Go to content

Młodo biorą ślub i młodo się rozwodzą. Czy taki związek ma szansę przetrwać?

Młodo biorą ślub i młodo się rozwodzą. Czy taki związek ma szansę przetrwać?
Fot. iStock / Milan Stojanovic

Dawid ma 26 lat, trzyletnią córeczkę i za chwilę jego status z „mąż” zmieni się na „rozwiedziony”. – Nie doczekaliśmy nawet drugiej rocznicy ślubu. To śmiech przez łzy, ale wygląda na to, że w dzień w którym normalnie powinniśmy świętować kolejny wspólny rok, kiedy powinienem mojej żonie wręczyć kwiaty,  to owszem,  wręczą nam obojgu wyrok sądu. I przestanę być mężem, a Ona moją żoną.

Myślę o tym, że dwa lata to niewiele jeśli chodzi o związek w ogóle, a co dopiero ślub. Pytam jak się poznali, ile byli ze sobą zanim padło sakramentalne „tak” i co się właściwe stało, że aż tak nie wyszło.

– To nie było jakieś niezwykłe przeżycie, że wiesz szedłem po plaży, słońce zachodziło i nagle ją zobaczyłem, jak biegnie z latawcem. Poznaliśmy się zwyczajnie, na domówce u wspólnych przyjaciół. Ale tak, niezwykła była ona sama. Oczy, zapach, sposób w jaki się poruszała, to jak mówiła. Mieliśmy tyle wspólnych zainteresowań i tematów do obgadania, zawsze się bałem, że nam życia zabraknie na wszystko. Okazało się, że wystarczyły niespełna cztery lata. Było pięknie, bo  my się serio kochaliśmy. W zasadzie, to gdybyś mnie zapytała, czy już jej nie kocham to chyba wolałbym nie odpowiadać, rozumiesz. Z mieszkaniem był problem od początku. Trochę u niej, trochę u mnie, trochę wynajem. Teraz to nawet myślę, że to przez to właśnie nas już nie ma. I nie będzie, bo może tułaliśmy się to tu to tam, ale dawaliśmy radę. O ślubie żadne z nas nie myślało. Byliśmy młodzi, chcieliśmy jeszcze się uczyć, potem dorobić, trochę podróżować. No i Asia przyniosła test ciążowy…

Lenka była dzieckiem chcianym, może nie do końca planowana, ale wieść o ciąży szczerze nas ucieszyła. Ja naprawdę moją Aśkę kochałem, moją żonę. Wiem powtarzam się, przepraszam. Ciąża przebiegała prawidłowo, wszystko było ok, tylko z pracą różnie. No i zaczęły się te naciski na ślub. Nie przez coraz większy brzuch, nic z tych rzeczy. Ktoś nam podpowiedział, że zawarcie związku małżeńskiego bardzo nam ułatwi pozyskanie mieszkania. No i nawet nie zdążyliśmy się wypowiedzieć, zastanowić a już mieliśmy obrączki. I wspólne nazwisko. Dzień weselny, wcale dla nas wesoły nie był, szliśmy jak na ścięcie.  Było nam dobrze bez papierów, deklaracji, obietnic w urzędzie. A potem nagle zaczęło się okazywać, że ja drażnię Ją a Ona mnie.

Gdy urodziła się mała doszły obowiązki. Z kasą było krucho, z urzędu żadnych pism o mieszkaniu. Ja czasem wychodziłem do kolegi, Asia była o to wściekła. A to nie tak, że migałem się od wspólnego życia. Po prostu, nie bardzo radziłem sobie z sytuacją. Nawet nie pamiętam kiedy i które pierwsze, wyprowadziło się  do osobnej sypialni. Raz ja miałem pracę, raz Ona. Ciągle było na wszystko za mało. Na początku dużo się kłóciliśmy i to chyba było lepsze, bo przynajmniej mieliśmy jakiś kontakt. Potem była już tylko wymowna cisza, mijanie się bez słowa, jak dwoje obcych sobie ludzi. Nie winie nikogo. Asia jest matką naszej córeczki, zawsze będę je kochał, obie! Myślę, że niepotrzebny nacisk nas rozdzielił. A może się mylę? Co to teraz zmienia? Jesteśmy w punkcie gdzie na nowo usiłujemy się jakoś dogadać, ale już tylko z myślą o Lence. I tylko dla niej.

