Go to content

Tych błędów w miłości już nie popełnię…

Fot. iStock/Prochkailo

Jaka ja byłam głupia, jaka ślepa… tak mogłaby się zaczynać ta opowieść, ale się nie zacznie. Nie skończy też się „…i żyli długo i szczęśliwie”. To opowieść zupełnie inna. Te wszystkie błędy, które popełniałam w miłości, zaprowadziły mnie dokądś. Czasem śmieję się, czasem płaczę – ale cieszę się, że jestem właśnie tu. Nawet, gdy myślę, że do szczęścia w miłości jeszcze daleka droga, wiem, że w pewnych miejscach nigdy się już nie znajdę. Bo najlepiej uczyć się życia żyjąc, a miłości – kochając… Tak, czasem kochając głupio i niemądrze.

Tych błędów w miłości już nie popełnię…

Nie będę myśleć, że moja miłość na wszystko „wystarczy”…

Nie będę, bo już tam byłam. Stałam w tej wodzie po kostki, po kolana i po pas… i wiem, że nawet, gdybym zanurzyła się po czubek własnej głowy i tak by nie wystarczyło. Wtedy nie chciałam tego wiedzieć, nawet mi to przez myśl nie przemknęło. Czy żałuję? Nigdy nie będę żałować, bo bez tego, nawet mając pięćdziesiąt lat nikomu bym nie uwierzyła. Jeśli tam byłaś, też to wiesz, jeśli nie – i tak mi nie uwierzysz. Są w naszym życiu takie emocje, którym nie da się nie ulec, które tworzą i niszczą równocześnie, ale przede wszystkim pokazują, jak cholernie mało i dużo zarazem może człowiek kochający.

Nie móc wszystkiego w miłości, nie móc w pojedynkę, nie mieć już jak walczyć – to ważne rozczarowanie, takie, które oswojone, daje siłę. Nie pozwól tylko by cie zatruło. Potem – tak, jest jakieś potem – sobie podziękujesz.

Wierzyłam, że z nami, będzie inaczej – że będziemy inni…

To jeden z najgorszych błędów, bo sama wiara nie wystarczy… Bo ona najmocniej przesłania nam rzeczywistość. Jest wymówką, strachem przed tym, co się zbliża. Aż pewnego dnia możesz obudzić się „tam” i będąc „nimi”. Tymi, których całe życie nie rozumiałaś, w miejscu, do którego przez całe życie nie chciałaś trafić. Nawet nie wiesz, jak i kiedy to się stało.

Myślałam, że miłość jest wieczna…

… a gdy raz uda ci się ją znaleźć i usidlić możesz się czuć bezpiecznie. Że to najtrudniejsze, poczuć to coś, wygrzebać z dna tego popapranego świata. A potem wystarczy już tylko pielęgnować. Voila, gotowe, happy end i konfetti.

Bullshit. Nic wieczne nie jest oprócz pokusy ulegania wizji tego co łatwiejsze, piękniejsze, lepsze. Lubimy mówić: miłość jest wieczna, tylko ludzie się zmieniają… Tak gładko zapominając, że ta miłość to ludzie. Że nie da się jej wlać do słoika i zostawić na potem, w lodówce, żeby się nie zepsuła. Szkoda.

Myślałam, że prawdziwa miłość (każda prawdziwa) jest warta każdej ceny…

Długo tak myślałam. I dojrzałość, i dorosłość z błędu mnie nie wyprowadziły. Dopiero dzieci pokazały mi, że niektóre miłości z innymi nigdy nie wygrają. Że odbywamy milion podróży, a mamy tylko jeden port. Takie miejsce, do którego zawsze prowadzi nas niewidzialna nić, nawet gdy kompas wskazuje zupełnie inną drogę. Może to dobrze, może źle… pewne jest tylko, to, że jest i będzie. I że prawdziwych miłości można mieć wiele, ale nigdy nie da się ich przeżywać sprawiedliwie i po równo. Trudno się z tym pogodzić.

Wierzyłam, że miłość zwycięży wszystko…

Miłość to wszystko czego potrzebujesz, a reszta zawsze się jakoś ułoży… Bo jak mogłoby być inaczej. Przecież tak bardzo kochamy. Kto to wszystko poskłada, sklei jak nie my, no kto? Ten wariant pomija tylko jeden, malutki i najważniejszy detal. Miłość – taka w prawdziwym świecie, to nie solówka na scenie, to nie monodram jednego aktora…

… nie chciałam widzieć, że nie da się kochać za dwoje, być za dwoje, być całym światem…

… bo czasem powiedzieć sobie, że czegoś nie można zrobić – to powiedzieć sobie „nie będę mieć życia, o którym marzyłam”… tyle, że te marzenia się ciągle zmieniają, nie sztuką jest wymyślić, tylko nie przegapić tych, po które możemy sięgnąć.

W miłości nie wszystko zależy tylko do ciebie. Gdy nie grasz w zespole, żadna miłość nie przetrwa i żadna nie skończy się dobrze, jeśli tego nie chcesz widzieć.

Wierzyłam, że miłość z natury jest dobra… i że zawsze jakaś na nas czeka

Ten błąd chcę popełniać w nieskończoność, zawsze. Chcę zawsze mieć w sobie choć krztynę naiwności, dziecięcej wiary, nadziei. Bo bez tego świat byłby smutny, cyniczny, zraniony swoją własną naturą. Bez tego – żadnej miłości nigdy by nie było.

Dziś, po tych wszystkich latach, nadal szukam miłości w miłości. Może znajdę ją tuż za rogiem w miłości nieco utraconej albo potknę się o nią na ulicy. A może wróci ta stara, zupełnie odmieniona?

Nie wiem:
– czy ją mam czy już ja straciłam,
– czy nie potrafię jej dostrzec, bo zmieniła się nie do poznania,
– czy leży na kanapie i czeka, aż znajdę czas by spokojnie obok niej usiąść.

Wiem tylko, że dziś bez moich błędów, nie miałabym tak wiele. Może byłabym już zbyt daleko by dać jakiejkolwiek miłości szansę się znaleźć, gdzieś na dworcu autobusowym w dziale rzeczy zaginionych. Czasem tak dobrze jest jeszcze nie wiedzieć i trochę pobłądzić – najważniejsze, to tylko swoich błędów nie żałować.