Go to content

Rozwód? Rzadko bywa łatwy i przyjemny. Ale jak już się zdecydujesz, musisz wiedzieć, co robić

Fot. iStock / stephanie phillips

„Rozwodzę się” – podejmujesz decyzję i… nie masz pojęcia co robić dalej. Bo pozew, bo prawnik, bo opieka nad dziećmi, alimenty, majątek. A co, jak jeszcze chcę orzekania o winie? Kiedyś rozmawiałam z kobietą, która powiedziała, że po dwóch latach walki z mężem podczas rozwodu, chciała do niego wrócić. Nie miała już siły…

Ewa Raczyńska: Co mówisz kobietom, które chcą się rozwieść?

Dorota Wollenszleger: Mówię: „Obojętnie jak dobrze nie wyglądałoby twoje małżeństwo, do jakich porozumień byście nie doszli przed rozwodem, to zawsze wyobraź sobie twojego męża w wydaniu najgorszym z możliwych. Tylko tak przygotujesz się na wszystkie możliwe przykrości, które cię spotkają”. Niestety w 90% przypadków to się sprawdza.

W twoim się sprawdziło?

Mój rozwód ciągnął się przez pięć lat. Byliśmy dobrym małżeństwem. Pamiętam, jak dostałam od męża teleskop, wiedział, ze interesowałam się gwiazdami, przy teleskopie karteczka: „Nie mogę tobie podarować gwiazdki z nieba, to chociaż popatrz sobie na nie z bliska”, kiedy dostałam biżuterię z granatem, mówił, że ma nadzieję, ze będę nosić, bo pasuje do mojego wybuchowego temperamentu. Gdy byłam w ciąży biegał do sklepu, masował stopy, przykrywał kocem. Przy rozwodzie – okazało się, że nie znam tego człowieka zupełnie, nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Okradł mnie z ostatniej namiastki luksusu – ukradł mi spod mojej pracy samochód, choć jemu zostało duże wypasione auto. Nawet na to się połasił wiedząc, że nie będę miała jak dojechać do pracy, jak odwieźć dzieci do szkoły. Jeszcze w tym dniu doznałam kontuzji kolana… To tak, jak wszystko ci się wali, to naprawdę wszystko. W trakcie rozwodu spotkało mnie także porwanie rodzicielskie. Przez trzy tygodnie nie wiedziałam starszej córki, miałam z nią ograniczony, bo kontrolowany przez byłego męża kontakt, który mówił jej: „Powiedz mamie, jak to jest mieszkać z jednym rodzicem”, a to przecież nie ja odeszłam…

Dlaczego się rozwiedliście?

Zachorowałam na nieuleczalną chorobę – stwardnienie rozsiane. Na szczęście mnie ta choroba oszczędza, poza jednym incydentem w szpitalu kilka lat temu nic się nie dzieje. Ale mój mąż się przestraszył, zmienił się o 180 stopni. Kompletnie sobie z tą sytuacją nie radził, chyba szukał powodu, by odejść.  W pewnym momencie sama tę atmosferę podsycałam, bo chciałam, by w końcu wybuchło to, co się nazbierało między nami. I tak on podjął decyzję, że odchodzi. Byłam zaskoczona, bo myślałam, że jednak będzie chciał zawalczyć pójść na terapię… Teraz wiem, że pewnie po roku półtora sama bym odeszła. Przestałam lubić siebie, a przecież tylko siebie mamy i kto miałby mnie lubić, jeśli nie ja sama.

Dzisiaj pomagasz innym kobietom przy rozwodach.

To był przypadek. W telewizji śniadaniowej usłyszałam rozmowę o firmie „Kobieta i Rozwód”, o tym, jak kobiety potrzebują wsparcia przy rozwodach i pomyślałam sobie, że chciałabym pomóc innym kobietom, podzielić się swoim doświadczeniem. Napisałam do warszawskiej siedziby firmy z propozycją utworzenia filii w Gdańsku. Pomysł został przyjęty i dlatego dzisiaj rozmawiamy.

