Go to content

Samotność niesamotna… Wierzę, że ktoś się jeszcze pojawi. W moim sercu jest miejsce

Fot. iStock/Szepy

– Tęsknisz czasem za byciem z mężczyzną? – pyta mnie mój znajomy, który od lat jest kawalerem.

– Chyba tak, ale tylko czasem – odpowiadam i zastanawiam się jak jest z tą tęsknotą.

Bywają chwile, wieczory, weekendy, kiedy rzeczywiście tak bardzo nie chcę być sama. Kiedy marzeniem jest przytulić się do męskiego ramienia, a raczej być przytuloną i tak sobie trwać bezpiecznie. Bywają noce, kiedy chciałabym ogrzać o kogoś zmarznięte stopy – o matko! Te noce dopiero przede mną, wszak póki co jest lato i potrzeba ciepła na szczęście  mniejsza. Ale za to pachnące wieczory, wypełnione magią dźwięków grających świerszczy, ciepłe i tak piekielnie romantyczne, same w sobie budzą naturalną potrzebę bliskości i intymności.  Więc chyba już lepsze te zimne noce i poranki – wszystkie tęsknoty można pokonać zakładając skarpetki i ciepłą flanelową piżamę.

No właśnie, mogę sobie spać, w czym tylko mi się podoba i w misie piżamę też posiadam. Nie przejmuję się zbytnio swoim wyglądem o poranku, a bywa on ostatnio coraz bardziej zaskakujący. Ale co tam – nikt mnie nie ogląda, dom śpi. Poprawiam włosy próbując im nadać jakiś ludzki kształt, ziewam i powoli docieram do kuchni. Przed spiżarnią spotykam kudłate towarzystwo wpatrzone wymownie w drzwi. „ Po prostu je otwórz… najpierw drzwi, a później puszkę” – taki jest jasny przekaz. Zanim jednak nakarmię kocią rodzinę, pokonam sen nastolatka i namówię, by powitał dzień nieco wcześniej niż w południe, pojawia się on. On bez względu na to, jak mało powabna jest moja piżama i powłoka cielesna, zawsze sika na mój widok. Ciekawa jestem, czy jakiś facet tak właśnie na was reagował? Na mnie tylko mój pies.

W każdym razie lubię te swoje „samotne” poranki, z kubkiem kawy, której nikt mi nie przyniósł do łóżka – ile wtedy ominęłoby mnie atrakcji na korytarzach własnego domu! Siadam z tą kawą i cieszę się faktem, że salon zastaję w takim stanie, jak go opuściłam wieczorem, bez porozwalanych gazet i innych szpargałów, że w łazience na podłodze panuje ład, bo syn buduje stosy z ubrań jedynie w swoim pokoju, że nie słyszę ciężkich kroków na deskach wydeptanych w złości w poszukiwaniu czegoś, co „ten ktoś” położył nie wiadomo gdzie i teraz piekli się od rana. Mam spokój, a spokój w pewnym momencie życia, to bardzo cenne zjawisko.

No dobra – z tym spokojem to trochę przesada. Zdarza się, że wrzeszczę w poczuciu bezsilności i wtedy doceniam, że od sąsiadów oddziela mnie nie tylko płot, ale także fosa w postaci rowu i jeszcze szutrowy dukt. Jestem zupełnie niedoskonałą matką, a on jest maksymalnie denerwującym dzieckiem – czyli jesteśmy normalni na ten moment jego i mojego życia. I chociaż kłócimy się straszliwie, to zawsze do siebie wracamy – to jest miłość bezwarunkowa i najcenniejsza.

W mojej „samotności” zaraz po tej miłości jest jeszcze jedna. Wypełnia ją mnóstwo śmiechu, jest bezpieczna i bez niej nie potrafiłabym istnieć. Każda kobieta zasługuje na to, żeby mieć chociaż jedną bliską przyjaciółkę, która wesprze ją zawsze, o każdej porze dnia i nocy. Macie kogoś takiego wokół siebie?  Ja mam, najlepsze na świecie, w tym – jedną, jak siostrę.  Bez nich po prostu wyraz „samotność” musiałabym pisać bez cudzysłowu.

