Go to content

„Nigdy ci nie wybaczę, że zostawiłeś mnie i mamę”. Tylko, że to przez nią nie mam kontaktu z synem

Fot. iStock / ejwhite

Czekam, kiedy mój syn do mnie przyjdzie i będę mógł mu wytłumaczyć, że to nie ja go zostawiłem, że to jego matka odeszła, a ja nie miałem możliwości kontaktu z nim.

Artur jest sam. Nie potrafi zaufać żadnej kobiecie, zbudować normalnej relacji. – Ewa zostawiła mnie z dnia na dzień. Wyjechałem na szkolenie, a kiedy wróciłem po tygodniu, zastałem pusty dom. Bez zabawek syna, bez jego rzeczy. I bez rzeczy Ewy. Został tylko list, w którym tłumaczyła, że już dłużej nie może tak żyć, że się dusi i że musi odejść. – Usiadłem i nie wiem, ile czasu gapiłem się w ten list. Nie wiedziałem – dzwonić czy nie. O co do cholery chodzi, to jakiś idiotyczny żart? Podczas rozmowy Ewa powiedziała, że wszystko już napisała w liście, nie chce do tego wracać. Kiedy Artur spytał, co z Bartkiem, dała syna do telefonu. – Nie umiał jeszcze mówić, powtarzał tylko „tata”. A ja byłem 600 kilometrów od niego.

Dobrze nam razem było

Artur poznał Ewę na wyjeździe w góry. Pracowała w czasie wakacji w jednym ze schronisk. – Spodobała mi się, bo choć miała zamożnych rodziców, to jednak dorabiała sobie w czasie studiów – wspomina Artur, w którego w domu nigdy się nie przelewało. Mama woźna w szkole, tata starszy, schorowany, na rencie dorabiał jako stróż, kiedy czuł się lepiej.

Pisali do siebie listy. To nie był jeszcze czas łatwo dostępnego internetu. – Potrafiłem wydzwonić całą kartę podczas jednej naszej rozmowy. Padało, wiało, a ja pod tą małą budką telefoniczną – opowiada. Mieszkał nad morzem, pracował na kutrach rybackich. Ambitny, pracowity. – Kiedy Ewa do mnie przyjechała po raz pierwszy, byłem wniebowzięty. Zakochaliśmy się w sobie już w tych listach, rozmowach. Ewa kończyła studia. Spędzała czas u do Artura, kiedy tylko mogła. – Wynajmowałem mieszkanie, kasy za dużo nie miałem, a Ewa studiowała w Gdańsku, więc nie było specjalnie problemu z tym, żebyśmy mogli się spotykać. Kiedy obroniła pracę magisterką oświadczył się jej, zaproponował, by zamieszkali razem.

Ewa dostała pracę w miejscowej szkole. – Dobrze nam razem było. Ewy rodzice naciskali na ślub. Cóż, nie byłem ich wymarzonym zięciem, ale z córką jedynaczką walczyć nie chcieli.

Myślałem, że…

… bardziej szczęśliwym być nie można

– Chcieliśmy mieć dziecko. Gdy okazało się, że Ewa jest w ciąży – szalałem ze szczęścia. Boże, nieba bym jej przychylił, tak bardzo ją kochałem…  Jeszcze przed porodem Ewa zaproponowała, by jej babcia u nich zamieszkała. Chciała mieć pomoc pod ręką, zwłaszcza, gdy Artura nie było przez dwa, trzy dni. – Zgodziłem się bez wahania, myślałem nawet, że to dobry pomysł. Wiadomo, że kobiety lepiej się znają na tych wszystkich rzeczach. Urodził się Bartek. – Ukochana żona, cudowny syn. Jakbym unosił się nad ziemią.

Dzisiaj, kiedy o tym myśli, z tamtych uczuć nie pozostało nic. Nie ma ukochanej żony, która była dla niego całym światem. Nie ma też obok syna. Bartek nie chce go znać.

