Go to content

Cztery nieoczywiste sprawy, na które nie powinnaś pozwalać facetowi

Fot. iStock/Jacob Ammentorp Lund

Uwielbiamy, gdy mężczyźni robią nam dobrze. Tak ogólnie, w życiu. Gdy nas wyręczają w różnych sytuacjach, które albo nas przerastają, albo ich nie lubimy. Chętnie korzystamy z ich pomocy i często zapominamy o tym, jak cienka jest granica między wsparciem, a uzależnieniem. Katarzyna, Joanna, Karolina i Patrycja dostrzegły to w wyjątkowo nieoczywistych kwestiach.

On wszystko naprawi

Katarzyna bardzo ceniła swojego męża za to, że wszystko potrafił naprawić i na wszystkim się znał. Gdy komputer się zawieszał, on przy nim podłubał i już działał jak wcześniej. Gdy spłuczka się popsuła, wiedział jak ją naprawić. Gdy trzeba było powiesić półkę, natychmiast sięgał po właściwe narzędzia.

– Przyznaję, że czasem musiałam mu o czymś przypomnieć, ale w sumie zawsze ogarniał to, o co go poprosiłam. Robił w domu tak wiele rzeczy, a ja widziałam zaledwie część. Koleżanki mi zazdrościły, że taka z niego złota rączka. Nie zdawałam sobie sprawy, że przez 17 lat trwania naszego małżeństwa stanę się przy nim ofiarą losu – opowiada. Gdy się rozwiedli, nie radziła sobie z najprostszymi sprawami.

– Wiem, że to może zabrzmieć śmiesznie, ale od dwóch lat nie działa mi oświetlenie przy kuchennym okapie. Nie wiem, jak wyjąć te maleńkie żaróweczki. Raz nawet dłubałam śrubokrętem, chciałam podważyć nieco i zdjąć osłonkę, ale się nie udało. Już się przyzwyczaiłam i zapalam górne światło – mówi. Takich przykładów może podać wiele. Do „większych spraw” wzywa specjalistów – a to hydraulika, a to malarza. O pierdoły nie ma kogo poprosić. W ich domu po prostu podział był bardzo jasny – ona zajmowała się czynnościami typowo kobiecymi, on męskimi. W efekcie Katarzyna nie posiada nawet młotka, bo wraz z Krzysztofem z mieszkania zniknęły także wszystkie, podstawowe narzędzia. Teraz uczy się majsterkowania od podstaw. Póki co, korzysta ze srebrnej taśmy.

On zawsze zawiezie

Joannę do szału doprowadza kwestia prowadzenia auta. Zanim związała się z Adamem, była kobietą niezależną – miała dobrą pracę i własny samochód. Za kierownicą spędzała bardzo dużo czasu, ponieważ musiała codziennie dojeżdżać do biura na drugim końcu miasta. Poza tym kochała to. – Mam bzika na punkcie samochodów odkąd pamiętam. Zrobiłam prawko, gdy miałam 18 lat. Był to dla mnie symbol niezależności, ponieważ moja matka nie miała prawa jazdy i zawsze musiała prosić ojca, żeby gdziekolwiek ją zabrał. Nie wiem, dlaczego tak bardzo utkwiło mi to w pamięci – opowiada. Po ślubie Joanna i Adam przenieśli się do centrum Warszawy, szybko pojawiło się dziecko. Jej mąż dojeżdżał do pracy autobusem, więc postanowili sprzedać jedno auto – jej, ponieważ i tak nie mieścił się w nim wózek. – W ciągu dnia nie korzystałam z samochodu, bo wszędzie miałam z synkiem blisko. Chodziłam pieszo, mały zaliczał spacer na świeżym powietrzu – mówi.

Popołudniami i w weekendy często jednak jeździli gdzieś całą rodziną. A to do dziadków, a to na zakupy. Za kierownicą zawsze był on. Na początku jej się to podobało, bo czuła się jak księżniczka. Widziała też pewne plusy – mogła napić się wina do kolacji u znajomych czy zdrzemnąć w czasie jazdy. Szybko jednak stwierdziła, że są i minusy. Po pierwsze, nie miała już takiej wprawy i pewności w czasie prowadzenia auta. Po drugie, czuła się trochę jak taka nieporadna żonka, którą to trzeba zawieźć z punktu A do punktu B. – Kiedyś, gdy zaproponowałam, żebyśmy inaczej pojechali, bo tu utkniemy w korku, powiedział mi, żebym się nie odzywała, bo to on kieruje i wie, jak ma jechać. Poczułam wtedy, że decydowanie o tym, o której pojedziemy, którędy pojedziemy i gdzie pojedziemy, sprawiało mu przyjemność i dawało poczucie władzy nade mną – mówi Joanna. Potem zrobiła awanturę i od tamtej pory prowadzą na zmianę.

