Go to content

Spakowałam się w 3 walizki i tak zostawiłam za sobą wszystko co dotychczas miałam. Skoczyłam na głęboką wodę, miałam tylko nadzieję, że potrafię w niej pływać

Fot. Pixabay / Tante Tati / CC0 Public Domain

Moja Historia ma w sumie dwa początki. Pierwszy miał miejsce 12 lat temu podczas wakacji.

Miałam wtedy 15 lat i pierwszy raz dostałam zgodę od moich rodziców na wyjazd z przyjaciółkami do babci jednej z nich. Piękna miejscowość uzdrowiskowa od razu przypadła mi do gustu. Zakochałam się w tym miejscu i już pierwszego dnia nie chciałam wracać do domu… nie myślałam, że urok tego miejsca nie będzie jedynym, który będzie chciał mnie tam zatrzymać.

I jego znajomych poznałam bardzo szybko, drugiego dnia po przyjeździe na imprezie. Ja – dotychczas cicha (nawet bardzo) dziewczyna od razu zwróciłam na niego uwagę. Wysoki niebieskooki blondyn… marzenie każdej nastolatki.Miał to coś co przykuwało wzrok nie tylko mój ale i wielu innych dziewczyn… czego nie dało się nie zauważyć. Jakby to opisać najprościej.. taki miejscowy „Don Żuan”.

Tego samego wieczoru nie uszło mojej uwadze, że tak jak  moje spojrzenie ciągle kierowało się w jego stronę … tak jego w moją również. Pewnie mnie wyśmiejecie jak napiszę „miłość od pierwszego wejrzenia”… ale tak właśnie z nami było. Następne dwa tygodnie były najlepszymi w moim życiu – licząc oczywiście czas do tamtego momentu. Pierwszy pocałunek, pierwsze chodzenie za rękę… i pierwsze „kocham” – pewnie się pospieszyliśmy ale chyba był to czas tak mocnego zauroczenia, że nie zwracaliśmy na to szczególnej uwagi. Pożegnanie było trudne.. ale obiecaliśmy sobie ciągły kontakt i spotkania.

Po pól roku ciągłych telefonów , smsów i listów coś we mnie pękło. A raczej pękało stopniowo – „To nie może się udać, dzieli nas 250 km..” myślałam. Miałam 15 lat i jedyne o czym według wszystkich dookoła powinnam była myśleć, to zdanie bardzo dobrze testów gimnazjalnych i dostanie się do dobrego liceum. „Jeszcze przyjdzie czas na chłopców” mówili… Kontakt się urwał.

Lata mijały a o M. myślałam coraz mniej. Skończyłam dobre liceum, poszłam na studia, poznałam tego (jak na tamten moment wydawało mi się ) jedynego.  Lubiłam samodzielność, szybko wyprowadziłam się od rodziców i zamieszkałam razem z moją ówczesną 'miłością’. Miałam plany na przyszłość :ślub i dziecko po trzydziestce. „Teraz mam czas na siebie.. na karierę” powtarzałam każdego dnia. Mimo, że miałam kogoś, „kochałam”, to czasem czułam się bardzo samotna. Nie tak jak kilka lat wcześniej…

W końcu dostałam dobrą pracę w korporacji  i zaczęłam realizować swoje cele. W związku było mi jakoś tak zwyczajnie… wygodnie.

Pewnego dnia siedząc w pracy nad miesięcznym raportem nagle mój komputer zaczął świrować – a ja razem z nim. Szybko wykręciłam numer do informatyków z centrali recytując błagalny tekst „Błagam! Pomóżcie”.  Po 5 minutach ktoś oddzwonił. „Cześć, podobno potrzebujesz pomocy… podaj IP zaraz zobaczę co da się zrobić”… A mnie wbiło w fotel… Ten głos… Skąd ja znam ten głos? Problem szybko został rozwiązany a ja przez kolejne 15 minut siedziałam osłupiała szukając w pamięci kogoś, kto mówił kiedyś do mnie w taki sam sposób. W międzyczasie dostałam maila „Czy to zbieżność nazwisk czy byłaś może w 2004 roku na wakacjach w Krynicy?  Pozdrawiam, Niezawodny Informatyk M.” Odpowiedź na moją zagadkę przyszła szybciej niż myślałam. „To on…” powtarzałam ciągle w głowie.  Odpisałam szybko tak jakbym bała się, że to sen, z którego zaraz się obudzę… „ Nie wydaje mi się. ..yyy tak…Co Ty robisz w Wawie?!„

