Go to content

“Nie narzekaj, wstań i zrób coś więcej. Ja zdobyłam Kilimandżaro” O sile kobiety, która rodzi się po walce

Fot. Stowarzyszenie Kilimandżaro/Arch. prywatne

Wyobraź sobie taką sytuację, myślisz, że już nic cię w życiu nie czeka. Że jest nudno, smutno, męcząco. Albo zwyczajnie. Nie musisz przeżywać dramatów. Po prostu czujesz brak. To jedna opcja. Jest też druga– jesteś szczęśliwa, ale czujesz, że chciałabyś zrobić więcej. Niezależnie od tego, że masz partnera i fajną pracę, może dzieci.

Ale życie nie ma za bardzo sensu, gdy nie stawiasz sobie wyzwań. I twoje wyzwanie to nie może być (wciąż) nauczenie dziecka matematyki, jazdy na nartach, posprzątanie domu, kolejny szczebel w karierze. W końcu oszalejesz. Wiem co mówię.  Kilka lat temu byłam na takim etapie. Wtedy możesz się zapaść i pogrążyć albo wreszcie zrobić coś dla siebie. To od ciebie zależy, która drogę wybierzesz. Gdyby ktoś mi kilka lat temu powiedział: będziesz podróżować i spać w hostelach, w metalowym łóżku za 7 dolarów za noc, i to będzie luksus– nie uwierzyłabym. Nie uwierzyłabym, że będę spać w namiotach, bez łazienek– z dziesięcioma innymi kobietami, które jak ja postanowiły zdobyć Kilimandżaro, Ararat czy inny wulkan. Więc nie myśl, że życie nie jest zaskakujące – ono jest cholernie zaskakujące. Ale czasem musisz przestać czekać i po prostu zrobić coś sama.

Szukaj swojej góry do zdobycia

To naczelne hasło naszego Stowarzyszenia Kilimandżaro. Nie musisz od razu się wspinać. Dla jednej góra to Demavend w Iranie, dla innej nurkowanie nad Pacyfikiem, dla trzeciej psychoterapia, nauka języka czy szydełkowanie. Nie mów, że nie masz warunków. Jedna z nas, ofiara przemocy domowej, zapisała się na karate, wyprowadziła z domu.  Chociaż przez lata  mąż decydował czy może wyjść, pracować, których używać kosmetyków. Miała dość płaczu dzieci przez całą dobę. Powiedziała: moje dzieci będą miały silną matkę. Podniosła się.

Fot. Stowarzyszenie Kilimandżaro/ Arch. prywatne

Fot. Stowarzyszenie Kilimandżaro/ Arch. prywatne

Nie mów, że nie masz pieniędzy. Znam kobiety, które biorą dodatkowe zlecenia, kredyty, zapożyczają się, żeby zdobyć tę swoją „górę”. To nie kaprys. Jest motywacja– znajduje się reszta. Jedna z moich koleżanek, która ma gospodarstwo chodziła od domu do domu i sprzedawała jajka, żeby uzbierać na wyprawę. Tak bardzo jej zależało, żeby z nami iść.

Czasem pytają się nas? Dlaczego akurat wulkany? Po co na nie wchodzimy? Śmiejemy się: bo wulkan jest jak kobieta.

Ale przecież nie zaczęło się od gór. Spotkałyśmy się na szkoleniach aktywizujących kobiety 50 plus. Wiele z nas miało pracę, przez lata dobrze funkcjonowałyśmy, a potem katastrofa. Zwolnienia, upadające firmy. W w tym kraju kobiety po pięćdziesiątce nie mają możliwości. Może inaczej: rynek nie daje im możliwości. Musimy same je sobie znajdować. Ta „góra” to dla wielu z nas było na początku poszukanie dla siebie nowej drogi zawodowej, uniezależnienie się od męża, wyjście z domu, poczucia, że możemy.

W końcu prezeska i założycielka stowarzyszenia, Ewa, rzuciła: „A może tak naprawdę Kilimandżaro?”. Któraś zaoponowała: „Bądźmy racjonalne”. „Całe życie byłam racjonalna. Dość”. Więc zobacz, możesz wymyślić sobie co tylko chcesz. My tak zrobiłyśmy. W 2009 roku weszłyśmy na Kilimandżaro.

Wcześniej zaczęłyśmy regularnie ćwiczyć, biegać. Co czwartek spotykałyśmy się w klubie fitness, co weekend w warszawskim Kampinosie gdzie chodziłyśmy z kijkami. Zaczęłyśmy coś robić. Może ty też musisz coś zacząć?

Fot. Stowarzyszenie Kilimadżaro/ Arch. prywatne

Fot. Stowarzyszenie Kilimadżaro/ Arch. prywatne

Szukaj innych kobiet

W grupie raźniej. Inne kobiety są motywacją, inspiracją. Kiedyś kobiety spotykały się na wspólne szydełkowanie, pranie, cokolwiek. Nieświadomie stawały się dla siebie grupą wsparcia. Kobiety bez tego są uboższe. My nie tylko się razem wspinamy. Niedawno jedna z nas miała urodziny, zorganizowałyśmy jej  imprezę, kupiłyśmy piękną bieliznę, „przerabiałyśmy” ją. „No taka jesteś piękna, wydobądź to” przekonywałyśmy ją.

