Go to content

Tyran? A może kochanek idealny? „Byłam otwarta na jego fantazje. I tu zaczął się mój dramat”

Dużo mówi się o tym, jak ważny w związku jest seks. Ja, jeszcze kilka lat temu nie przykładałam do niego aż takiej wagi. Wszystko zmienił mój mąż, który, dla odmiany, zawsze powtarzał, że bez dobrego seksu nie da się utrzymać związku. Wpatrzona byłam w niego jak w obrazek i traktowałam go jak nauczyciela. Pewnie dlatego, że dzieli nas aż 15 lat różnicy. Więcej doświadczył, miał wcześniej kilka partnerek, znał się na życiu i związkach. Ja byłam młodą, kobietą, która bardzo pragnęła miłości i rodziny. Dopiero poznawałam siebie i odkrywałam swoje potrzeby. Seksualne również. 

Nie byłam dziewicą kiedy się poznaliśmy. Bo i która 25-latka jest dziś dziewicą? Jestem pokoleniem, gdzie dostęp do Internetu pozwalał zgłębiać arkana sztuki miłosnej już w wieku nastoletnim. Wiedziałam więc, jakie rzeczy robi się w łóżku. Można przecież powiedzieć, że istnieje pewien zbiór standardów, takie absolutne minimum, które kobieta powinna w łóżku robić. Seks oralny, seksowna bielizna i otwartość na nowe – tego byłam świadoma. Często bliżej mi jednak było sercem do seksu landrynkowego, uroczego, romantycznego, wzniosłego. Dlatego tak bardzo szukałam miłości. Tej prawdziwej. Bo sądziłam, że z takiego uczucia bierze się to, co pokazują w scenach erotycznych – namiętne pocałunki, pot, pasja, akceptacja swojego ciała.

Robert niewątpliwie ma w sobie pasję. Gdybym miała określić go jednym słowem, powiedziałabym, że jest samcem alfa. Władczy, męski, pewny siebie. Zabawne, ale na początku w łóżku był zupełnie inny. Pamiętam nasz pierwszy seks. Stresował się, jak też. Było dość drętwo. Ale przecież to normalne, gdy ludzie są ze sobą tak blisko po raz pierwszy. Tak sobie to tłumaczyłam.

Potem było już normalnie, zwyczajnie, klasycznie. W miarę regularny seks, praca, obowiązki domowe, ślub. Dzieci jeszcze nie mamy. Może to i lepiej.

Bo teraz nie wiem, czy przez te kilka ostatnich lat tak bardzo się zmienił, czy może wtedy udawał. A może źle wykorzystaliśmy te wszystkie rady, jak na powrót rozpalić ogień w sypialni? Że rutyna jest beee, więc trzeba wprowadzać nowe sztuczki, fantazje, stroje, gadżety?

Utkwiło mi w pamięci to, co przeczytałam kilka lat temu w jakimś poradniku. Że w seksie najważniejsza jest świadomość własnych potrzeb i otwartość na potrzeby drugiej osoby. Tego pierwszego mi brakowało, tego drugiego miałam pod dostatkiem. Otwartość wynikała z miłości. Kiedy kogoś kochasz, chcesz sprawić mu przyjemność.

Niestety, nawet swoim kosztem. I tu zaczyna się mój osobisty dramat.

Strona 1 z 2

Czytaj dalej…

Fot. iStock/bee32

1/1 Tyran? A może kochanek idealny? "Byłam otwarta na jego fantazje. I tu zaczął się mój dramat"

Zwykły seks szybko się Robertowi znudził. Nie ukrywam, że często przebiegał tak samo. Gra wstępna z tymi samymi pieszczotami, ja w jednym z pięciu seksownych kompletów bielizny, świece, potem kilka standardowych pozycji, seks oralny. Nie mogę powiedzieć, że było byle jak. Ja byłam szczęśliwa i spełniona. Zdarzały nam się szybkie numerki w samochodzie, ale zawsze z jego inicjatywy. Po około dwóch latach zaczął powoli mówić o swoich fantazjach.

Nie wiem, czy bardziej byłam zadowolona, że tak otwarcie ze mną rozmawia, czy może przerażona tym, o czym do mnie mówił.

Chciał wprowadzić trochę pikanterii. Zbiegło się to z szałem na Greya, więc domyślałam się, o co może mu chodzić. Dopiero w praktyce zorientowałam się, że Grey to był taki wampir bez zębów. Zgodziłam się, że mnie zaskoczy. Właściwie nic nie ustaliliśmy. Byłam podekscytowana, kiedy mnie rozbierał. Nie wiedziałam i nie przeczuwałam, co się wydarzy. Miałam związane oczy. Całował mnie po całym ciele, podobało mi się. Rzucił mnie na łóżko. Pamiętam, że uderzyłam się w kostkę.

Potem przywiązał do łóżka. Poszedł gdzieś. Wrócił po kilkunastu minutach. Byłam podekscytowana, czekałam. Coś na mnie wylał. Chyba wodę. To był moment, w którym czułam się nieswojo. Ale przecież był moim mężem. Cóż mógłby mi zrobić? Zaczął mnie wyzywać od szm*t, kur*w, dzi*ek. Nigdy wcześniej nawet nie słyszałam takich słów z jego ust. Zaczął mnie czymś uderzać po udach. Kazał mi samej mówić o sobie tak, jak on. Pytał, kim jestem. Odpowiadałam, że kur*ą. Byłam przerażona.

Zaczął mi wkładać palce, prawie całą dłoń. Płakałam. To jeszcze bardziej go podnieciło. Kilka razy dostałam w twarz, ściskał mnie za brodę, ciągnął za włosy. W głowie miałam tylko moment, w którym to wszystko się skończy. I skończyło się. Gdy doszedł, rozwiązał ten szalik, którym mnie przywiązał. Położył się obok mnie, zaczął mówić, że jestem cudowna, że świetnie się wczułam w rolę, że bardzo mnie kocha i że cieszy się, że może ze mną spełniać swoje fantazję.

Coś we mnie tego dnia pękło. Nie zostałam zgwałcona. Przecież się zgodziłam.

Coś też zmieniło się w naszym związku, bo już nigdy później nie uprawialiśmy normalnego seksu. Takiego jak kiedyś. Jest tylko gorzej, brutalniej, mocniej, częściej.

Poza sypialnią nigdy mnie nie uderzył. Nigdy nie wyzwał. Jest dobrym, kochającym partnerem. Boję się, że jeśli powiem mu, że taki seks mi nie odpowiada, że przeraża mnie, kim się stanie, on ode mnie odejdzie. Albo co gorsze, znajdzie sobie kochankę.

Piszę ten list, ponieważ zagląda tu wiele kobiet. Wierzę, że niektóre z nim mają podobny problem. Jak go rozwiązać? A może to ja powinnam się zmienić?