Pracujemy zespołowo, zajmujemy się klientkami kompleksowo, mamy prawników, psychologów, mediatorów, detektywów. Sama wiem, kiedy był mi potrzebny psycholog, to szukałam, dowiadywałam się, do którego najlepiej trafić, a to jest zawsze trudne. A przecież dowody w sądzie to podstawa, a gdy zetkniemy się z niekompetentną osobę, to odbiera nam jeszcze bardziej siły i energię do walki w sądzie. Zebrałam zespół ludzi, z którymi sama chciałabym współpracować przy swoim rozwodzie. Prawników, którzy nie tylko są profesjonalistami, ale też są bardzo empatyczni. Bo tego mi osobiście podczas mojego rozwodu bardzo brakowało. Miałam swojego pełnomocnika, ale z jego strony żadnego zrozumienia. Czułam się w trakcie rozwodu bardzo osamotniona. Tego osamotnienia kobiety bardzo często doświadczają.

Chciałabym jednak podkreślić, że podejmujemy się tylko i wyłącznie takich spraw, kiedy kobieta jest pewna swojej decyzji, jeśli ma jakikolwiek cień wątpliwości, dajemy jej czas. Możemy podpisać umowę, ale nie działamy, czekamy aż do nas wróci upewniona w swojej decyzji. Jest bardzo wiele warunków, które trzeba wziąć pod uwagę – majątek, dzieci. My pokazujemy drogi, które kobieta może wybrać, opowiadamy jak wygląda proces przy rozwodzie z orzekaniem o winie, z podziałem majątku z ustalaniem opieki nad dziećmi. Ale decyzja ostateczna należy do niej

Jakie błędy najczęściej popełniają kobiety?

Po pierwsze myślą tak, jak ja na początku. Mój rozwód był rozwodem o pietruszkę. Miałam ambicję na rozwód o orzekaniu o winie, a skończyło się tak, jak zazwyczaj się kończy, bo chciałam łagodnie, szybko to wszystko zakończyć. Okazało się jednak, że mój były mąż miał zupełnie inną od mojej wizję naszego rozstania. Czułam się nieustannie atakowana, on był w ciągłym natarciu i przez swoją postawę ciągał mnie po wszystkich sądach.

Dzieje się tak, bo nam kobietom wydaje się, że jeśli pójdziemy na więcej ustępstw, im mniej będziemy wymagały od tego byłego męża, tym szybciej ten cały rozwód się skończy. Nie ma nic bardziej mylnego. Wiem to na własnym przykładzie, im bardziej ja byłam spolegliwa, tym on bardziej atakował. Były mąż myślał, że to moje wycofanie nie wynika z chęci osiągnięcia porozumienia, tylko, z mojej słabości. Dla niego to był sygnał, by mnie atakować.

I my pokazujemy, jak nie zaostrzać sytuacji od początku, ale też jak się najlepiej przygotować, by w razie trudności (które prędzej czy później przyjdą) móc się spokojnie wybronić i postawić swoje warunki.

Mówimy kobietom, kiedy należy powiedzieć dość, nie iść już na więcej ustępstw, bo te zaczynają być dla niej lub dla dzieci szkodliwe. I w momencie, gdy pokazujemy brak zgody na kolejne kompromisy i zebrane asy w rękawie, to mężczyzna nagle pokornieje i chce rozmawiać. A my przestajemy być tą szarą myszką, której można wcisnąć każdy kit i szybko się z nią rozwieść. Kiedy zaczynamy stawiać konkretne warunki, oni zaczynają się z nami liczyć, zauważać nas. Już nie ma „musisz to podpisać”, tylko jest „przemyślmy to”.

Dlaczego się rozwodzimy?

Z różnych powodów, choć mianownik bywa podobny. Trafiają do mnie kobiety tkwiące w związkach przemocowych. Im jest bardzo trudno w ogóle podjąć decyzję, a co dopiero zacząć działać. Piszą do mnie maila, rozmawiamy na Facebooku, a gdy nabierają do mnie zaufania – przychodzą. Czasami mówią: „A lepiej nie, dam jakoś radę” – wtedy mówię, że owszem, da radę, bo my kobiety jesteśmy twarde. Tylko co z dziećmi? W takim przypadku to dzieci są główną motywacją.

Miałam klientkę, której wszyscy wokół mówili, że wymyśla, że rozwód to jej widzimisię, bo przecież jest w dobrym związku – on nie bije, pije. Ale kiedy wyjechała z parą znajomych o podobnym małżeńskim stażu i zobaczyła, jaka jest między nimi jest czułość, jak dbają o siebie nawzajem –  przyniosą sobie herbatę, przykryją kocem, zrozumiała, że ona nie chce takiego zimnego związku, w którym tkwi. Nie chce, by dzieci powieliły jej schemat nieszczęśliwego małżeństwa, w którym zabrakło miłości.

