Go to content

Mój mąż jest brzydalem i bardzo dobrze! Dla mnie oznacza to spokój i bezpieczeństwo

Fot. iStock / shironosov

Każdy z nas zna co najmniej jedną parę, która pod względem wizualnym znajduje się na dwóch różnych biegunach. Patrzymy na nich i zastanawiamy się, jakim sposobem (albo nawet i cudem) tych dwoje się dobrało i stworzyło związek. Przecież on mógłby mieć każdą, przecież dla niej niejeden przystojniak straciłby głowę! Najczęściej tłumaczymy to sobie motywami finansowymi – no tak, dla pieniędzy można udawać, że nie widzimy mankamentów urodowych drugiej strony. Iwona też jest w związku z brzydalem, ale wcale nie chodziło jej o pieniądze i wygodne życie. Poznajcie jej historię.

„Mój mąż jest typem z ewidentnie niewyjściową gębą – tak, mówię o tym wprost, bo nie ma sensu owijać w bawełnę, no i nie ma to dla mnie znaczenia. A przynajmniej, nie w sensie negatywnym. Ja sama należę raczej do atrakcyjnych, nigdy nie narzekałam na brak powodzenia u płci przeciwnej, a i więcej niż kilka razy usłyszałam komplementy i wyrazy zachwytu. Na widok mój i mojego mężczyzny osobom, które nas nie znają, zawsze szeroko otwierają się oczy, a na twarzy wypisane jest jedno pytanie – co ona z nim robi? Cóż, ona jest z nim szczęśliwa, spokojna i czuje się bezpiecznie – oto odpowiedź. Bo prawda jest taka, że poza niewątpliwymi przymiotami charakteru i cudowną osobowością, mój nieatrakcyjny mąż to dla mnie niemal błogosławieństwo!

Ja wiem, że wiele kobiet marzy o przystojniaku w typie Brada Pitta albo Ryana Goslinga, ale chyba nie do końca zdają sobie sprawę, jak to jest żyć z takim mężczyzną. Mam za sobą kilka związków z pięknymi facetami, na widok których babkom miękły kolana i pojawiały się u nich flirciarskie odruchy bezwarunkowe – wypięcie klatki piersiowej, dyskretne zerknięcie w lusterko, czy przeczesanie dłonią włosów. Wiem jak to jest być partnerką kogoś o zniewalającym uśmiechu, nienagannej sylwetce i rysach twarzy niczym wyrzeźbionych przez Michała Anioła. Wiem i nie chcę do tego wracać, bo wcale nie czułam się wtedy szczęśliwsza, wręcz przeciwnie.

Wiem, jak to może wyglądać – pewnie nie jestem wystarczająco pewna siebie, obrośnięta w kompleksy, które mnie frustrują, niedowartościowana i dlatego wolę brzydszych od siebie. Pewnie stworzyłam sobie teorię, która ma ukryć bolesną rzeczywistość i „lukruję” niejadalną część swojego życia, w myśl zasady „jak się nie ma, co się lubi…”. Dla części kobiet może to być prawdą, ale ja po prostu chcę mieć spokój, pewność, czuć się bezpiecznie i nie martwić o to, że znajdzie się chętna na zdobycie cudzym kosztem nowego trofeum – mojego mężczyzny. A tak właśnie było w moich poprzednich związkach! Każda impreza w większym gronie, wyjazd, wyjście „na miasto”, wiązały się ze spojrzeniami płci przeciwnej, zalotnymi uśmiechami i próbami nawiązania bliższego kontaktu. Co bardziej odważne i przebojowe nie wahały się podrywać mojego partnera w mojej obecności, flirtować, a raz nawet wręczono mu liścik z zaproszeniem do pokoju hotelowego!

Posiadanie w domu przystojniaka to także ogromna presja – przecież nie możesz wyglądać gorzej niż twój facet. Zapomnij o „bad hair day” czy całym dniu przełażonym w dresie i z czekoladą u boku – „nie obniżaj standardów, kochanie” usłyszałam kiedyś od mojego Adonisa.  A nawet jeśli twój piękny facet nie wymaga od ciebie doskonałości, to boleśnie o różnicach przypomni ci otoczenie. Zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto powie „przytyłaś, uważaj, bo taki przystojniak szybko znajdzie sobie chudszą”, albo będzie pytał niedowierzająco, czy na pewno to właśnie jest twój mężczyzna, po czym zlustruje cię od stóp do głów zdegustowany jego wyborem.

Mój mąż jest brzydalem i bardzo dobrze. Kocham go jak wariatka za świetne poczucie humoru, życzliwość, opiekuńczość i troskę. Jest fantastycznym partnerem, przyjacielem i ojcem – bo mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Z tym ojcostwem to trochę śmieszne, a trochę przykre, bo kilka osób zapytało mnie, gdy byłam w ciąży, czy nie boję się, że dzieci będą mieć urodę po tacie. Mam w nosie to, co pomyślą sobie inni, a jak ktoś jest bardzo zdziwiony i głupio dopytuje, dlaczego z nim jestem, to mrugam znacząco i przyciszonym głosem mówię „ogień, po prostu ogień, to uzależnia jak cholera”. Najlepsza metoda na takie typy, skutecznie zamyka im usta.

We współczesnym świecie bycie brzydkim i nieatrakcyjnym jest chyba nawet gorsze niż bycie głupim – takie to dziwne czasy! No, chyba, że jesteś majętny, sławny albo dobrze urodzony – wtedy możesz być brzydki jak noc, a i tak powiedzą, że wyznaczasz nowe trendy i przełamujesz stereotypy. A przecież uroda przemija, ludzie zmieniają się czasem diametralnie- popatrz chociażby na zdjęcia gwiazd, które po latach trudno poznać. Boli mnie czasem to, że mojego męża ocenia się niesłusznie po wyglądzie, bo to jeden z najlepszych i najsympatyczniejszych ludzi, jakich znam. Mam cholerne szczęście, że jest właśnie moim facetem i nie zamieniłabym go na żadnego innego, nawet piękniejszego.”


Wysłuchała: Agnieszka Dyniakowska