To była nasza pierwsza wymiana meili po 9 latach. Przez kolejne dni, tygodnie, miesiące było ich mnóstwo, tak jak przegadanych godzin przez telefon.  Po pół roku przy okazji szkolenia w stolicy postanowiliśmy się spotkać. I możecie wierzyć czy nie.. Kiedy go zobaczyłam zdałam sobie sprawę z tego, że po nim, po tamtych wakacjach nigdy nie kochałam już patrzeć w niczyje oczy tak jak w jego.  Tamten weekend przegadaliśmy dosłownie cały. Zatrzymałam się w hotelu do którego nawet na chwilę nie dotarłam. Po 2 dniach wróciłam do domu i.. i czułam, że albo coś zmienię albo utkwię na tej mieliźnie, na której się znajdowałam już na zawsze. Mój związek to był kompletny niewypał. Byliśmy bardziej znajomymi niż parą. Z czasem nawet seks odszedł gdzieś na drugi ( a nawet chyba dziesiąty) plan. Kiedy opowiedziałam mu o M. była złość, ale to pierwsza okazana emocja od lat.. Trochę za późno.

Miesiąc później siedząc w pociągu planowałam co powiem przed zarządem prosząc  o zmianę oddziału na ten w Warszawie. Romanse w firmie były zakazane- jednoznacznie. Miałam w głowie setki kłamstw, które miałam im przedstawić.. a co zrobiłam kiedy dotarłam na spotkanie? Opowiedziałam całą prawdę. No.. może pomijając te pikantniejsze szczegóły naszej relacji. Decyzja padła szybko, usłyszałam tylko „Jak załatwi pani sprawy na Śląsku to zapraszamy”. WOW, szok, niedowierzanie! Może w rzeczywistości wcale nie są takimi gburami jak mi się wydawało?

Więc wróciłam, ogarnęłam na miejscu co miałam do ogarnięcia, spakowałam się w 3 walizki i tak zostawiłam za sobą wszystko co dotychczas miałam. Skoczyłam na głęboką wodę, miałam tylko nadzieję, że potrafię w niej pływać. Zaczynałam od zera – pod dachem u „obcego człowieka” , z którym nie rozmawiałam tyle lat…

Jak wygląda teraz moje życie? Codziennie rano ja w szpilkach a on w krawacie wychodzimy z NASZEGO mieszkania za rękę. Zawsze.

W lipcu wzięliśmy ślub w 11 rocznicę znajomości. A od 3 tygodni wiemy, że za  niecałe 8 miesięcy zostaniemy rodzicami. Tak, ja i dziecko przed trzydziestką… nie, nie oszalałam, tego właśnie chcę.  Przepraszam! Chcemy!

Może to brzmi jak scenariusz na kiepską komedię romantyczną z beznadziejnym happy endem… ale w życiu nie zawsze jest źle.

Chyba wiecie, kiedy mój drugi początek miał miejsce. Tak, w dniu kiedy mój komputer postanowił oszaleć a ja… ja przypomniałam sobie jak to jest kiedy serce bije. Nie, nie mocniej… kiedy bije tak, że je czujesz. Pierwszy raz od dawna.Czasem może i boli… ale jaki to przyjemny ból.

Agata Jastrzębska- Nowak


Akcja „Moja pierwsza miłość”

Pierwsza miłość jest wyjątkowa, to zauroczenie, motyle w brzuchu, ta szeptana na ucho przyjaciółki tajemnica. Niepewność, ciekawość i radość. Zakochując się po raz pierwszy mamy wrażenie, że unosimy się nad ziemią.

Luty to taki czas, kiedy na chwilę przystajemy w naszej miłości. Może dlatego, że nie obchodzimy Walentynek, a może właśnie dlatego, że je obchodzimy. Jedno jest pewne. W tym zimowy miesiącu o miłości myślimy bardziej niż zwykle. Dlatego  chciałybyśmy was zachęcić do wspomnienia waszej pierwszej miłości. Zakochania, zauroczenia. Odkurzenie w pamięci tych wyjątkowych chwil. To z pewnością są piękne historie.

Zapraszamy – włączcie się do naszej akcji „Pierwsza miłość”. Napiszcie do nas opisując swoją pierwszą miłość. My najciekawsze listy nagrodzimy i opublikujemy. Powspominajcie z nami <3

i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
ks. Jan Twardowski


 WEŹ UDZIAŁ W ZABAWIE TUTAJ (klik)