Miałam też taką sytuację – para nie rozwiodła się ze względu na dzieci, bo to społecznie nie byłoby dobrze widziane. On nie mieszkał z nimi, a ona była wiecznie czekają, czy ten mąż przyjdzie, czy nie.  Kiedy doszło do rozwodu, który dla kobiety najczęściej jest porażką, ta kobieta usłyszała jeszcze od swojego syna: „Mamo zobacz, co ty mi z życia zrobiłaś, ja nawet nie wiem, jak powinien wyglądać normalny związek”… Dla dobra dzieci nie warto ciągnąć takich małżeństw. Szczęśliwa mama, to szczęśliwe dzieci, a my jesteśmy szczęśliwie w dobrych związkach. Z tego co ja obserwuję, to małżeństwa najczęściej działają dobrze logistycznie, może nie być już tam jakiegoś wielkiego uczucia, wielkich emocji, te relacje są już bardziej oziębłe, a oni spełniają się dobrze jako partnerzy. Ale to też przestaje wystarczać kobietom, to też jedna z przyczyn, dla których decydują się na odejście, nie wystarcza im życie w codziennej rutynie. Chcą miłości i czułości.

Mówisz, że rozwód to porażka. Często kobiety tak myślą?

Przychodzą do mnie panie, które mają niesamowity potencjał, są piękne i mądre, a doświadczyły od swojego męża tyle przykrości… I taka kobieta zawsze winę za rozpad małżeństwa bierze na siebie. Tłumaczy, że być może ona popełniła jakiś błąd, być może coś zrobiła, nawet wtedy gdy są ofiarami przemocy.

Bardzo często na samo wspomnienie małżeństwa reagują bardzo emocjonalnie, jest w nich żal, mają poczucie porażki, wielkiej straty. Ale w momencie, kiedy zaczynamy działać, przygotowywać się do rozwodu, to widać, że związek, nad utratą którego tak ubolewają, był tylko ich wyobrażeniem, że już od dawna nic dobrego się w nim nie działo.

Dla mnie sukcesem jest, kiedy taka kobieta wychodzi od mnie choć trochę uśmiechnięta, podniesiona na duchu. Moje klientki wiedzą że mogą do mnie zadzwonić o każdej porze dnia. Najczęściej noszą w sobie zwyczajną ludzką potrzebę wygadania się i wsparcie. Czują, że nie są same.

Kiedy muszą iść do ośrodka diagnostyczno-psychologicznego, dzwonią, a ja mówię im, że to badanie polega na przeniesieniu relacji domowych w miejsce, w którym będą wraz z dziećmi badane. Ważne, by zachowywały się w naturalny dla siebie sposób. I kiedy one to wiedzą, są spokojniejsze, bo bywa, że choć relacja matka-dziecko jest świetna, to w sytuacji stresowej, jaką często jest to badanie, naprawdę różne rzeczy mogą się zdarzyć.  A im bardziej świadoma badania kobieta, tym bardziej pewna siebie i naturalna.

Często masz do czynienia z trudnymi sprawami?

Rozwód rzadko kiedy bywa rzeczą przyjemną i łatwą. Nawet gdy po podjęciu decyzji małżonkowie dochodzą do porozumienia, wszystko między sobą ustalają, wysłany zostaje pozew o rozwód, a na rozprawę czeka się pół roku. Przez te sześć miesięcy może się naprawdę wiele wydarzyć i zmienić. I nagle stajemy przed sądem i już nic nie wygląda tak jak było na początku. Zgadzam się z poglądem, że to wszystkie trudności i problemy, które pojawiają się w trakcie rozwodu, z których do siebie strzelamy, to są niezałatwione emocjonalne sprawy związkowe: „Jeśli już nie mogę cię dotknąć na poziomie żona – mąż, to uderzę cię przez dzieci, czy finansowo”. W mojej sprawie były nawet pisane donosy na mnie do pracy.

Inna sprawa, że to, co się dzieje w sądach woła nierzadko o pomstę do nieba. Bez dowodów, oprawki, polegniemy – wystarczy, że druga strona jest zdeterminowana i pewna siebie. A my mamy tak, że inwestujemy w różne rzeczy, ale nie w dobrych prawników, bo wydaje się nam, że sobie same poradzimy. A to duży błąd. Rozwód to jedna z najważniejszych decyzji w naszym życiu, wszystko co zostanie na papierze spisane, będzie skutkować na naszym dalszym życiu.