– Bartek rósł, babcia dzielnie pomagała, ale też chętnie wtykała swoje trzy grosze w nasze życie. To powodowało spięcia między nami. Kiedy mały skończył pół roku zasugerowałem, że pomoc babci jest już niepotrzebna. Ewa nie odzywała się do mnie przez kilka dni. Kiedy po raz kolejny usłyszałem: „Ale babcia mówi…” nie wytrzymałem. „Nasza rodzina albo babcia”, postawiłem ultimatum. Ewa na drugi dzień spakowała siebie, Bartka i babcię. Powiedziała, że pojedzie  pociągiem i przy okazji odwiedzi rodziców.

Mówiłem…

… nie można mieć wszystkiego

Nie było jej dwa tygodnie. Wróciła uśmiechnięta, odprężona, przywiózł ją znajomy jeszcze z czasów szkoły średniej. – Zawoziłem ją do teściów, kiedy chciała. Zostawałem dwa dni i wracałem do pracy. Wiedziałam, że lubi tam być, że Bartkowi krzywda się nie dzieje. Potrafili być u teściów nawet miesiąc. Nie chciałem się kłócić.

Ewa coraz częściej wspominała, że mogliby zmienić mieszkanie na większe, że chciałaby nową lodówkę, że na zakupy pojechałaby do galerii do Gdańska. – Mówiłem jej, że przecież odkładamy pieniądze na mieszkanie, że nie stać nas na szaleństwa, że dopiero się dorabiamy, nie można mieć wszystkiego.

Powiedziałem, że…

…będę czekać

Podczas szkolenia do Bartka zadzwonili sąsiedzi zaniepokojeni, że nie widzieli Ewy i Bartka kilka dni. – Przez telefon powiedziała mi, że pojechała do rodziców. Kiedy wróciłem do domu, okazało się, że wyjechała na zawsze.

Ewa nie miała zamiaru wracać. Kiedy Artur pojechał zobaczyć syna, musiał wynająć sobie pokój w hotelu. – Dostałem dziecko w drzwiach u teściów. Poszliśmy na plac zabaw, na obiad, gofry. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy, musiałem oddać go do 18-tej. Ewa nie chciała ze mną rozmawiać. Na drugi dzień rano zadzwoniła jej mama, że Bartek jest chory i nie mogę go wziąć. I że to moja wina, bo pewnie był za długo na dworze. Nie będę cytował, co cisnęło mi się na usta. Próbowałem porozmawiać z Ewą, umówiliśmy się na kawę. Ale ona była taka sztywna. Pytałem, co dalej, jak ona to sobie wyobraża, co mogę zrobić, żeby do mnie wróciła razem z Bartkiem. Dałem jej czas. Powiedziałem, że będę czekać.

Kilka tygodni później Ewa złożyła pozew o rozwód. – Dzwoniłem do Bartka. Czasami udało mi się go usłyszeć, częściej jednak było, że śpi, że jest u kolegi, że się kąpie. Miałem nadzieję, że jadąc do sądu dogadamy się, że Ewa do mnie wróci, że damy sobie szansę. Tymczasem sąd orzekł rozwód na pierwszej rozprawie. Co do opieki nad dzieckiem uznał, że Bartek powinien być przy matce. Artur zgodził się na polubowne i między swoją już była żoną ustalenie kontaktów z synem. – Nie było mnie stać na adwokata, zresztą wtedy nawet o tym nie myślałem. Sama podróż kosztowała mnie już sporo. Myślałem, że ustalimy coś, jakieś konkrety.

Nie mogłem…

… co tydzień czy dwa jeździć 600 kilometrów

-Przez ostatnie trzy lata widziałem syna może z cztery razy. Dzisiaj Bartek ma osiem lat. Kiedy zadzwoniłem rok temu w Wigilię usłyszałem, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Wcześniej bywało tak, że podczas rozmowy ze mną pytał: „Mamo, a mogę to tacie powiedzieć?”. Nie mogłem co tydzień czy dwa jeździć 600 kilometrów, wynajmować pokoju w hotelu, żeby przez kilka godzin widzieć się z synem. I jeszcze do tego alimenty… Kiedy proponowałem, żeby Bartek przyjechał do mnie na kilka dni, słyszałem, że nie można dziecka narażać na taki stres, że jest za mały, żeby teraz zostawić go bez mamy.

