Go to content

Nie baw się miłością…

Nie baw się miłością
Fot. Pexels / Katie Salerno / CC0 Public Domain

Wiem, co o nim myślisz, moja Kochana.

ON też wie. Naprawdę myślałaś, że się nie zorientuje? Przecież wcale się z tym nie kryjesz. Otwórz wreszcie oczy, on czuje, gdy z niego tak otwarcie kpisz. I jeszcze ci powiem, że zakochana kobieta nie krytykuje swojego mężczyzny przy jego przyjaciołach. Zakochana kobieta zobaczy w nim więcej dobrego niż złego. A jeśli już stwarza iluzję, to po to by go chronić.

Jest ci potrzebny, to jasne. Zawsze pod ręką, kiedy zadzwonisz. Zawsze gotowy wysłuchać, wziąć w obronę. Wybaczyć i utulić, cokolwiek mówiłaś wcześniej. Udać, że nie widzi, nie słyszy jak się nim bawisz. Wierzyć, że poczujesz w końcu to, co mówiłaś, że czujesz.  Kto by tyle zniósł? Przyznaj, lubisz to, podoba ci się jaką masz nad nim władzę. Lubisz tę niebezpieczną zależność. Ale nie oszukuj się, ty też od niego zależysz. Przynajmniej do momentu, kiedy jeszcze, jak to mi mówisz: „pozwalasz mu ze sobą być”.

Zawsze tak było? Zaczekaj, pomyślę. Pierwsze spotkanie i twój telefon: „Nie, to nie dla mnie, nigdy nie będziemy razem, nie bylibyśmy szczęśliwi. Zbyt wiele nas różni.” Szybko zmieniłaś temat, sprawiłaś, że o nim zapomniałam. A potem? Zaprosił cię na kawę, był taki zabawny, taki zafascynowany tobą. Jakoś tak wyszło…  I trwa już trzy lata.

Ta jego żałosna niezdarność. Ten jego karygodny brak stylu. Zanim cię poznał, ubierał się byle jak. Powinien być ci wdzięczny, przy tobie wygląda jak człowiek. No, prawie.

Wczoraj długo rozmawiałyśmy. O przyszłości. Mówiłaś jak to będzie, kiedy założysz rodzinę, kiedy znajdziesz swoją przystań i zacumujesz na stałe. Nie było go tam. To trochę tak, jakby nie było go też dzisiaj w twoim życiu. Masz faceta, który jest przezroczysty.

„Lubię go” – powiedziałam, a wyraz twojej twarzy nieprzyjemnie się zmienił. Stuk, stuk, stuk … Paznokcie nerwowo uderzyły o blat stołu w twojej eleganckiej kuchni.  Jakim prawem go lubię, skoro ciebie tak strasznie denerwuje?

Patrzysz na niego wzrokiem pełnym niecierpliwości i znużenia. Próżno tu szukać uczucia. Męczy cię ta sytuacja, przyznaj. I ja wiem, i ty, i on, że jest przy tobie na chwilę. To takie trochę twoje „wyjście awaryjne”. Widzę jak się wzdrygasz kiedy obejmują cię jego niezgrabne, ale bardzo męskie ramiona. I powiem ci, choć udajesz, że tego nie dostrzegasz. Te ramiona to miłość. Ta nadzieja i ta akceptacja bezwarunkowa. To ty jesteś desperatką, nie on. On kocha. Ty całe życie czekasz „na więcej”.

Zdradzić ci sekret? Ja też kiedyś chciałam więcej. Mnie też kiedyś denerwował spokój mimo wszystko i niezgrabne, duże ręce. A najbardziej chyba ten bezkrytyczny zachwyt w oczach M. . Odeszłam. Nie kochałam, odeszłam.

Wiem, że jest teraz szczęśliwy. Ma żonę, synka. Próbowałam pisać, odpowiedział: „Jeszcze za wcześnie, jeszcze nie umiem”. Uszanowałam to, z żalem.

Ty? Ty nie odejdziesz, póki nie znajdziesz nikogo „lepszego”, prawda? Wyższego. Szczuplejszego. Kogoś, kto będzie wart twojej miłości. I szacunku. Wiesz, zabawne, ale wcale nie jestem pewna, że jest gdzieś na świecie ktoś, kto umiałby cię tak kochać. Tak jak nie jestem pewna, czy ktoś kiedyś pokocha mnie jeszcze tak jak mój M.

Chce mi się wymiotować, kiedy opowiadasz w naszym babskim gronie jaki z niego kiepski kochanek, jaki beznadziejny jest w łóżku. – Te pocałunki w uszy… – mówisz i znowu przekrzywiasz głowę. Powiedz, jak udaje ci się tak żyć? Masz rację, nie powinnam cię osądzać.

Zapytam więc tylko, choć z pewnością ci się to nie spodoba, bo przecież kochasz zachowywać pozory, że jesteś taka, jaką on cię widzi: Dlaczego nie odejdziesz?

Wiesz dobrze jak bardzo będzie cierpiał wiedząc, że zostawiłaś go dla kogoś „lepszego”. Zabierzesz mu te resztki godności?  Źle zrobiłaś. Skłamałaś, że kochasz. I ja źle zrobiłam. Skłamałam, że kocham.

Więc tylko cię proszę, nie zmarnuj mu życia. Zostaw go już teraz. Nie odbieraj mu szansy na dobrą miłość. Przestań karmić złudzeniami, zwodzić, że może, że „zobaczymy”,  że jednak przemyślisz jeszcze tę propozycję z pierścionkiem.

Nie baw się miłością.

P.S. Ja swój pierścionek oddałam.