Go to content

„Pobieram wymaz na tego pieprzonego koronawirusa i proszę, aby poczekali na dalsze decyzje”

Newidzialny front
Female doctor preparing for operation in emergency room. She is wearing protective clothing.

– Jestem w środku tego piekła od początku – mówi Tomasz, lekarz, który od początku pandemii pracuje w szpitalu jednoimiennym. Kiedy tylko koronawirus dotarł do Polski, a pacjenci zaczęli trafiać do jego szpitala, zaczął pisać dziennik, z którego powstała książka „Niewidzialny front”.

 

Skierowania do szpitala są różne. W czasie pokoju zalewają nas przede wszystkim skierowania od lekarzy rodzinnych, często bzdurne, czasem napisane tak, że trudno odgadnąć, co autor miał na myśli. Na przykład drukowanie kilkunastu rozpoznań dziewięćdziesięciolatki z systemu komputerowego z dopiskiem „Cito!” bez jakiejkolwiek innej informacji.

Niektórzy lekarze znani nam z pieczątek na skierowaniach mają swoją renomę, a inni – antyrenomę. Są tacy, którzy rzadko kierują pacjentów do szpitala, zawsze z konkretnym problemem, i tacy, którzy odsyłają każdego z błahostką.

Jednakże przyjmując pacjenta, jesteśmy bogatsi o wiedzę na temat tego, co dany doktor podejrzewa lub co wybadał. W dobie COVID-u traci to na wartości, ponieważ pacjenci nie są badani. A czasami jest tak: „Pacjent wymaga hospitalizacji i nakłucia płynu mózgowo-rdzeniowego (PMR) z powodu podejrzenia neuroinfekcji” – specjalista chorób wewnętrznych.

Czytam skierowanie i nie wierzę, bo jest na nim adres naszego szpitala i oddziału zakaźnego – zapełnionego przecież przez dodatnich pacjentów z koronawirusem. Do każdej jednostki w województwie rozesłano rozporządzenia, gdzie kieruje się pacjentów z COVID-19 i żadnych innych przypadków.

Zbieram wywiad w okienku i dowiaduję się, że doktor z Gorczycy osobiście zbadał chorego i skierował tutaj.

– Proszę pana, ja oczywiście pana zbadam. Każdy przypadek neuroinfekcji wymaga hospitalizacji, czy to na oddziale zakaźnym, czy neurologicznym. Ale to jest szpital jednoimienny.

Tu leczymy zakażonych koronawirusem. Jeśli doktor podejrzewa neuroinfekcję, to powinien pana kierować na neurologię w Gorczycy. Jest tam też oddział buforowy, gdzie pacjenta się diagnozuje w oczekiwaniu na wynik testu na koronawirusa.

– Ale doktor powiedział, że tu wykonacie punkcję płynu mózgowo-rdzeniowego, bo macie oddział zakaźny. – Tak, tyle że to szpital do walki z pandemią, na oddziale zakaźnym od dawna nie ma miejsc. Nie wspominam, że po południu nie ma tam nawet zakaźnika (wciąż pracują tylko do 15.00). Zostaje personel pielęgniarski, lekarze są tylko pod telefonem, a w nagłej sytuacji z budynku obok może przyjść internista. Profil pacjentów zaś jest względnie lekki.

– A pan nie może wykonać tego badania? – pyta żona chorego.

– Na izbie zakaźnej nie możemy nawet krwi pobrać, a punkcję robiłem raz na studiach – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Postaram się państwu pomóc, najpierw jednak muszę pana zbadać.

Na izbę wchodzi postawny, dobrze zbudowany młody mężczyzna, wyższy i znacznie szerszy w barkach od mnie. Idzie nieco chwiejnym krokiem, splątany. Logicznie odpowiada na pytania, ale gubi wątki i przyznaje, że nie pamięta i „mu się miesza”.

Żona mówi, że od czterech dni odczuwa on ból głowy z niewielkimi okresami osłabienia po lekach przeciwbólowych. Do bólu wkrótce dołączyła gorączka do czterdziestu stopni, zbijana Pyralginą. Od trzech dni wymioty po posiłku. Dzisiaj również wziął Pyralginę. Na izbie przyjęć temperatura ciała w normie, pacjent ma przyśpieszoną akcję serca, około stu dwudziestu uderzeń na minutę. Gdy wyciąga ręce przed siebie widoczne wyraźne drżenie dłoni, a w próbie palec–nos drżenie zamiarowe pod koniec ruchu. Objaw karkowy ujemny, brak sztywności karku. Zaostrzoną próbę Romberga* przerywam w obawie przed upadkiem pacjenta. Siła mięśniowa zachowana symetrycznie. Poza tym nie wybadałem niczego niepokojącego, w moim bardzo okrojonym neurologicznym badaniu brak innych nieprawidłowości.

