Wiesz, jedziemy trochę na tym samym wózku. Obie cierpimy z powodu tej samej osoby. Tylko każda z nas inaczej. Ty cierpisz, bo choć robisz to wszystko dla niego, nigdy nie poczujesz się doceniona i nigdy nie odczujesz jego miłości. Taki już jest. Nie okaże wdzięczności za to, co od Ciebie dostaje. Zaufaj mi, gdybyś teraz się od niego odwróciła, choćby na moment, nie poczułabyś różnicy.
Ja tę jego miłość mam, ale też cierpię. Cierpię, bo kocham mężczyznę, który nie potrafi być w związku prawdziwym partnerem. Cierpię, bo widzę po tych dziesięciu latach związku, że on się już nigdy nie zmieni. Że został wychowany na egoistę, który bierze wszystko, ale oddaje bardzo nieudolnie. Na kogoś, kto jest zazdrosny o własne dziecko.
A jednak – ja mogę odejść. Ty nie. Moja sytuacja może ulec zmianie, mogę dokonać wyboru. Ty nigdy nie zdecydujesz się na to, byc odciąć tę toksyczną zależność. I współczuję Ci tego, że nie możesz się odwrócić i odejść. Że Twoje życie od lat kręci się wokół Twojego syna, że tak już pozostanie. Że Twoja relacja z mężem jest przez to niepełna, najeżona pretensjami. Jest tyle rzeczy, które chcę ci powiedzieć, ale powstrzymuję się, bo nie chcę Cię zranić. Chciałabym porozmawiać z Tobą szczerze, uścisnąć Cię, ostrzec, byś przestała sie tak zatracać w swoim bezgranicznym oddaniu synowi. Szkoda, że to się nigdy nie wydarzy. Póki co, żyj i pozwól żyć mi. Daj mi być żoną, nie matką dla twojego syna.