Przykładowo czytałam akta sprawy rozwodowej, gdzie orzeczenie o winie wydawało mi się oczywiste  – mąż żonę poniewierał, znęcał się nad nią psychicznie, tymczasem są orzekł winę obojga, bo mężczyzna mówił że żona była zazdrosna i to jej zachowanie wymuszało jego stosunek wobec niej. Dlatego powtarzam, że do rozwodu trzeba się dobrze przygotować.

Kobiety są zaskoczone, kiedy mówię im, by od jutra z ołówkiem w ręce pisały, ile wydają na dziecko. Nie dostaniemy alimentów na obiecanki w stylu: moje dziecko potrzebuje, moje dziecko powinno mieć, wcześniej miało teraz też powinno. Uczulam kobiety, by notowały ile wydają na telefon, na gaz, prąd, śniadanie, każdy jogurcik. Mamy specjalne kalkulatory, które obejmują wszystkie wydatki, nawet te jednoroczne, jak kolonia, obóz, ale też kupno pościeli, wymiana wykładziny w pokoju dziecka.

Taki rozwód to trochę biznes plan.

Dokładnie, należy się do niego bardzo dobrze przygotować. Nie działać pochopnie i na emocjach, bo zostaniemy z niczym. Miałam klientkę, gdzie mąż raptem po kilku latach zdrad chciał już teraz się rozwieść, mówił jej, że on już ma wszystko przygotowane. Przyszła do nas, że tłumacząc, że musimy szybko wszystko załatwić. Ale my nic na szybko nie zrobimy. Trzeba pomyśleć o wszystkich obszarach dotychczas wspólnego życia, nie tylko spisać porozumienie rodzicielskie, ale też podział majątku, alimenty. Bo gdy wcześniej czy później dojdzie do spięć – nie będziemy mieć podparcia żadnym prawnym dokumentem.

Ważny też jest taki biznes plan po rozwodzie. By nie zamknąć się w czterech ścianach.

Ja osobiście nie mogłam sobie poradzić po rozstaniu. Było we mnie mnóstwo pytań, wątpliwości, nie wiedziałam, jak rozmawiać z córkami, które zadawały mnóstwo pytań. Nie chciałam im wypaczyć obrazu ojca. Wszystkie trzy poszłyśmy każda na swoją terapię. Bardzo wiele nam to dało. Pewnie także to, że kilka miesięcy później poznałam mężczyznę, którego postanowiłam po jakimś czasie wprowadzić do mojego domu. Dzisiaj jestem w szczęśliwym związku, moje dziewczyny są szczęśliwe.

Każdej kobiecie mówię, żeby korzystała z czasu wolnego, kiedy dzieci na weekend są u ojca. Żeby wracały do swoich pasji. Pewnie też pod wpływem takich rozmów powstało odnóże „Kobieta i rozwój” – początkowo była to grupa wsparcia – spotykałyśmy się, biadoliłyśmy i gdy okazywało się, że ktoś też ma tak źle jak ja, robiło się lżej na duszy, przychodziła chęć pomocy.

Teraz chcę, by były to regularne warsztaty pomagające kobietom w budowaniu pewności siebie. Chciałabym też zapraszać kobiety, którym się udało, które też myślały, że będą mieszkać pod mostem i miały 5 zł na życie, ale udało im się. Otworzyły swoje firmy, rozwinęły się i dziś mówią, że rozwód, to najlepsze co w życiu mogło je spotkać, bo u boku byłego męża nigdy nie byłyby w tym miejscu, w którym są obecnie.


Dorota Wollenszleger

Dorota Wollenszleger

Dorota Wollenszleger – jest prezesems spółki All4Her działającej w sieci Kobieta i Rozwód jako „Kobieta i Rozwód. Trójmiasto”. Jest to miejsce, które skupia wszystkich specjalistów niezbędnych do przeprowadzenia sprawnie, szybko i jak najmniej boleśnie dla kobiety rozwodu. Współpracuje m.in. z adwokatami, psychologami, terapeutami, psychologiem sądowym, doradcą podatkowym, mediatorem, trenerami osobistymi, doradcą personalnym, detektywami. Dorota prywatnie jest mamą dwóch cudownych córek.