On zawsze załatwi

– Nigdy nie lubiłam załatwiać niczego w urzędach, dlatego bardzo się cieszyłam, że robi to za mnie Andrzej. Miał wszelkie, stosowne upoważnienia, więc moja obecność potrzebna była sporadycznie – opowiada Karolina. Nie znosiła wypełniać druczków, pobierać numerków i czekać. Z resztą kiepsko też rozumiała te wszystkie sprawy administracyjne, przepisy, swoje prawa i obowiązki. On natomiast czuł się w urzędzie jak ryba w wodzie. W dodatku był bardzo skrupulatny – zawsze czytał to, co zapisano drobnym maczkiem. Karolina nie miała do tego głowy i zdawała się na niego.

Kiedyś w jakiejś kłótni wytknął jej, że ona bez niego to by chyba zginęła. A jakby zamarzył jej się rozwód, to nawet by pozwu do sądu napisać nie potrafiła. Wtedy zrozumiała, że w jakimś stopniu jest od męża uzależniona. A uzależniła się przez własną głupotę i lenistwo. – Takie niby nic, prawda? Ale do mnie dotarło wówczas, że nie potrafię walczyć o swoje. Że stałam się taką cichą myszką, która unika sytuacji trudnych i konfliktowych. Bo przecież to również on wykłócał się na infolinii w biurze obsługi klienta, gdy dostałam za wysoki rachunek za telefon i to on nawrzucał majstrowi, który źle położył nam płytki w łazience – mówi Karolina. Dziś nie chce już chować się za plecami swojego księcia.

On zawsze zapłaci

Patrycja nie pracuje, zajmuje się domem. Tak wspólnie zdecydowali. On zarabia, ona wychowuje dzieci. – Owszem, moi rodzice pukali się w czoło, że pozwoliłam się postawić w roli kury domowej, której mąż wydziela pieniądze. Ale u nas to tak nie funkcjonowało. Mąż nigdy mi niczego nie odmówił. Było nas stać także na moje fanaberie i zachcianki – opowiada. I faktycznie zawsze tak było. Poza przynoszeniem do domu pieniędzy, Karol zajmował się także wszystkimi płatnościami i rachunkami. Przelewał na konto Patrycji pieniądze na bieżące sprawy, a sam ze swojego konta płacił rachunki, czynsz, ratę kredytu, opłacał również prywatną opiekę medyczną, zajęcia dodatkowe dzieci i prywatną szkołę. Wydatków mieli naprawdę sporo, więc Patrycja cieszyła się, że w ogóle nie musi się tym przejmować. Nigdy nie była dobra z matematyki.

Problem powstał, gdy Karol uległ wypadkowi samochodowemu i trafił do szpitala w stanie ciężkim. Lekarze nie wiedzieli, czy przeżyje. Przez wiele tygodni był w śpiączce. Wtedy Patrycja zdała sobie sprawę z tego, że nie ma za co żyć. Nie była upoważniona do konta męża, nie miała swojej karty do jego konta, nie znała PINu. W domu nie było gotówki. – Ja się wtedy naprawdę załamałam. Wiem, że powinnam przede wszystkim martwić się o to, by Karol z tego wyszedł. Ale ja martwiłam się o pieniądze. Nie wiedziałam nawet, ile wynoszą nasze rachunki, na jakie konta on robi przelewy, w jakim banku jest lokata, w jakim konta oszczędnościowe dzieci, gdzie spływa rata kredytu. Nie rejestrowałam wcześniej tych informacji, bo nie były mi do niczego potrzebne – opowiada. Właśnie wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo była nierozsądna.  Dziś już płatności robią wspólnie. Tuż po wyjściu ze szpitala Karol upoważnił ją też do konta.

Uzależniamy się od facetów na różnych płaszczyznach i z różnych powodów. Czasem dlatego, że w podobnym modelu rodziny zostałyśmy wychowane. Czasem z lenistwa. Czasem z chęci bycia księżniczką. Lubimy, gdy mężczyźni się nami opiekują i zdejmują problemy z naszych ślicznych główek. Stajemy się przez to nieporadne na własne życzenie.

A ty, czego byś dziś nie ogarnęła, gdyby nie ON?