Czekam na Basię. Ma 24 lata, rozwód dostała kilka miesięcy temu. Doczekali się z mężem nawet trzeciej rocznicy. Niestety, wtedy już nawet nie mieszkali razem. Nie mają dzieci, więc pewnie było im łatwiej. Tylko czy na pewno? 

– Cześć, sorry za spóźnienie. Może ja ci sama wszystko opowiem. Dużo tego nie będzie, mimo wszystko. Chodziliśmy razem do szkoły, parą zostaliśmy na początku liceum. Kochaliśmy się bardzo i tak samo zawsze chcieliśmy ślubu. Z tym, że ja marzyłam o przyjęciu weselnym dla najbliższej rodziny i garstki przyjaciół, a Jarek o weselichu z pompą, na 200 osób. Jego rodzice też, choć stać na to nikogo nie było. Przekonywałam, tłumaczyłam, prosiłam. Nawet groziłam, że zaręczyny zerwę. Wszystko na nic. W końcu uległam, choć kiedy w  banku kredyt na tę naszą imprezę finalizowaliśmy, to mi się płakać chciało. Może już wtedy przeczuwałam?

Jarek przekonywał, że niepotrzebnie się martwię, że to ma być nasz wymarzony dzień i wszystko ma być jak należy. Nie możemy na nic skąpić bo to źle wróży na przyszłość. Jasne!  Dobrze, że taki wielki kredyt to dobry omen na wspólne dni, cholera. Mówił, że w prezentach i kopertach się większość zwróci.  Albo co tam zwróci! Tyle ludzi, to i pewnie jeszcze nam zostanie. Nie zostało, zwróciła się niewielka część. Za to wesele było super! Połowy gości w ogóle nie znałam, mój małżonek zresztą też nie. Jakieś ciotki i wujkowie, których lata nikt na oczy nie widział. Koszmar.

Potem, to już jak lawina nieszczęść. Uczelnia i praca jednocześnie, bo wynajmowaliśmy, a życie drogie. Zawalanie egzaminów, ciągłe awantury. Kasa na mieszkanie, kasa na raty kredytu. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Raz nawet podniosłam na Jarka rękę, On mi wtedy wykrzyczał, że kogoś ma. Coraz mniej było nas, a coraz więcej problemów. W końcu pisma z banku, bo przestaliśmy płacić. Teraz nawet się do siebie nie odzywamy, mamy rozwód, wyrzuciłam obrączkę. I dalej płacę za swoją głupotę. Siebie obwiniam, za to że nie postawiłam wtedy na swoim. Gdybym tak zrobiła, to pewnie dziś byśmy nie rozmawiały, bo nie byłoby tego tematu. Może nawet byłabym już mamą. Napisz tam, żeby każdy kto ma pomysł na ślubowanie, zastanowił się trzy razy. To nieprawda, że to niczego nie zmienia.

2014 rok – 42 777 rozwodów, wśród nich rozwody małżeństw ze stażem poniżej 5 lat – 9 017

2015 rok – 98.000 rozwodów, wśród nich rozwody małżeństw ze stażem poniżej 5 lat – 18 680

Według danych demografa z Uniwersytetu Łódzkiego doktora Piotra Szukalskiego nawet jedna trzecia małżeństw w Polsce kończy się rozwodem. Niestety większość, to tzw. młode małżeństwa z niewielkim stażem. Statystyki pokazują również, że znaczącą część rozwodzących stanowią ci, którzy w momencie zawierania związku małżeńskiego nie mieli ukończonych 23 lat. W przypadku mężczyzn to ponad 50 proc., a w przypadku kobiet ok. 75 proc.


źródło: GUS