Go to content

„Nie mogę spać, nie mogę jeść, myślę o tym, że mógłby teraz być z kimś innym”. Wykańcza ją obsesyjna zazdrość

Zadzwoniła do mnie przyjaciółka. „Pomóż mi – mówiła łamiącym się głosem – „Dzieje się coś niedobrego. Nie mogę spać, nie mogę jeść, kiedy wiem, że on ma jakieś spotkanie, że tam będą inne kobiety. Boję się, że wariuję”. Marta zawsze była zazdrosna, ale przy K. ześwirowała kompletnie. Co najgorsze, dusi to w sobie, dławi, bo obawia się jego reakcji. Już jeden związek rozpadł się przez jej ciągłe podejrzenia i wybuchy. Ale K., miłość jej życia, tego nie wiedział. Nie może się dowiedzieć, bo na pewno ucieknie. Zostawi ją, znajdzie sobie kogoś. O ile już nie znalazł.

Martą targają wątpliwości i zjada ją niepewność co do siebie samej. Przecież, jeśli on przypadkiem teraz na swojej drodze spotka kogoś wyjątkowego (a każdy jest jej zdaniem bardziej interesujący niż ona), to nie będzie się zastanawiał. Może trochę poudaje miłość, z litości, bo będzie mu jej żal.

Tymczasem K. to naprawdę fajny człowiek, kocha Martę i potrafi to uczucie pięknie okazać swoją troską, opieką, miłością. Każdy poza nią to widzi. A poza tym jest mądry i to ją w nim chyba najbardziej pociąga. Jasne, że może się podobać innym kobietom, ale wydaje się być szczęśliwy w związku z tą jedną. I planuje z nią wspólną przyszłość. Dwa miesiące temu zaproponował, by ze sobą zamieszkali, poznał też rodzinę Marty i przedstawił ją swojemu ojcu. Jest kimś, kto budzi zaufanie. Kto poważnie traktuje relacje i związki.

Jednak Marta nie może uwierzyć, jak to się stało, że ktoś taki, jak on wybrał właśnie ją. Ona nie widzi ich relacji jako historii dwójki wspaniałych osób, które się poznały i pokochały, dwójki wartych siebie ludzi, ale jako jakiś niesamowity bonus od losu, kredyt zaufania od opatrzności, który teraz ona musi z procentem oddawać. Musi udowodnić, że na niego zasłużyła. Żyje w strachu, że on zniknie, że bańka pryśnie. Albo że to był tylko sen.

Co takiego się dzieje? Wszystko. Bo K. ma pracę „z ludźmi” , taką, gdzie trzeba się dużo spotykać, dużo rozmawiać. Jego kalendarz zapełniony jest spotkaniami, szkoleniami, lunchami w modnych miejscach. A czasem i służbowymi kolacjami z partnerami finansowymi. Taka praca.

Czy K. daje Marcie jakieś powody do zazdrości? Nie. Bo też nie jest typem flirciarza. Nie uśmiecha się do kobiet z którymi rozmawia „w ten” sposób, nie mruga do nich porozumiewawczo, nie utrzymuje kontaktów „pozasłużbowych” ani żadnych innych poza godzinami pracy. Jest w porządku wobec osoby, którą kocha.

strona 1 z 2
czytaj dalej

1/1 Strona 2

Problem nie leży w nim, w jego zachowaniu. Problem jest w niej. Ona nie wierzy w tę jego miłość, bo uważa, że nie jest jej godna. Bo sama siebie widzi, jako kogoś nieciekawego, brzydkiego, nudnego. Każda mogłaby zająć jej miejsce. Każda. Marta jest tak niepewna siebie, że wciąż musi udawać kogoś kim nie jest, kiedy wychodzą razem i poznają jego znajomych. Uśmiecha się, czaruje, ale kątem oka wciąż obserwuje. Spojrzała na tamtą, z tamą porozmawiał, śmiali się razem. Aha. Kiedy wsiądą do samochodu zamilknie trawiąc wciąż w środku i analizując to, co zobaczyła.

W zeszłym tygodniu K. wrócił do domu z informacją, że musi pojechać na firmową integrację. Od tego czasu Marta źle śpi. Przewraca się z boku na bok do późna, a kiedy już uda jej się zasnąć, budzi się z przyspieszonym biciem serca, z nieprzyjemnym napięciem.

Tam będą jego koleżanki, K. będzie z nimi rozmawiał, spędzał czas, wieczorem pewnie wypiją razem piwo albo kieliszek wina… Wyobraźnia podpowiada jej miliony scenariuszy.  W każdym K. oznajmia jej, że poznał kogoś (fajniejszego) i że to koniec.

K. zaczął coś zauważać, widzi, że jest inna – nieobecna, zamyślona. Więc Marta mówi mu, że ostatnio ma dużo pracy, że jest przemęczona, że dobrze by jej zrobiło kilka dni nad morzem. Rozpaczliwie wierzy, że on powinien rzucić wszystko i zamiast na integrację pojechać z nią na weekend.

Próbowała nawet go sprawdzić, zobaczyć, że on też jest zazdrosny. Niech poczuje to, co ona. Spotkała się z kolegą z pracy, kilka razy specjalnie do niego wydzwaniała przy K, pisała do siebie samej zmyślone SMS-y. Niby nic takiego, ale gdyby to K. je dostał, umierałaby z zazdrości. Eksperyment się z bardzo nie udał, bo on jej ufa, no i zależy mu, żeby miała wielu dobrych przyjaciół. Więc stwierdziła już na pewno, że jej nie kocha.

I rozważa skorzystanie z pomocy specjalisty, bo jest jej coraz gorzej, bo coraz bardziej boi się samej siebie. Bo nie umie już sobie z tą zazdrością, z tym lękiem poradzić. Może w ogóle powinna być sama?