Cytat z naszej strony: „Zrzeszyłyśmy się na początku, by wspierać się w drodze na „własne życiowe Kilimandżaro”. Z kobiet prowadzących domu i wychowujących dzieci stałyśmy się osobami aktywnymi  zawodowo”. Nie wiem czy zrobiłybyśmy to bez siebie.

To wsparcie ważne jest też w górach. Uczysz się na czym polega prawdziwe poleganie na sobie. Nie tylko wtedy, gdy jest wygodnie, pasuje, ale gdy któraś jest w kryzysie. A w górach to normalność. Wschodu słońca nie widać, idziemy którąś godzinę, na wysokości nie możesz oddychać, dusisz się. Jedne znoszą to lepiej, drugie gorzej. Zdarzają się omdlenia, normalne jest to, że się wymiotuje, boli brzuch, głowa. Często te najsilniejsze okazują się na wysokości najsłabsze. Czarno na białym widzisz co ty potrafisz zrobić dla kogoś. Czy będziesz szła wolniej, męcząc się bardziej, by wspierać inną kobietę? Czy postawisz tylko na siebie, żeby wygrać? Wieczorem wymasujesz koleżance nogi, czy pójdziesz sama na kolację, bo umierasz z głodu.

Zawsze masz coś do dania  

Tego się tu uczymy. Koleżanka Agnieszka zna doskonale hiszpański. Podczas ostatniej wyprawy na Orizabę w Meksyku była naszym przewodnikiem. Ta wyprawa nie udałaby się gdyby nie ona.

Fot. Stowarzyszenie Kilimadżaro/ Arch. prywatne

Fot. Stowarzyszenie Kilimandżaro/ Arch. prywatne

Zawsze, gdy nowa kobieta trafia do naszego stowarzyszenia pytamy: co możesz nam dać. Nic wstydliwego i niestosownego w tym. Poznajesz swoją wartość, czujesz się potrzebna i nagle rozumiesz, że ty masz coś do dania– bo właśnie znasz języki, bo jesteś obrotna i znajdziesz sponsora, bo robisz piękne projekty graficzne. Czujesz moc.

Poznaj swoje ograniczenia

Wszystkie je mamy. Nie idziemy do przodu jeśli nie widzimy tych swoich ograniczeń, nie pracujemy nad nimi. Góry obnażają ograniczenia ciała, ale nie tylko przecież. Na początku jest jeden krok, jeden oddech, potem jeden krok, dwa oddechy, a potem robisz jeden krok i oddychasz osiem razy. A raczej próbujesz złapać powietrze. Zimno do szpiku kości. Pewnie, że chcesz się poddać. Ja, gdy wchodziłyśmy na Kilimandżaro, na wysokości 5600 metrów zaczęłam do siebie kląć: „czy ja, k…., zwariowałam? Czy ja tak lubię te góry, żeby tu włazić?”. Walczysz ze swoim ciałem.

Potem rozumiesz, że w życiu nieustannie natykasz się na swoje ograniczenia. Co z nimi robisz? Jak się zachowujesz?

Pokonaj ograniczenia 

Czy wiesz, że z kilkunasty tysięcy turystów, którzy co roku próbują wejść na Kilimandżaro szczyt zdobywa co szósty? Droga jest pokryta wulkanicznym płynem, dlatego idzie się w nocy, gdy pył jest jeszcze zamarznięty. Na Orizabę też dochodzą nie wszyscy. Dzień przed atakiem szczytowym siedziałyśmy w schronie ( taka baza). Widzę młodych, silnych mężczyzn. Oni już są dzień po wejściu. Myślę: Rany, jacy mocni faceci. Od przewodnika słyszę: ten nie wszedł, ten nie wszedł, ten też. Łapię się za głowę: to jak my mamy wejść?

Fot. Stowarzyszenie Kilimadżaro/ Arch. prywatne

Fot. Stowarzyszenie Kilimadżaro/ Arch. prywatne

Ale weszłam. Już wiedziałam: nie wolno patrzeć w górę. Szczyt wydaje się tak blisko, ale to tylko złudzenie. Patrzysz w górę– jesteś skończona. Patrz w ziemię, skupiaj się na każdym kroku. Masz drgawki, trzęsiesz się, czujesz każdy mięsień. Jedna z moich koleżanek na około 1000 metrów przed szczytem powiedziała: nie dam rady, idź. Wymiotowała, wcześniej zemdlała. „Zejdę z tobą, obiecałam” mówię. Choć widzę szczyt, mam tyle mocy. „Idź” mówi mocno ona. Sama się podnosi i powoli stawia kolejne kroki. Ostatnie kilka metrów wczołguje się. Na górze płaczemy, łzy lecą ciurkiem, choć gówno widać, odpoczywamy w jakiś ciemnościach. Ale ten wschód, który zobaczymy jest warty wszystkiego. „Boże, udało się”.

Uczysz się też czegoś o życiu: nie możesz się poddawać, czasem lepiej iść wolniej, ale dojść do celu, to normalne, że boli. Robisz wszystko dla tego wschodu. I satysfakcji. Czujesz moc. Ty nie dasz rady?


Tekst powstał na podstawie rozmowy z Elą Kosim ze Stowarzyszenia Kilimandżaro