Go to content

Nie przeszkadzało ci, że jesteś tą drugą? Chyba, że przekonywał cię standardowym schematem, że jednak tą pierwszą. List do kochanki męża

Fot. iStock/AdrianHancu

Droga Ka,

Totalny przypadek sprawił, że niecały rok temu dowiedziałam się o twoim istnieniu. Chciałam odebrać e-fakturę i pomyłkowo weszłam na konto pocztowe Darka, mojego męża, z którego zapomniał się wylogować. Tam, w uporządkowanym folderze o nazwie Ka. widniało mnóstwo wiadomości, które dostawał od ciebie. Kliknęłam na pierwszą, drugą, kolejną. Setki słów pełnych intymnych detali, zdjęcia, zdania zadające mi w jednej sekundzie niezliczone pokłady bólu. Mój świat zaczął wirować. Czułam, że gasnę, że umieram. Rwałam włosy z głosy, wszystko mnie bolało. Chciałam, żeby to nie była prawda. Chciałam cofnąć czas, chciałam tego nigdy nie przeczytać. Chciałam, żeby to był sen. Chciałam, żebyś nie istniała.

Wiedziałam, że w moim małżeństwie nie jest idealnie, że od jakiegoś czasu coś się psuje między nami. Darek często wracał z pracy, siadał do komputera, zasłaniał się zaległościami, chronicznym zmęczeniem. Nie byłam naiwna, po prostu mu wierzyłam. Oddalaliśmy się od siebie, myślałam, że może to chwilowe, że przechodzimy kryzys, że wielu ludziom tak się zdarza, rozważałam nawet małżeńską terapię. Kiedy miałam wrażenie, że udaje nam się wydostać z marazmu i wyjść na całkiem już prostą drogę, okazało się, że trafiłam na niebezpieczny zakręt, za którym się kryłaś.

Mój mąż zaczął chodzić na siłownię. Wymienił całą swoją garderobę, kupował dobre wody toaletowe, coraz częściej wyjeżdżał służbowo. Miał wysokie stanowisko, mieliśmy kredyt na dom, myślałam, że ciężko pracuje. Często wracał nad ranem, całował mnie w czoło, przepraszał, że przedłużyło mu się spotkanie. Dobrze się kamuflował. Zdarzało się, że czułam od niego zapach papierosów i alkoholu. Nigdy nie pachniał twoimi perfumami.

Wiedziałaś o mnie od początku. Ja w pełni oddana pracy zawodowej, obowiązkom domowym, organizacji naszego życia wszystkie potencjalne sygnały alarmowe zwyczajnie przegapiłam. Intuicja czasem mi coś podpowiadała. Kiedy Darek mimo późnej pory nie wracał do domu, bywało, że do niego dzwoniłam. Nie odbierał. Nie spałam, czuwałam, znowu dzwoniłam. Zapewne musiałam wam przeszkadzać. Zawsze oddzwaniał, ale po jakimś czasie.

Nie przeszkadzało ci, że jesteś tą drugą? Chyba, że przekonywał cię standardowym schematem, że jesteś jednak tą pierwszą. Może dostawałaś ten stek mrzonek, jak to jest mu ze mną źle, jaka jestem zła, niedobra i jak męczy się ze mną w domu. Te wszystkie sztampowe opowieści niewiernych mężów, o tym, jak to im się w życiu nie układa. Nie było u nas sielankowo, ale było poprawnie. Przykro mi to mówić, ale wówczas mój mąż cię okłamywał. Nie planował, tak jak tobie mówił, naszego rozwodu. Nie rozmawialiśmy nigdy o sprzedaży domu i jego zamianie na dwa mniejsze mieszkania. Uprawialiśmy seks, przytulaliśmy się, a nasze wieczory nie zawsze polegały na zwyczajnym mijaniu się w domu. Oglądaliśmy razem kabarety, które oboje uwielbiamy. Planowaliśmy wspólne wakacje. Awantury w naszym domu były ograniczone do minimum. Przykro mi, że byłaś przekonana, że jest inaczej.

Moja najlepsza przyjaciółka nosi takie samo imię jak ty. Ka – do dziś mam dreszcze na plecach, kiedy słyszę je w pełnym brzmieniu. Na szczęście jak mówi stare przysłowie czas leczy rany, pogodziłam się z zaistniałą sytuacją, coraz lepiej się w niej odnajduję. Kiedy komuś o tym opowiadam, jest pełen podziwu dla mojego spokoju. Przyjaciółka powiedziała mi, że mówię tak, jakbym nie mówiła o sobie. Może coś w tym jest? Może to jakiś rodzaj wyparcia?

Wiedziałaś o mnie prawda? Obejrzałaś moje zdjęcia na Facebooku i Instagramie. Co czułaś patrząc na mnie? Czego się spodziewałaś? Że zobaczysz smutną, szarą, niewiele wartą kobietę? Że twoim oczom ukaże się zgorzkniała dziewczyna, która nic dobrego nie może swojemu mężowi zaoferować? Czy zastanawiałaś się, kiedy mamy i czy obchodzimy kolejną rocznicę naszego ślubu? Czy wiedziałaś, że na twoją rzecz mój mąż wzgardził moimi urodzinami? Czy przypuszczałaś, że kiedy się o was dowiem, mój świat legnie w gruzach i będę gryzła kołdrę z rozpaczy? Powiedz, czy chociaż raz o mnie tak zwyczajnie, po ludzku jak o kobiecie pomyślałaś? Odpowiem za ciebie. Nie. Nigdy. Zupełnie się mną nie przejmowałaś.

