Go to content

Zdradzić czy nie, odejść czy zostać? Stały związek też jest wyborem

Fot. Pixabay / NGDPhotoworks / CC0 Public Domain

– Po co komu ślub? – prycha moja młodsza kuzynka.

– Nikomu po nic – stwierdzam krótko. Do szału doprowadzają mnie dyskusje na ten temat. Brać ślub, nie brać, związek ma szansę przetrwać, nie ma. Papierek psuje, naprawia. Aaaaa, ratunku, pomocy.  Kuzynka niech sobie myśli, co chce. Niech każdy sobie myśli, co chce? Czy miłość i związek to jest matematyka? Jedna stała? Jedna prawda? Aaaa. Nie jest.

Kocham też wszystkie moje koleżanki i ich opinie na temat małżeństwa. Szczególnie mojego. Wiadomo. „Powinnaś się rozwieść”, mówi koleżanka singielka. „Powinnaś walczyć o stałość”, mówi druga, ta po rozwodzie. Hmm, o ile sobie przypominam kilka lat temu, gdy sama się rozstawała, głośno krzyczała: „Życie jest jedno. Żyj!” Bardzo już jestem tym zmęczona – dlatego jakiś czas temu w ogóle przestałam radzić innym w sprawach dotyczących miłości. Przestałam słuchać (przepraszam wszystkie moje przyjaciółki oraz kobiety, które życzą mi dobrze), przestałam analizować cudze związki, wydawać opinie. „Och, ci są idealni. Daję im prawo do bycia razem”, „Nie, ci to dramat, koszmar koszmarów. Rozstanie poproszę od zaraz”. Nawet upojona dużą ilością alkoholu milczę. Milczenie jest święte – jak zawsze powtarza Mężczyzna Mojego Życia. Nie słuchajcie żadnych rad (no dobra za wielu) dotyczących miłości. Mądra przyjaciółka tylko was pyta. I słucha. A to wy same znajdujecie odpowiedź… nawet najbardziej szaloną z możliwych.

Ale tak cichutko, wieczorami przecież coś sobie myślę. O małżeństwie, stałości i jej braku. Bez krzyku: „nieeeee”  i bez „achów”, że to jedyne słuszne i prawdziwe. Żadna skrajna opinia nie jest prawdziwa – obiecuję. Bo dłuższy związek to naprawdę niezły lot….

WSZYSTKIE ZA

– ten moment, gdy ktoś, kogo kochasz, ci się oświadcza. Mówi, że tylko ty i na zawsze. A potem… drżą mu ręce, te kilka godzin przed ślubem i potem. Macie tę wymarzoną uroczystość, ty sukienkę i czujesz, że świat jest twój. Te parę momentów unoszenia się nad ziemią. Kochacie się na plaży nad ranem i ten seks jest USANKCJONOWANY. Taki krótki moment, gdy masz w życiu wszystko – i pożądanie, i stałość. Pewność i odlot. Rzadkie.

– budowanie domu. „Hej, wyobrażam sobie, jak kiedyś pijemy tu kawę”, mówi ona podziwiając mieszkanie na poddaszu.  Stan zero. Ale kupują to mieszkanie, pal licho, że kredyt. I  „wyobrażam” staję się „mam”.  Pachnie kawą.

– dziecko. Dla szczęśliwej mężatki są rzeczy pewne. Dziecko jest chciane, ciąża wymarzona, poród – w jakimś sensie – wspólny. Gdy ona zamyka oczy i wspomina poród, pamięta też miłość. Bo on ją łapał za rękę, gdy udawała, że nie boli i śmiała się do położnych: „halo, jest luz, mogę rodzić milion razy”. Bo powiedział szczerze: No sorry, nie wzrusza mnie ten poród. Bo był zmęczony. Bo poszedł. Ale pewność w miłości, to zgoda na odchodzenie. Gdy on cię naprawdę kocha– nigdy się nie boisz.

– dramaty. I poczucie, że z kimś je dzielisz. Bo jemu umiera tata, bo to i tamto. Bo twój choruje. Albo na odwrót. Albo mama. W dramatach poznaje się miłość. Gdy cierpisz z powodu straty i ktoś zostaje. Gdy odpowiada milion razy na to samo pytanie. Niezależnie od tego jak cierpisz. I jak żałosna jesteś, mało idealna. Albo on cierpi z powodu straty i ty wiesz – nie można się za wiele odzywać, trzeba być. Nawet, gdy to być oznacza rzeczy trudne. Czuwanie nad trumną w nocy, monologi  męczące, złe sny.

– zwyczajność.  Dzielisz ją z kimś, kłócicie się o rachunki, porządki, zasady. O rzeczy w lodówce, o dywan, o wodę – dobra ta czy inna. Pal licho o co. Kłócicie się o gówna. Ale on nigdy w złości nie mówi: „to koniec”. Bardziej mówi: „rozumiem”.

– seks. Bo on zna cię jak nikt, bo kocha, przebacza, bo macie do siebie kod. Choćby w łóżku. Choćby przez dziesięć minut.

– zrozumienie. Znasz rytm jego słów, wszystkie poglądy. Ta mina oznacza to, tamta co innego. Jakby to nie było obce – jest jego. Ty uczysz się rozumieć. I słuchać.

WSZYSTKIE PRZECIW

Widzicie, ich chyba nie ma. To nieprawda, że nie można mieć kochanka, że kończy się wolność, że rezygnacja. Człowiek zawsze dąży do wolności. Niestety. Wybiera. Prędzej czy później większość z nas dobrze, część z nas stanie przed wyborem: „zdradzić czy nie”, „odejść czy zostać”. I niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiemy, poniesiemy jej konsekwencje.

Piękną rzecz powiedziała mi kilka lat temu pewna terapeutka. Siedziałam przed nią rozwalona na milion kawałków, w histerii słowa: „czuję”. Odpowiedziała:

„Hej, spójrz na mnie… Nie czujesz – decydujesz. Życie to nie teatr, nie wiatr, nie żywioł. To decyzja. I wybór”.

Stały związek też jest wyborem. Wybierz dobrze:)