećmi, zwierzętami, praca to dość sporo jak dla jednej osoby. I tak dzięki tej „przygodzie” ich małżeństwo znów przeżyło by „odrodzenie”.

W innej rzeczywistości mogłoby to wyglądać tak, że ona się dowie, wścieknie się i karze mu odejść. Tylko co dalej? Powinnaś się cieszyć, że w końcu będzie wolny prawda? Ale niestety nie, bo przecież to ona zdecydowała za niego. To nie on wybrał Ciebie. On został postawiony przed faktem dokonanym. Więc z czego tu się cieszyć?

I tak mijają kolejne dni. Ból jakby słabnie, ale w głowie nadal kłębią się setki myśli. I jedno pytanie: Na co Ty czekasz, kobieto? Co on musi zrobić, żebyś przestała? Żebyś straciła nadzieję? Nie umiem odpowiedzieć, więc czekam nadal.

W ramach radzenia sobie z emocjami postanowiłam to napisać. W sumie nie wiem, czy ktoś to kiedyś przeczyta ale musiałam to z siebie wyrzucić.

M.