Moja A, chociaż mieszka tak daleko, zawsze jest blisko. Mogę popełniać błędy w życiu, mogę się miotać i co gorsza trwać w głupocie, a ona spokojnie powie: – Nie popieram, ale akceptuję. A później wysłucha po raz kolejny tej samej historii i setny raz powie: – On na ciebie nie zasługuje. To sk*rwiel i dupek. Na ciebie czeka wszystko, co najlepsze, a teraz dasz radę, jak zwykle. Moja A kilka dni później zadzwoni i powie: – Czy nas coś opętało, na stare lata? I będziemy śmiały się do łez, bo oto popełnia te same bzdury, co ja. Moja A napisze wiadomość: „Kocham cię” tak po prostu, bo przeczytała mój tekst i znalazła w nim tyle „mnie”.

„Hej Lalunia! Rowery dzisiaj?” – To moja J. na messangerze, od rana. Na rowery czasem pójdziemy, a czasem nie, bo utkniemy na kanapie.  Ale, kiedy w głowie mamy mentlik, to zawsze idziemy na spacer. Maszerujemy 6, 12 km i wszystko przegadujemy od początku, od punktu wyjścia, który już dawno powinien zostać zamknięty. Zapominamy na chwilę, że jesteśmy mamami, klniemy okropnie i dużo się śmiejemy – zawsze. Ja mówię: – Chyba się zabiję, rzucę z okna sypialni.  J odpowiada: – Masz parterowy dom. Naprawdę nie wiem, jak to dłużej zniosę.

Ale J. zawsze wszystko znosi. Więc dalej rozmawiamy o utraconych miłościach, o bezsensownych romansach, o wielkich planach i małych krokach, ku ich realizacji. A później ona powie: – Przynieś tu koc i śpij na kanapie, obok, bo ta noc jakaś straszna. No i rzeczywiście straszna ta noc, przemykamy się do furtki wyciągamy kluczyk i uciekamy do domu. Straszna ta noc, bo pies nawet nie chce wyjść do ogrodu.

– Wiesz, nie jestem gotowa na żaden związek, chyba wybieram „samotność” – mówi zakopana pod kocem J..

– Jesteś, przekonasz się,  jak przyjdzie – odpowiadam i dodaję – tylko to musi być prawdziwa miłość.

A ona spokojnie zasypia przywalona… moim psem i otumaniona dymem z szałwii, który ma przegonić złe duchy i złe pomysły.

To niezawodny sposób M. na oczyszczenie atmosfery. M. znalazła też sposób na walkę z kamyczkami w przydomowym trawniku. Nie wiem, co ją ostatnio napadło, ale w kółko tylko te kamyczki! Czyści, segreguje i układa. Myślę, że jeśli jeszcze raz usłyszę o cholernym żwirku, to nie wytrzymam. Prawda jest jednak taka, że M jest jedną z mądrzejszych kobiet, jakie znam.  M. jest dobra i ciepła, ma mnóstwo empatii i tak mało wiary w siebie. Jest naprawdę wzorową matką i wielce wyrozumiałą żoną. Podziwiam ją, ale bywa, że nie rozumiem, jak może pozwalać sobie na wszystkie humory męża. Ale M. jest po prostu mądrą kobietą… i być może najsilniejszą z nas wszystkich, tylko sama o tym nie wie.

– A ty tęsknisz za życiem z kobietą? – pytam mojego znajomego.

– Brakuje mi fizyczności kobiety, ale długo jestem sam, przywykłem i lubię ten stan. Widzisz, jesteśmy do siebie podobni – mówi.

– Nie. Nie jesteśmy. Ja wierzę, że ktoś się jeszcze pojawi, bo w moim sercu nadal jest miejsce na wiele rodzajów miłości.

Ważne jest tylko to, żeby ta miłość, która pojawi się zupełnie nowa, lub wróci utracona nigdy nie wyparła i zdominowała wszystkiego, co sprawia, że „samotność” piszecie w cudzysłowie.