Artur wysłał kartki. Dzwonił w każde święta, przy każdej okazji. Kiedy nie mógł być na urodzinach, więc wysłał prezent. – Ewa mówiła, że będą na wakacjach nad morzem. Ale nigdy nie podawała konkretnej daty, zawsze to tydzień w tą lub w tamtą, kiedy dzwoniłem okazywało się, że właśnie z tych wakacji wrócili do domu. Kiedyś usłyszałem, żebym sobie odpuścił wysyłanie tych kartek, bo na co to komu. „Dziecinada”, mówiła.

Ojciec Bartka mówi, że od początku był na straconej pozycji. Dziecko wywiezione 600 kilometrów od niego, brak możliwości stałego kontaktu. – Nie mogłem go wziąć do siebie, zmusić Ewy, by zamieszkała bliżej. Pozostały tylko cotygodniowe rozmowy przez telefon.  Ewa ułożyła sobie życie. Jest z facetem, który kilka razy przywoził ją od teściów do domu. Wiem, że Bartkowi jest tam dobrze. Że ma normalny dom. Ewa ma to co chciała, faceta z kasą, który spełni każdą jej zachciankę. Wiem też, że jej nowy mąż jest dobry mojego syna. Teraz ona jest w ciąży. Może to pozwoli na częstsze kontakty z Bartkiem – łudzi się Artur.

Będę czekał…

… wtedy mu wszystko wytłumaczę

Kilka miesięcy temu Ewa zadzwoniła mówiąc, że potrzebuje zgody Artura na zrobienie paszportu Bartkowi. Powiedziała, że jeśli nie przyjedzie, to wniesie sprawę do sądu o odebranie mu praw rodzicielskich. – Nie miałem wyjścia. Mówiła, że potrzebuje paszportu, bo chcą jechać na wakacje za granicę. A gdyby chciała wyjechać z nim za granicę na stałe, to i tak nie miałbym nic do gadania.

Zobaczył ich na korytarzu urzędu. – Bartek tak wyrósł. Nie podszedł się przywitać. Podpisałem wymagane papiery. „Bartek”, powiedziałem, a on wykrzyczał przez cały korytarz: „Nigdy ci nie wybaczę, że zostawiłeś mnie i mamę” – Artur płacze… Kiedy się uspokaja mówi: – Czekam na dzień, kiedy on w końcu do mnie przyjedzie, kiedy zapuka, choćby miało to być za 20 czy 30 lat. Będę czekał. Wtedy mu wszystko wytłumaczę. Mam wyrok sądu, listy od jego matki, gdzie pisała, że Bartek nie może się ze mną spotkać, bo jest chory, na obozie, albo w kiepskim nastroju. Mam maile z prośbą o spotkania z nim. I list. List, który zostawiła mi jego matka, a który zaczynał się od słów: „Odchodzę od Ciebie…”

W przypadku 96% rozwodzących się par, sąd ustala miejsce pobytu dziecka przy matce. Jeszcze do niedawna, kiedy rodzice nie mogli porozumieć się w sprawie opieki nad dzieckiem, ograniczano prawa rodzicielskie jednemu z nich, a raczej nie jednemu, tylko ojcu. Rzecznik Praw Dziecka apelował, by pamiętano o prawie dziecka do opieki obojga rodziców. Podkreśla się, że dorośli są dla dziecka, a nie dziecko dla dorosłych. Tyle w teorii. Praktyka jednak w większości wypadków wygląda zupełnie inaczej. Znam kilka historii, kiedy ojcowie słyszeli: „Jak nie zgodzisz się na wysokość alimentów i warunki rozwodu, to uwierz – zrobię tak, że dziecko nie będzie chciało cię widzieć…”