Odruchów nie sprawdzę, bo nie mam młotka neurologicznego… Wypytuję o alkohol, zaprzeczają. Od trzech dni pacjent nie je, ponieważ wymiotuje. Może to z osłabienia? Ewidentnie ma drobne zaburzenia neurologiczne. Utwierdzam się w przekonaniu, że pacjenta nie można odesłać do domu. Pobieram wymaz na tego pieprzonego koronawirusa i proszę, aby poczekali na dalsze decyzje.

Dzwonię na neurologię, nie mają miejsc, ale dziś jest tam mój ulubiony neurolog doktor Łyko. Nie dość, że niesamowicie rzetelny i sympatyczny, to jeszcze zawsze chętny do podzielenia się wiedzą z młodszym kolegą. Opowiadam mu o pacjencie i mówię, że chciałbym go wysłać na SOR. Proszę o ocenę neurologiczną, jednocześnie ubolewając nad brakiem miejsc na oddziale.

– Za chwilę będę mieć miejsce – przerywa mi. – Przekazałem pacjenta do innego szpitala, sala kończy się dekontaminować. Trzeba pacjenta zdiagnozować, zrobić TK głowy i punkcję. Niech doktor położy go na SOR-ze, żeby wykluczyć jakieś pilne rzeczy w głowie, a ja go potem przyjmę.

Kładę pacjenta na SOR, tam lekarz co prawda nie wybadał zaburzeń neurologicznych, ale cóż, i dla mnie były one subtelne i wątpliwe. Wykonano mu tomografię oraz nakłucie PMR i przyjęto go na obserwację na oddział neu- rologiczny.

Może ma COVID i gorączka oraz wymioty tak go osłabiły? – zastanawiam się. Przy koronawirusie dużo osób zgłasza silny i trwający wiele dni ból głowy. Dzwonię do doktora z neurologii dopytać o pacjenta. Zauważył opisywane przeze mnie drżenia, ale reszta rzeczy nie zwróciła jego uwagi.

– Takie drżenia mogą mieć różne przyczyny, płyn mózgowo-rdzeniowy był klarowny i czysty, więc zapalenie bakteryjne raczej odpada. Zobaczymy, co wyjdzie w badaniach.

– Dziękuję za pomoc, doktorze. Staram się nie przyjmować nikogo niepotrzebnie, ale w tym chłopaku coś mi się bardzo nie podoba. A może zbytnio się zasugerowałem skierowaniem? – rozważam. Nie lubię zawracać głowy bez powodu.

– Zawsze lepiej jest przyjąć i przebadać, choćby niepotrzebnie, niż pominąć coś ważnego. Bardzo dobrze doktor zrobił – uspokaja mnie.

Dalej myślę o tym pacjencie. Nikt nie lubi się mylić, ja szczególnie. Jedyna sytuacja, kiedy sprawia mi to przyjemność, to gdy moja pomyłka stanowi dobrą wiadomość dla pacjenta. Zapalenie opon mózgowych wymaga hospitalizacji i nie wyobrażam sobie odesłania pacjenta z takim podejrzeniem bez stuprocentowego przekonania, że zapalenia nie ma. Tu takiego przekonania nie miałem.

Jestem ciekaw, jak potoczyły się losy tego mężczyzny, więc na kolejnym dyżurze wracam do jego historii. Po otrzymaniu wszystkich wyników, w tym badania PMR, włączono do leczenia Heviran i rozpoznano wirusowe zapalenie opon mózgowych. Objawy bólowe i gorączka zaczęły stopniowo ustępować, stwierdzono niewielką sztywność karku. A jednak…

Nie znam lekarza, który skierował do nas pacjenta, ale mi zaimponował. Miałem jego sugestie na kartce, więc było mi łatwiej… Dobrze, że tego nie zbagatelizowaliśmy.

*Jest to modyfikacja próby Romberga ze stopami ustawionymi jedna za drugą i z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.

Fragment pochodzi z książki „Niewidzialny front” Tomasza Rezydenta, lekarza w trakcie specjalizacji z chorób wewnętrznych od marca br. zajmujący się leczeniem chorych zakażonych koronawirusem. Autor książki Niewidzialny Front, opisujący jak wygląda pandemia od środka systemu ochrony zdrowia.

Zapraszamy do polubienia i obserwowania strony autora!