Go to content

Pan Ładny? Nigdy więcej! Jak się żyje z facetem, który ma fioła na punkcie wyglądu

Marek zawsze był facetem, za którym oglądały się kobiety. Wysoki, przystojny, z ciemną karnacją. W dodatku dobrze zbudowany, bo zawodowo zajmował się trenowaniem innych osób. Siłownia była jego drugim domem. Ale nie był typowym mięśniakiem, który pakował i tylko oglądał się w lustrze. Miał ładną, wyrzeźbioną sylwetkę, idealnie zarysowane mięśnie. Jednym słowem – facet marzenie. Był przystojny i doskonale o tym wiedział. Kobiety wodziły za nim wzrokiem i chyba głównie z jego powodu chodziły na siłownię. Ja sama przychodziłam tam tylko dla niego. Wygląd zawsze był dla mnie ważny. Ok, to nie było kluczowe, ale jednak zwracałam uwagę na to, czy facet jest zadbany. Nie wyobrażam sobie, żeby dotykał mnie mężczyzna, który ma brudne paznokcie. Sama również starałam się sprostać pewnym standardom – regularnie chodziłam do kosmetyczki, zainwestowałam w laserową depilację całego ciała, stosowałam dobre kosmetyki do codziennej pielęgnacji, zawsze miałam pomalowane paznokcie. Teraz jest nieco inaczej, ale o tym później.

Nie sądziłam, że zwróci na mnie uwagę. Na siłowni było więcej pięknych, zadbanych kobiet, które dosłownie się przed nim płaszczyły. Nie zastanawiałam się nad tym, byłam szczęśliwa. Chociaż wiem, że zabrzmi to głupio, muszę przyznać, że pękałam z dumy, kiedy razem wychodziliśmy.

Myślę, że jeszcze wtedy nie miał takiego fioła na punkcie swojego wyglądu. Mam wrażenie, że przyłożyłam do tego rękę. Kiedyś zaproponowałam mu, żeby zaczął się nieco inaczej ubierać. Niech na siłownię chodzi w tych wszystkich sportowych strojach, ale na co dzień niech nosi koszule. Wyglądał w nich świetnie. Dreszcz mnie przechodzi, jak tylko o tym pomyślę. On też się sobie podobał. Tak zrodziło się jego zamiłowanie do mody, czego później gorzko pożałowałam.

Najpierw (z pomocą pani stylistki, nie moją) wymienił całą swoją garderobę. Potem wziął się za kosmetyki. Początkowo podbierał trochę ode mnie – a to krem nawilżający do twarzy, a to maseczkę (facet z glinką na twarzy? żenada), a to peeling do stóp. Kiedy kilka razy zasugerowałam, że chyba trochę przesadza z tymi zabiegami i w dodatku zużywa moje kosmetyki, zaczął kupować własne. I to całymi seriami! Pianka do golenia, krem po goleniu, krem nawilżający, krem przeciwzmarszczkowy, peeling do twarzy, krem do stóp, pianka do włosów. On nawet kupił sobie własny lakier (w międzyczasie zapuścił grzywę).

Wciąż robił na mnie wrażenie, ale coraz mniej zaczął mnie pociągać. Myślałam sobie: „Kurde, Anka, masz faceta jak z żurnala, o co ci chodzi? Wolałabyś mieć jakiegoś zapuszczonego menela, który raz w miesiącu obcina paznokcie?”. No cóż, nie. Problem w tym, że Marek miał coraz większego hopla na punkcie swojego wyglądu. Coraz częściej też rzucał mi różne uwagi.

strona 1 z 2
druga część artykułu na następnej stronie

Fot. iStock/South_agency

1/1 Pan Ładny? Nigdy więcej! Jak się żyje z facetem, który ma fioła na punkcie wyglądu

Powiedziałam o tym wszystkim mojej przyjaciółce. Usłyszałam: „Co ty odstawiasz? Mój stary to mi wypomina, jak sobie kolejny lakier do paznokci kupię, a Marek to ci jeszcze do tego dokupi domowy zestaw do hybrydy. Przestań narzekać, bo odejdzie, a dobrze wiesz, jak on się podoba kobietom”. To fakt, Marek zdawał sobie z tego sprawę. Lubił czarować kobiety. Na siłownię dalej chodziłam, ale już chyba tylko po to, żeby móc go w jakiś sposób kontrolować. Nie mogę zarzucić mu niewierności, ale jak wiadomo… lepiej dmuchać na zimne i swojego pilnować.

Codzienność u jego boku była dla mnie jednak coraz bardziej nie do zniesienia. Wiecie, jakie to uczucie, kiedy facet na spacerze przegląda się w każdej, sklepowej witrynie? Albo jak przez 15 minut nie może zdecydować, czy lepiej wziąć czerwony sweter czy może błękitny i w końcu kupuje oba? Każde wyjście z domu było poprzedzone długimi przygotowaniami. Nie widziałam nigdy wcześniej faceta, który szykowałby się dłużej niż kobieta. Jak Boga kocham – nie wiem, co on robił w tej łazience. Na pewno nie siedział na sedesie, co przecież faceci mają w zwyczaju.

Najbardziej bawił mnie jego niedzielny rytuał. Otóż, co tydzień przygotowywał sobie ubrania do pracy i na „po pracy”. I znowu wyjdzie na to, że przesadzam i powinnam się cieszyć, ale… No właśnie. Każdego dnia musiał mieć na sobie coś innego – układał to w kupki na kredensie. Ze szczególną atencją traktował te nieszczęsne koszule, na które to sama go niegdyś namówiłam. Prasował je sam (wiem, nie powinnam psioczyć). Pewnie kazałby robić to mnie, ale jego zdaniem prasowałam na „odwal się”. Nie mogło być żadnych kantów (a już na pewno nie na rękawach). Robił to więc sam. I nie zajmowało to 15 minut. To było całe niedzielne popołudnie i nie wchodziło w grę, żebyśmy gdziekolwiek poszli.

Co jeszcze było nie do wytrzymania? Jego regularne wizyty u fryzjera (co 2 tygodnie) i u kosmetyczki (raz w miesiącu). Chodził do niej na oczyszczanie twarzy.

Najgorsze jednak było to, że coraz częściej wytykał mi, że to ja za mało o siebie dbam. Fakt jest taki, że czasem w weekendy w ogóle się nie malowałam. Nie stanowiło dla mnie problemu wyjść na spacer czy do sklepu bez makijażu. Nie zapomnę nigdy, jak wybieraliśmy się razem na rowery. Stałam gotowa i czekałam na niego. Przyszedł, popatrzył na mnie i zapytał, czy zamierzam TAK wyjść. TAK, czyli w dresie, czapce z daszkiem i bez makijażu. „A jak kogoś znajomego spotkamy?” – dorzucił.

I wtedy miarka się przebrała. Stwierdziłam, że Pan Ładny to jednak nie mój typ. Już nigdy więcej nie zwiążę się z metroseksualnym facetem i innym kobietom też odradzam. Koszmar. Na początku może i jest fajnie, ale codzienne życie z takim facetem to jak mieszkanie z kobietą-współlokatorką. Z tą różnicą, że chodziliśmy do łóżka. Ale podejrzewam, że nawet taka koleżanka dałaby się chwycić za włosy – on nie pozwalał.

Najwyraźniej nie byłam dla niego skrojona na miarę.