Nie będę cię obwiniała. Nie wiem, kto kogo uwiódł, nie będę dochodzić, czyja to mogła być wina. To nie ma znaczenia, mleko się rozlało, wszyscy ponosimy tego konsekwencje. Zakochałaś się? Ja też. Mój mąż był najważniejszym człowiekiem na świecie dla ciebie? Dla mnie też. Przystojny, elokwentny, czarujący, zabawny, jeżdżący dobrym autem, szarmancki. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś, że sobie korzystałaś. On zmęczony pracą i życiem, ty zawsze mająca czas i ochotę. Żeby pójść do łóżka, pocieszyć, wysłuchać. Żeby dać wszystko to, czego ja zła żona – jak twierdził, nigdy mu nie dawałam.

Przyjrzałam się tobie na portalach społecznościowych. Przyjrzałam się tym wszystkim wysłanym i odebranym mailom, zgrałam je sobie. Wiesz, że jesteśmy nawet nieco podobne do siebie? Drobne brunetki, w zbliżonym wieku. Pracownice korporacji, ładne, zadbane. Czego szukał u ciebie? Może jakiejś cząstki mnie, która w ferworze codziennych obowiązków powoli znikała. Może ognia w sypialni, który tli się mniejszym płomieniem po wielu wspólnych latach. Może towarzyszki rozmów, powierniczki, dziewczyny, która da mu wyraz swojej miłości. Może ja mu tej miłości za mało dawałam?

Jak smakują samotne święta, kiedy wiesz, że ukochany spędza je z żoną? Czym pachną samotne noce, kiedy tęskni się za kimś obłędnie? Jak jada się samotne śniadania, kiedy ktoś, z kim spędziłaś noc, wybiega w samym jej środku z hotelowego pokoju? Jak doświadcza się zakazanej miłości? Jak się wierzy, ufa, doświadcza szczęścia, wiedząc, że buduje się je na czyjejś krzywdzie i notorycznym kłamstwie?

Współczuję ci. Wierzyłaś, że mnie zostawi. Chciałaś, żeby wam się udało. Chciałaś być żoną, matką, priorytetem, a nie opcją. Rozczaruję cię pewnie trochę. Wasze wiadomości znam niemal doskonale, niemal na pamięć. Podobne słowa kilka dobrych lat temu z jego ust słyszałam ja sama. Mnie też uwiódł miłością do winylowych płyt, starych gramofonów, czytania dawno zapomnianych przez świat książek. Nigdy się nie bałaś? Że i ty przestaniesz kiedyś być tą jedną, wyjątkową, niezastąpioną? Że skoro raz potrafił zdradzić, będzie robił to nadal? Że się kiedyś tobą znudzi, że już zawsze będziesz się bała? Nigdy myślałaś, że podzielisz mój los przechodząc odwrócony, tak dobrze znany ci schemat?

Wiem, że jesteś teraz sama. Mam nadzieję, że kiedyś uda ci się poukładać swoje życie, że wyciągniesz z tej lekcji adekwatne wnioski i sumiennie odrobisz pracę domową. Że nigdy nie będziesz musiała poczuć, jak twój żołądek wiążę się na supeł, a po twarzy lecą łzy, kiedy musisz się rozstać z miłością swojego życia. Bo choć może przez chwilę myślałaś tak o moim mężu, to zapewniam cię, że on nią nie był. Szukał odskoczni, tego co nieznane i obce. Szukał czegoś, czego nie ma z przydziału, czegoś co może zwyczajnie zdobyć.

Kiedyś życzyłam ci źle. Wyobrażałam sobie, jak przychodzę do ciebie do pracy, uderzam cię w twarz, perfekcyjnie odgrywam teatralną scenę. Jak demonstracyjnie szarpię cię za włosy, jak płoniesz ze wstydu, jak tracisz grunt pod nogami i siły.

Dziś jest inaczej. Dziś staramy się pozbierać rozsypane puzzle naszego małżeństwa. Darek się zmienił. Ja się zmieniłam. Podczas procesu rozwodowego udało nam się dowiedzieć sporo o sobie. Małymi krokami na nowo zbliżamy się do siebie. Miłość wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. Zupełnie tak, jak ja sama.

Chciałam, żebyś zniknęła, cierpiała, żebyś umarła. Dziś wiem, że nigdy nie powinnam była tak myśleć, od dawien dawna wiadomo, że karma wraca. Dziś, kiedy piszę do ciebie ten list, jestem w szpitalu. Jutro zacznę przyjmować kolejną chemię. Dziś Darek jest przy mnie, podobnie jak wczoraj, i dwa tygodnie temu. Tylko raz słyszałam, jak dzwonił do ciebie, przechadzając się po szpitalnym korytarzu. Prosił, żebyś go więcej nie niepokoiła. Dziś parzy mi herbaty, przynosi śniadania. Pisze zabawne wiadomości na dobranoc, przywozi książki, głaszcze po policzku, tuli, kiedy płaczę. Obiecuje, że jak tylko wyzdrowieję, to kupimy psa, pojedziemy na koncert, i nad morze.

Moja diagnoza to rak, brzmi jak wyrok, ale mam wielką wolę walki, do życia, do kochania. Tyle przetrwałam, że paradoksalnie jest we mnie ogromna siła. Uśmiecham się, czerpię z życia garściami, staram się unikać smutku.

Piszę do ciebie, żeby zamknąć pewien etap. Nie chcę już dla ciebie źle. Chcę, żebyś kiedyś była szczęśliwa. Dla siebie, droga Ka. I dla mężczyzny twojego życia, którego kiedyś los postawi na twojej drodze. Pamiętaj, szczęścia wymagaj głównie od siebie. Niech nikt ci go nigdy nie odbiera.

Życzę ci tego z całego serca.

Jak kobieta kobiecie.